15.

671 60 14
                                    

Przetarł zmęczoną twarz dłonią i oparł się o przyjemnie zimną ścianę budynku. Było po szóstej, może wcześniej. Styles obiecał przysłać po nich śmigłowiec, więc nie robili nic innego z wyjątkiem czekania. Obracał w dłoni zabezpieczony pistolet łudząc się, że zabije tym w jakikolwiek sposób czas. Alex siedziała na spróchniałym stole machając powoli nogami. Nie mieli zbyt dużo wody i to było w tym wszystkim najgorsze.

- Kiedy to się skończy? - Zapytała podnosząc głowę. Zacisnęła palce na krawędzi stołu patrząc się na szatyna. Wyglądał cholernie pociągająco z zagryzioną wargę oraz zmierzwionymi włosami.  Wzruszył w odpowiedzi ramionami krzyżując ich spojrzenia ze sobą. 

- Nie wiem - Mruknął w końcu osuwając się po ścianie na podłogę. Wyciągnął nogi przed siebie. Chciało mu się pić, bolały go mięśnie i był cholernie zmęczony. Jedyne o czym marzył to długi sen w wygodnym łóżku poprzedzony kąpielą. 

Czy to faktycznie było za dużo?

***

Niewielki czarny punkt majaczył na niebie przynosząc ratunek. Z karabinem na ramieniu i pistoletem w pewniejszej dłoni z zadartą głową obserwował jak helikopter podchodzi do lądowania.

- Nareszcie - Blondynka pojawiła się obok niego i spojrzała w górę. Potarła ręką kark, a ciche jęknięcie bólu opuściło jej usta. Żadnemu z nich ta noc nie pomogła. Bolał ją każdy skrawek ciała. Przeklinała samą siebie, że dała się w to wplątać. A mogła sobie odpuścić i siedziałaby teraz w ciepłym gabinecie uzupełniając jakieś głupie dokumenty na życzenie Styles'a. - Ileż można było czekać - burknęła zabezpieczając swój pistolet. Louis spojrzał na nią kątem oka. Z każdym kolejnym dniem poznał ją coraz bardziej. Była zupełnie inna niż założył na samym początku. 

***

- Mogę zadać ci pytanie? - Zaczęła, gdy znaleźli się w odrzutowcu, który miał zabrać ich już do domu. Harry zadbał o wszystko - znalazły się nawet krewetki i szampan. Chciał w ten sposób wynagrodzić ich za udział w tak trudnej akcji? Odtrąciła od siebie myśli związane z szefem i spojrzała pytająco na szatyna. 

- Pytaj - Wzruszył obojętnie ramionami z przymkniętymi powiekami. Splecione dłonie zgiął w łokciach i wskazujące palce ułożył na górnej wardze. Chciał odpocząć. 

- W aktach napisali, że twoi rodzice zmarli w wypadku... - Podjęła temat opierając się wygodniej o fotel - Nie miałeś nawet dziesięciu lat, jak na to zareagowałeś? - dodała. Chciała wiedzieć, co czuła osoba, która była w tej samej sytuacji, co ona. 

- A jak może się czuć dziecko, które z dnia na dzień straciło rodziców? - Spojrzał na nią chłodnym wzrokiem. Jego spokojne, niebieskie spojrzenie zaczęło ciemnieć. Jak woda w oceanie przed burzą. - Gdyby nie byli takimi głupcami, to prawdopodobnie nadal chodziliby po tym świecie - dodał

- Co się tak naprawdę stało? - Zadawała pytania z wyćwiczoną dokładnością i opanowaniem. Tak jak na agentkę specjalną przystało. 

- Podobno pogoda zmieniła się w ułamku sekundy i nadeszła zamieć śnieżna, ale po tym, czego się nauczyłem jakoś nie chce mi się w to wierzyć - Wyjaśnił szybko. Poczuł się jak na przesłuchaniu. Tylko, że to nie on wprawiał w zakłopotanie i zadawał pytanie. Był po tej gorszej stronie. - Mount Everest to ośmiotysięcznik, potrzebny był im traper, który znał tę górę jak własną matkę i to tutaj jest mój punkt zaczepienia.

- Chcesz powiedzieć, że mógł, nie wiem, majstrować coś przy linach, albo coś w tym rodzaju? - Zasugerowała

- A dlaczego nie? - Wzruszył ramionami. W prawdzie doszedł do tego po latach, ale doszedł - Trafiłem do rodziny zastępczej, nie było tak źle. Po skończeniu osiemnastu lat wyprowadziłem się, zrobiłem trochę tatuaży i poszedłem do szkoły policyjnej - dodał - To tak w skrócie.

- Moi rodzice też zginęli w wypadku - Przyznała znając sobie sprawę, że wyjawiła mu najbardziej skrywany sekret.

- Mogę wiedzieć jak do tego doszło? 

- Wracaliśmy od dziadków, miałam pięć, albo sześć lat, już nie pamiętam - Zaczęła dodatkowo przełykając głośno ślinę. Zacisnęła dłonie w pieści wyglądając za niewielkie okno. Skrzydła przecinały chmury z dużą prędkością - Kierowca ciężarówki stracił przytomność, zjechał nagle na nasz pas, tata nie był w stanie zareagować. Zginął on, zginęła mama i moja młodsza siostra. Później opiekowali się mną dziadkowie, ale za picie, palenie i branie narkotyków trafiłam na dwa lata do zakładu poprawczego - dodała bojąc się spojrzeć mu w oczy. Zawsze to ona wszystkich oceniała, a teraz nadszedł czas, żeby to ją oceniono. 

- Przykro mi - Przyznał obserwując uważnie twarz. W tej pracy również chodziło o obserwacje. 

- Wiesz, co jest w tym wszystkim najśmieszniejsze? - Uśmiechnęła się sztucznie w końcu spoglądając w jego stronę.

- Co?

- Pierce był zamieszany w ten wypadek - Powiedziała prawe szeptem. W jej oczach zaświeciły łzy - Wtedy jeszcze nikt o nim nie słyszał, piął się po szczeblach kariery aż na sam szczyt. Nie wiem, czy moi rodzice byli mu nie wygodni, ale naprawdę chce go złapać i zranić tak samo mocno, jak on zranił mnie. 

Louis wstał ze swojego miejsca i usiadł obok niej. Splótł jej dłoń ze swoją i spojrzał na nią. 

- Pomogę ci - Mruknął cicho i uśmiechnął pocieszająco. Zamilkł po tym podobnie jak ona. Myśli pędziły po jego głowie. A co jeśli Pierce był również zamieszany w wypadek jego rodziców?

~*~

Czy ktoś tęsknił za Nowicjuszem?



nowicjusz • tomlinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz