Epilog

106 10 6
                                    

Matthew P.O.V.

-Sam!- Krzyknąłem za dziewczyną, która już praktycznie zniknęła z mojego pola widzenia.- Cholera.- Pociągnąłem za końce swoich włosów z frustracji. Spojrzałem na blondynkę przy moim boku, która wyglądała na nie mało zirytowaną. Szybko ją od siebie odsunąłem i spojrzałem na nią przepraszającym spojrzeniem. Ta tylko uśmiechnęłam się fałszywie, splatając ręce na piersiach.

-Jest okej. Leć za nią.- Powiedziała oschle, na co pokiwałem głową, pożegnałem się z nią przytuleniem i szybko wybiegłem z budynku, ale Sam już siedziała w jednej z taksówek. Dziewczyna jedynie wysłała mi smutne spojrzenie i nie pozostawało mi nic tylko wsiąść do kolejnej taksówki i za nią jechać, ale zanim zdążyłem złapać za klamkę samochodu usłyszałem głośny huk. Automatycznie przekręciłem głowę, w stronę dźwięków i od razu zamarłem w miejscu. Miałem wrażenie, że nogi miałem przyklejone do ziemi, nie mogłem się ruszyć, nawet żadna reakcja nie pojawiła się z mojej strony. Tylko patrzyłem się w płonący samochód, próbując przekonać siebie, że to się wcale nie dzieje.

Ludzie zaczęli panikować, jedni podbiegali do płonącego samochodu, drudzy w niepotrzebnej panice obserwowali całą sytuacje, nie robiąc nic pożytecznego tylko bycie wystraszonym całą sytuacją i tworzenie niepotrzebnej paniki. Natomiast ja stałem tak jakby wszystko było w zwolnionym tempie, obserwowałem ludzi, którzy stawali się coraz bardziej rozmazani z każdą sekundą.

Miałem wrażenie, że stoję tak co najmniej od dziesięciu minut, jednak doskonale wiedziałem, że nie minęło nawet pół minuty. Ocknąłem się dopiero kiedy zobaczyłem czarnoskórego mężczyznę wyciągającego nieruchome ciało Sam z pojazdu. W przeciągu kilku sekund już klęczałem przy jej boku, wystraszony jej dotknąć. Miałem wrażenie, że jednym dotykiem mógłbym połamać jej kości.

Nie wiedziałem co dokładnie czułem w tym momencie, ale wiedziałem, że byłem mieszanką złości i smutku. Byłem zły na siebie, że w ogóle pozwoliłem jej wyjść z tego zasranego baru. Cholera, że w ogóle ją na chwilę sam zostawiłem, ale teraz było już za późno i jedyne o czym powinienem myśleć, to Sam leżąca na ziemi w kałuży krwi. Jednak nie mogłem przestać siebie obwiniać za to, że do tego dopuściłem.

Po chwili, która miałem wrażenie, że trwa wieczność, w końcu delikatnie przyciągnąłem do siebie wiotkie ciało Sam. Pokręciłem głową, nie chcąc przyjąć do siebie faktu, że właśnie trzymam w swoich rekach na pół żywą dziewczynę.

-Samantha.- Powiedziałem słabo, z chrypką wyraźną w moim głosie. Czułem jak łzy napierają na moje powieki, ale nie chciałem ich uwolnić, mimo że to nie był moment na powstrzymywanie emocji. -Sam...- Potrząsnąłem lekko jej ciałem w nadziei, że jakimś cudem nagle otworzy oczy, podniesie się z ziemi i powie że wszystko jest okej i czuje się świetnie. Mimo to wiedziałem, że tak nie będzie. -Kochanie, proszę Cię. -Głos mi się załamał, ale wciąż nie przerywałem nią potrząsać.- Nie rób mi tego. -Tym razem już łza spłynęła po mojej twarzy, prosto na policzek dziewczyny, która nie okazywała żadnych znaków życia. Przyciągnąłem ją jeszcze bliżej siebie, tym razem już nie zwracając tak bardzo uwagi na to, że mógłbym z łatwością zrobić jej krzywdę. Nie przejmowałem się nawet tym, że moje ręce, całe spodnie i koszulka były z krwi. -Nie zostawiaj mnie. Cholera Sam nie bądź taka! Otwórz te pieprzone oczy!- Zacząłem krzyczeć, w złości, desperacji i strachu że mogą ją stracić. -Potrzebujesz jeszcze trochę czasu. Jeszcze trochę czasu. Musisz się obudzić. To nie jest twój czas! Masz jeszcze całe życie przed sobą. Sam, wszystko będzie okej, słyszysz? Wrócimy do domu i wszystko będzie w porządku. Kupimy psa i będziemy z nim chodzić na spacery. Będziemy leżeć cały dzień przed telewizorem oglądając Titanica. Będziemy rozmawiali do 4 rano o naszych marzeniach i przemyśleniach. Będziemy, zapraszać wszystkich naszych znajomych i spędzać z nimi miły czas. Będziemy... będziemy się przytulać i planować naszą przyszłość, rozumiesz? -Mówiłem do niej załamany, głaszcząc ją po policzku, oczekując na jakąkolwiek reakcję z jej strony. Jednak cały czas nic. Gdzieś w oddali słychać było już syreny i nie wiedziałem w tym momencie, czy się cieszyłem, czy miałem ochotę zabić tego palanta który po nich zadzwonił. W tym momencie byłem samolubny i nie chciałem aby mi ją zabrali, nie chciałem żeby to był ostatni raz kiedy mogę dotknąć jej jeszcze ciepłej dłoni i delikatnego policzka. Irytujący dźwięk syren, stawał się coraz głośniejszy, więc korzystając z ostatnich sekund, kiedy mogłem trzymać ją w ramionach, pochyliłem się i przycisnąłem swoje usta do jej czoła. Schowałem twarz w zgięciu jej szyi, kiedy przyciągnąłem ją jeszcze bliżej, chociaż zdawałoby się, że jest to niemożliwe. -Kocham Cię. - Wyszeptałem i w tym momencie zdałem sobie sprawę, z tego że to właśnie ona jest tą, z którą chcę spędzić resztę swojego życia, tą dla której bym skoczył pod pociąg, jest tą która będzie na pierwszym miejscu nie ważne co by się stało.

Way back home // MLEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz