27.

386 36 8
                                    

Niedbale zeskoczył na wyłożony kocimi łbami ślepy zaułek i popędził, co tchu w kierunku głównej ulicy. Niepotrzebne użerał się z karabinem, ale warta fortunę broń nie pozwoliła mu się zostawić, poruszając jego sumienie. Oddychał nierówno i szybko, zwiększając swoje zmęczenie, ale adrenalina wraz ze strachem napędzały jego organizm, przez co biegł szybciej niż to było do przewidzenia. 

W mgnieniu oka dotarł pod właściwy budynek, a kilkadziesiąt metrów dalej szofer otwierał drzwi luksusowego samochodu przed Pierce'em. Dostał kolejny wybór. Gonić, albo pomóc. Wyjął pistolet, który spoczywał do tej pory w kaburze na pasie i wycelował, ale było już za późno. Mercedes ruszył z piskiem opon, budząc przy tym połowę mieszkańców wodnego miasta. Louis nie miał pojęcia, jak auto mogło się tutaj znaleźć, ale po Williamie można było spodziewać się już absolutnie wszystkiego. 

Wbiegł drewnianymi schodami na górę i odnalazł orientacyjnie drzwi. Przekręcił gałkę, ale były zamknięte. Wyrzucił z ust wiązankę przekleństw, wplótł palce we włosy, a potem omiótł wzrokiem całe pomieszczenie urządzone w romańskim stylu. Wziął głębszy wdech, zebrał w sobie resztę siły i naparł ciałem na drewnianą powłokę. Gdy to nie pomogło, a bark zaczął go niebezpiecznie pobolewać, kopnął w drzwi, a te wyleciały z zawiasków, odsłaniając przy tym spróchniałą framugę. 

- Alex?! - krzyknął, rozglądając się panicznie dookoła. Obrócił się w miejscu po mieszkaniu, czując się jak bezradne dziecko, które zgubiło własną matkę w galerii handlowej. - Kurwa mać, Alex gdzie jesteś? - wymsknęło mu się, gdy zobaczył kałużę krwi na podłodze. 

- Tutaj, a gdzie mam być... - syknęła, pojawiając się za nim w prowizorycznej opasce uciskowej. - Boli, jak cholera. - skwitowała swój stan, osuwając się po ścianie na podłogę.

- Zabieram cię do szpitala. - postanowił, przykucając obok niej. Przyłożył dłoń do jej czoła, profilaktycznie sprawdzając temperaturę jej ciała.  

- Goń tego skurwysyna, ja sobie poradzę. - odepchnęła jego dłonie od siebie, a na jej twarz wpełznął grymas. Z każdą mijającą minutą bladła, a to nie wróżyło niczego dobrego. - Jakoś dałam sobie radę, gdy ciebie nie było, więc teraz też sobie poradzę. - dodała, oddychając coraz płycej i ciężej. 

- Masz kulkę w udzie, do cholery. Nie zostawię cię tutaj na pastwę losu, poza tym Pierce zdążył spieprzyć. - wymruczał zirytowany oporem, jaki stawiała. - Zdajesz sobie sprawę ile krwi straciłaś? - dodał, pomagając jej się podnieść. Gdy zobaczył, że coraz trudniej idzie jej posuwanie się na przód, a najmniejszy wysiłek łączy się z wodospadem bólu wyrysowanym na jej twarzy, jak portret, zabrał drobną blondynkę na swoje ręce. Wyczuł, że schudła, nawet bardzo. 

- Dlaczego zaczęłam cię nagle interesować? - mruknęła, opierając głowę o jego ramię. 

- Partnera nie zostawia się w potrzebie. - wytłumaczył, spoglądając na jej twarz. Wyglądała tak, jakby zaraz miała stracić przytomność. 

- Louis?

- Hm?

- Dziękuję. - wyszeptała resztkami sił, a potem jej opieki opadły bezsilnie, potwierdzając tylko przypuszczenia szatyna. Ucałował jej czoło, prosząc w myślach, aby była dzielna i wytrzymała, jak najdłużej się da. 

Droga do szpitala minęła w stresie i na popędzaniu kierowcy.  Szpital Casa Di Cura S.Marco miał izbę przyjęć wypchaną po brzegi osobami.

- Potrzebny mi lekarz! - zaczął po angielsku, a tłum gapiów, który zebrał się dookoła nich wcale mu nie pomógł. Zauważył, że recepcjonistka go zrozumiała, chwilę później cały zespół odebrał od niego blondynkę, a jemu samemu kazano czekać. 

~*~

ostatnio się zastanawiam, czy da II część serio ma jakiś sens .-.

niby mam ułożoną fabułę, obsadę i tak dalej, ale idk 


nowicjusz • tomlinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz