Nadszedł właściwy dzień, nadeszła właściwa godzina, właściwy moment, aby dokonać zemsty. Zbrodni doskonałej, o której dowiedzą się wszyscy, ale nie będzie sprawcy, czyż to nie było wspaniałe? Być, jak Stwórca, który może zakończyć życie w każdym momencie, czy je przedłuż na tak długo ile zapragnie.
Było późno. Zbyt późno, aby udać się na imprezę, ale zbyt wcześnie aby wyjść do pracy na nocną zmianę. Szatyn czując zmysłowe ukłucie podniecenia wyjął z pod łóżka futerał na karabin snajperski i położył go na satynowej pościeli. Otworzył pudło, dotykając opuszkami palców swojej broni. Zacisnął usta w wąską linię, czując pod dłonią chłód metalu. Sprawdził zapas, jaki znajdował się w magazynku, po czym zgarnął wszystko z łóżka. Narzucił na siebie czarny płaszcz, który zdecydowanie był za długi, przeczesał palcami włosy i wyszedł, jak gdyby nigdy nic. W myślach odtwarzał sobie trasę, jaką ma do pokonania, dzięki fotograficznej pamięci wystarczyło tylko kilka sekund, aby nie musiał zabierać ze sobą mapy.
Wymienił znaczące spojrzenie z odźwiernym, po czym zaczerpnął nocnego powietrza, które przez kanały niestety nie należało do najczystszych. Złapał wodną taksówkę i podał odpowiedni adres, oddalony odpowiednio od miejsca, do którego zmierzał. Jego duszę opanował demon zemsty, palił go i przejmował nad nim kontrolę. Upajał się powoli swoją wygraną, nie przewidując żadnych innych scenariuszy. Zaplanował to perfekcyjnie. A przynajmniej tak mu wmówiono przez jego własne czyny. Znowu.
***
Dachówki niebezpiecznie skrzypiały i przesuwały się pod jego stopami, gdy dostał się już na odpowiedni dach. Zacisnął dłoń na uchwycie futerału, po czym przeskoczył na drugą część budowli. Na przeciwko mieściła się wiekowa kamienica, gdzie przebywał Pierce, to tutaj wszystko miało się zakończyć. Obiecał to samemu sobie, nie zamierzał kłamać, gdy coś się nie uda, poza tym nie dopuszczał do siebie takiej myśli. Prowadzony zemstą i jej demonem dotarł na dogodną pozycję strzelecką. Położył się, wcześniej otwierając pokrowiec. Wyjął broń, przekładając ją do pewniejszej ręki. Choć karabiny snajperskie nie należały do jego ulubionej broni, to w wojsku miał z nimi do czynienia parędziesiąt razy. W końcu to on i paru jego kumpli, o których istnieniu powoli zapominał czyścili teren ze strzelców wroga przed każdą kolejną misją. Teraz wystarczyło tylko poczekać.
Jak tygrys czekający w zaroślach na swoją ofiarę. Zamaskowany, niepozorny i niewidzialny.
Wyobrażał to sobie. Jego palec naciska spust, nabój dziurawi skroń Pierce'a na wylot, on pada bez życia, a następnego dnia wie o tym cały świat. Scenariusz wyjęty z dobrego kina akcji, ale w każdym scenariuszu znajdują się błędy, prawda? Nawet po wielu korektach i dopięciach na ostatnie guziki.
Poczuł w kieszeni rozpraszające wibracje, więc postanowił na chwilę przerwać tą wyjątkową chwilę. Wyjął smartfona i zacisnął na nim palce, gdy zauważył nieznany numer na ekranie. Odebrał. Niemal od razu żałując.
- Dobry wieczór, Louis. - odezwał się Pierce, a jego wzrok od razu powędrował na kamienicę. Dobrze, że wcześniej przełożył karabin t do prawej ręki. Spojrzał w tamtym kierunku, wiedząc, że rozpoczyna wojnę. Nie bitwę, bitwy już dawno się skończyły. Wojna, to było właściwe określenie.
- Chcesz zginąć, rozmawiając ze mną? - zapytał, uśmiechając się chytrze.
- Mam dla ciebie propozycję. - oznajmił, a Louis, choć znajdował się całkiem daleko, zauważył, jak jego twarz wykrzywia się w perfidnym uśmiechu. - Propozycję, której nie odrzucisz.
- Bawisz się w ojca chrzestnego?
- Chłopcy, wprowadźcie ją.
~*~
czo to się odwaliło, czo się dzieje, wut, wut, wut XDDD
będę wdzięczna za wasze komentarze, które cholernie motywują, mordki x
CZYTASZ
nowicjusz • tomlinson
Fanfiction❝trzeba niemało odwagi, aby się ukazać takim, jakim się jest naprawdę.❞ ━ s.kierkegaard ~*~ [zakończone ✔] [dedykowane @mylouispony] © text, cover and trailer by xrainbow_007x (2015/16)