-Tak, tak, tak już tłumaczę.-Uspokoiłam Susan, która nie ogarniała sytuacji.-Poznałam Nasha przez internet. Na początku wakacji pamiętasz jak Ci pisałam, że zaczęłam znajomości przez internet?-Dziewczyna potwierdziła, a mój telefon zawibrował.-No to właśnie jest on. I ostatnio mi obiecał, że kiedyś się spotkamy ale nie miałam zielonego pojęcia że ma takie coś w planach. To mnie totalnie zszokowało okej. Sama nie wierzę w to co się stało.
-No ale dlaczego on nic Ci nie powiedział?
-Zadajesz to pytanie jakbym miała znać na nie odpowiedz... Nie wiem. Niespodziewanka czy coś.-wzruszyłam ramionami mimo że miałam świadomość że dziewczyna tego nie zobaczy.
-Okej. Jaki on jest?
-No normalny... Znaczy się no taki jakim go sobie wyobrażałam. Taki sam jaki był gdy rozmawialiśmy na Skype. Tylko że na żywo. Namacalnie.-Patrzyłam się w sufit jednocześnie bawiąc się włosami i w myślach stwarzając sobie obraz Nasha. Nie skłamię jeśli powiem, że czuje się mega wyjątkowo i wyróżniona móc z nim od tak po prostu rozmawiać jakbyśmy znali się od lat. Wszystkie dziewczyny na jego widok w szkole się wręcz śliniły a mi posyłały zazdrosne spojrzenia. Z jednej strony super ale z drugiej... Jeszcze bardziej posypały się moje relacje z Mattem. A myślę, że puki co by się dziś tego nie dowiedział, ze w ogóle jest jakiś nowy. Nie zwróciłby nawet na niego uwagi. Nie wiedział o jego istnieniu a tym bardziej o tym że go przytuliłam. Ba rzuciłam się na niego. Oczywiście doskonale wiem że to musiała być sprawka Victorii. Przecież nikt po za nią nie miał by nawet w planach jakkolwiek mnie ''wydać'' bo cała reszta ma to totalnie w dupie. Tak myślę. Ewentualnie gdyby Miranda chodziła ze mną do klasy, mogłaby być też całkiem podejrzana, ale sory ale po za Victorią nie ma nikogo innego podejrzanego.-No nie ważne.-Mój telefon ponownie zawibrowal a ja przewróciłam oczami.
-Kto Cię tak ściga dzisiaj?
-Matthew.-Odpowiedziałam bez namiętnie.-Jak tam sprawy z Samem?
-Czekaj, czemu Matt? Twój głos był przepełniony jadem, zdajesz sobie z tego sprawę?-Dziewczyna zignorowała moje pytanie i zaczęła drążyć temat.
-Ta możliwe. Odpowiedz na pytanie.
-Nie najpierw ty wytłumacz może o co chodzi?-Dziewczyna brzmiała na bardzo zdeterminowana w dowiedzeniu się co zaszło.
-Meh...-Susan warknęła na mnie czym mnie troszkę zachęciła do mówienia.-No bo... Jest debilem, chujem, idiota, kretynem, matołem, niedorozwojem, sukinsynem...
-Dobra zrozumiałam! Ale dalej nie znam powodu...
-Nie wiem może taki się urodził.-ponownie wzruszyłam ramionami tak jakby dziewczyna miała to zobaczyć. Starałam się ominąć ten temat najbardziej jak umiałam, ale Susan skutecznie szła w zaparte.
-Sam... Nie próbuj nawet tego pomijać. I tak wiesz, że wyciągnę z Ciebie wszystko prędzej czy później.
-Ugh... No bo, nazwał mnie swoją własnością!-wybuchłam.-Rozumiesz? Powiedział, że należę do niego i że sama wskoczyłam mu do łóżka. Nie wiem jak to odbierasz na przykład Ty ale dla mnie to jest tak jakby nazwał mnie jakąś zdesperowana dziwką.-cały czas praktycznie warczałam do słuchawki, jakbym to właśnie na Susan była zła a nie na tego idiotę. Susan milczała, jakby czekała na dalszą część opowiadania, a ja wykorzystała moment na wygadanie się więc kontynuowałam monolog.-Jeśli on ma zamiar mnie traktować tak przedmiotowo, to ja sobie raczej podaruje. A ten debil myśli, że ja od tak będę z nim o tym rozmawiać i jeszcze sobie to tłumaczyć. Z beznadziejnymi pretekstami, że co poniosło czy coś w ten deseń-powiedziałam oburzona.-Ja się praktycznie boję z nim o tym gadać. On się zrobił w tamtym momencie wręcz agresywny. Ja miałam wtedy przed oczami mojego ojca. A ja nie chce powtórki z rozrywki okej. Nigdy nie pozwolę sobie na takie traktowanie wobec mnie. On uważa, że my porozmawiamy i jeszcze mu w dodatku to wybaczę i o wszystkim zapomnę i będę żyła tak jakby to się nigdy nie wydarzyło. Jeszcze nie daj boże bym się trzymała jego zasranych zasad i dla niego rezygnowała z przyjaciela. Sory ale aż taka pojebana nie jestem żeby się uginać na jego żądania. To że on ma jakieś chore ambicje, to już nie jest moja sprawa, ale niech mnie w swoje plany nawet nie próbuje wciągać, bo ja nie mam zamiaru siedzieć w tym chorym spisku, a tym bardziej podporządkowywać się jego słowom. No sory ale nie chcę dawać rządzić moim życiem nikomu innemu niż sobie samej.-Westchnęłam ostentacyjnie na koniec mojej wypowiedzi, na dwa wdechy.
-Wow... -dziewczyna była zwyczajnie zaskoczona, ale nie dziwię się, bo sama bym się nie spodziewała się czegoś takiego ze strony Matthewa w stosunku do mnie.- Trochę mnie tak jakby zdziwiłaś i na prawdę nie wiem co o tym myśleć po za tym, że coś mu się w główce poprzewracało. Ta Victoria musiała mu zrobić nieźle gówno z mózgu.
-Ugh nie gadajmy o tym... Niepotrzebnie się nakręcałam i denerwowałam. Odpowiedz w końcu co u Ciebie i Sama?
-Okej... Jeśli nie chcesz.-Susan była trochę zdezorientowana, ale starała się nie dać tego po sobie poznać, co nie za bardzo jej wychodziło, bo nie żeby co ale to nigdy nie było jej specjalnością.-A jeśli chodzi o mnie i o Sama... Cóż jest lepiej niż się spodziewałam, że będzie. Widać że się chłopak stara. Nawet już rozmawiał z Kianem i są umówieni na spotkanie. Na szczęście Sam jako dobry i przykładowy chłopak zgodził się abym była przy ich spotkaniu. A Kian jak to Kian. Nie miał nic przeciwko, był praktycznie obojętny ale i zadowolony. Idk w sumie jak to określić. Jego ciężko określić, więc...-dziewczyna nagle się zagłębiła w temat i zapomniała o tym co mówiłam jej przed chwila, ale ja nie zupełnie. Dalej byłam zdenerwowana ale już umiarkowanie, a nie totalnie po całej linii.-A wracając na chwile do tematu jeśli pozwolisz...-przytaknęłam cicho do słuchawki. W sumie i tak się nie uwolniłam od tego jeszcze.-Tak jak teraz myślę, to może on jest tak jakby ''zmęczony'' byciem zazdrosnym i przez to się robi agresywny.-Wydałam z siebie dźwięk przypominający zdezorientowanie bądź co bądź nieogarnięcie w sytuacji.-No... Mam na myśli, po tym jak był zazdrosny o Jc. Wyglądał już wtedy jakby miał wyjść z siebie a ty tak jakby znów mu dajesz powody do tego by być zazdrosnym. Ponownie.
-Okej, jednak nie pozwalam Ci wrócić to tego tematu. Wróćmy do temat Ciebie Sama i Kiana.-Możliwe, że Susan miała racje, ale chyba nie chce tego już słuchać i bardziej zaprzątać sobie tym głowy. W tym samym momencie telefon ponownie zawibrowal oznaczając kolejna wiadomość tekstowa. Miałam ich już co najmniej 20, ale na żadną z nich nie miałam zamiaru odpowiadać.
-Okej, przepraszam.
-Nie przepraszaj, no dość!

CZYTASZ
Way back home // MLE
FanfictionRight here ain't nobody can control you. You make your own story.