Kadłub odrzutowca niczym strzała przeszywał powietrze kierując się do Północnej Afryki. Louis siedzący przy jednym z okien wyglądał za nie, co chwila i walczył z narastającym strachem. Jeszcze, jako dziecko nabawił się czegoś w rodzaju klaustrofobii. Bał się samolotów, zamkniętych przestrzeni i ciasnych pomieszczeń. Twierdził też, że środek lokomocji, którym właśnie się poruszał był latającą trumną.
- Wszystko w porządku? - Zapytała Alex, która od dłużej chwili mu się przyglądała. Nerwowo zagryzał wargę, a ten błysk w oku, który mu towarzyszył zniknął, gdy weszli do środka odrzutowca jeszcze na lotnisku w Waszyngtonie.
- T-tak - Odpowiedział i obrzucił ją wzrokiem. Na jej kolanach leżała gruba księga, którą czytała, żeby jakoś zabić czas lotu. Służbowe sukienki, czy spódnice i koszule zamieniła na wojskowe buty, spodnie moro i butelkowozielony T - shirt. Trudno było stwierdzić, że była agentką do spraw specjalnych. Raczej kadetem, który pomylił samoloty i zamiast do Afganistanu leci do Północnej Afryki.
- Nie jestem tego taka pewna - Westchnęła i odpięła swój pas. Odłożyła na bok książkę, wcześniej zaznaczając stronę i podeszła do szatyna. Kucnęła przy nim i ułożyła palce wskazujące i środkowe na jego skroniach. Zaczęła zataczać nimi delikatne okręgi, a mięśnie Tomlinson'a powoli się rozluźniały. Uporczywe myśli i strach siedzący w nim zaczęły znikać i nie być, aż tak dokuczliwe.
- Lepiej? - Zapytała cicho po kilku minutach.
- Lepiej - Odpowiedział z lekkim uśmiechem. Dziewczyna go odwzajemniła, a po chwili zabrała dłonie i wróciła na swoje miejsce.- Kto cię tego nauczył?
- Mama - Wyraz jej twarzy uległ lekkiej zmianie, a uśmiech na chwile zniknął. Odwróciła na moment wzrok i potrząsnęła głową chcąc pozbyć się wspomnień, które momentalnie wróciły.
- Jak nabawiłeś się klaustrofobii? - Zapytała - Oczywiście, jeśli nie chcesz, to nie musisz mówić - dodała. Nie miała ochoty mówić o sobie. Nie była jeszcze gotowa.
- W dzieciństwie mieszkałem z rodzicami na wsi. Na podwórku mieliśmy taką dużą, kamienną studnie. Ojciec powtarzał mi, żebym trzymał się od niej z daleka, bo w każdej chwili kamienie, które znajdowały się na ziemi mogły się skruszyć i wpaść do wody. Nie słuchałem go. Gdy tylko on, albo matka nie patrzyli, to zaglądałem do środka i przyglądałem się tafli wody. Pewnego razu kamienie rzeczywiście nie wytrzymały i skruszyły się wpadając do wody. Wpadłem razem z nimi, a wtedy nikogo nie było w domu. Krzyczałem, wołałem, niemal błagałem o pomoc, ale nikt mnie nie słyszał. Minęło dwie godziny, cztery, sześć, a gdy już prawie traciłem przytomność z wyczerpania ktoś mnie wyciągnął. Trafiłem w złym stanie do szpitala, a jak się okazało siedziałem w tej lodowatej wodzie ponad dwanaście godzin - Wyznał wracając do najmroczniejszych zakamarków swojego umysłu i najgorszych wspomnień ze swojego życia. - Po powrocie do domu bałem się spędzać swój wolny czas w swoim pokoju, czy salonie. Wydawało mi się, że ściany się na mnie nasuwały chcąc zabić - dodał wyglądając przez okno.
Alex słysząc, to co mówił nie bardzo chciała to wierzyć. Człowiek, który teraz jest asem w rękawie Stanów Zjednoczonych, który jest agentem 00 przeżył coś takiego?
- O matko... - W końcu wykrztusiła z siebie - Nie wiem, co mam powiedzieć, żeby cię nie urazić - dodała pośpiesznie.
- Było minęło, nie ma, po co tego rozgrzebywać - Machnął ręką - Czasami do mnie wraca. Uderza we mnie raz mocniej, raz słabiej, zależy od sytuacji, ale jakoś sobie radzę - dodał z lekkim uśmiechem na ustach chcąc ją do tego przekonać. Choć sam nie do końca w to wierzył.
***
Jeep od czasu do czasu podskakiwał na wyboistej drodze, przez co Louis parokrotnie, po mimo pasów lądował na kolanach Alex i na odwrót. Kierowca ani myślał zwolnić, a wręcz przeciwnie. Naciskał pedał gazu jeszcze mocniej.
- Zabije Styles'a za to, że nam nie powiedział, że ta cała pieprzona baza jest, aż tak daleko od lotniska - Wycedziła Alex zaraz po tym, gdy jej głowa spotkała się z kuloodporną szybą.
- To i tak będzie za mało - Mruknął Tomlinson, a Alex zachichotała cicho.
W końcu po trwającej prawie godzinę przejażdżce po urokliwych widokach Afryki i Sahary oboje mieli dość. Zmęczeni, zgrzani i nieźle spoceni z powodu panującej temperatury ledwo żywi wyszli z samochodu, gdy byli już na miejscu. Tomlinson rozejrzał się dookoła jednocześnie nasuwając na nos okulary przeciwsłoneczne i po względnym zapamiętaniu, co gdzie się znajduje dołączył do blondynki, która stała w cieni i piła hektolitrami zimną wodę.
Kompleks budynków, które składały się na bazę FBI był niewielki. Dwa budynki mieszkalne, jeden samotny, który stanowił skład broni oraz coś w rodzaju łazienki, niewielkiej strzelnicy i biura.
- Podziel się - Szturchnął ją lekko, przez co kilka kropel cieczy nie trafiło do jej ust, ale na brodę i skapnęło na dekolt.
- Zabije cię, kiedyś Tomlinson - Warknęła rzucając w jego stronę butelką - Najpierw Styles'a, potem ciebie - dodała
- Pocieszające - Odgryzł się, a po chwili roześmiał i odkręcił butelkę. Wypił całą jej zawartość, a plastik zgniótł w dłoni. W końcu zza ściany wyłonił się szatyn z lekko kręconymi włosami i okularami na nosie. Był ubrany w podobny strój, jaki miał na sobie Louis i Alex. Buty wojskowe, spodnie moro i ciemna koszulka opinająca mięśnie. Nijak nie przypominało to codziennego stroju służbowego Tomlinson'a.
- Ashton Irwin, można nazywać mnie dowódcą tej bazy - Przedstawił się podając dłoń Louis'owi. Alex kiwnęła głową nie przyjmując jego dłoni. Louis uznał, to nieco za dziwne, ale postanowił nie pytać o powód. - 009 i 4703? - Zapytał omiatając ich wzrokiem.
- Tak - Odpowiedzieli jednocześnie.
- Co za synchronizacja - Zaśmiał się - Mówcie mi po imieniu, tego, czego Styles nie słyszy i nie widzi, tym lepiej dla niego - Alex zachichotała cicho na jego słowa. Ashton ją powoli do siebie przekonywał. - Chodźcie za mną - dodał Irwin i zawrócił w tym samym kierunku, z którego przyszedł.
***
- Kiedy mamy zacząć? - Zapytał Louis siadając na jednym z krzeseł. Alex zajęła miejsce obok niego.
- Jutro po południu - Ashton ułożył buty na krańcu biurka, a z szuflady znajdującej się po jego prawej stronie wyjął whisky i trzy kieliszki - Napijecie się? - dodał
- Dobrej whisky się nie odmawia - Odpowiedział Tomlinson, co oznaczało jego zgodę. Irwin spojrzał na Alex.
- Chętnie - Uśmiechnęła się lekko - Powiesz nam coś więcej o Pierce'ie? - dodała
- To ten sam drań, gbur i głupiec, jakim był przed laty. Nie boje się zaryzykować stwierdzeniem, że to tylko się pogłębiło. Ten człowiek praktycznie nie ma uczuć ludzkich. Zero litości, współczucia, czy skruchy. Zero - Mówiąc to rozlewał alkohol do kieliszków.
- Mogłam się tego spodziewać - Prychnęła, jakby znając jego stare oblicze. Bo znała i to całkiem dobrze.
- Za co wypijemy? - Zapytał Louis zabierając swój kieliszek.
- Za zabójstwo Pierce'a, potem awansy, a na końcu coś się jeszcze znajdzie - Stwierdziła Alex uderzając swoim szkłem o ich - Wasze zdrowie panowie - dodała, a brunatna ciecz zniknęła w jej gardle.
- Nie znałem cię od tej strony, Alex - Mruknął Louis odstawiając swój kieliszek na biurko.
- Znasz tylko 1/3 mnie, kochanie - Uśmiechnęła się szeroko - Gdy się dostatecznie upije, to się może przed tobą otworze. Pamiętaj, może - dodała, a po chwili jej śmiech wypełnił pomieszczenie.
- Ashton, na co czekasz - Tomlinson pogonił Irwin'a - Rozlewaj to szybciej - dodał - Chce wiedzieć, co nasza Alex ukrywa.
~*~
Dzisiaj się trochę rozpisałam, mam nadzieje, że nikomu to nie przeszkadza x
Za niedługo zrobię nowy zwiastun, bo stary mi się znudził, lel
Chce wam bardzo podziękować za ponad 1k wyświetleń! Nie sądziłam, że ktokolwiek zechce przeczytać fanfiction z Louis'em wzorowanie filami z James'em Bond'em i serialami kryminalnymi >< A tu taka miła niespodzianka ^^
Dziękuje, że jesteście i niech nas będzie więcej :3
All the love, Red x
CZYTASZ
nowicjusz • tomlinson
Fanfiction❝trzeba niemało odwagi, aby się ukazać takim, jakim się jest naprawdę.❞ ━ s.kierkegaard ~*~ [zakończone ✔] [dedykowane @mylouispony] © text, cover and trailer by xrainbow_007x (2015/16)