30.

391 30 7
                                    

- Mam! - opadła na kanapę, wcześniej pozbywając się butów i ciążącej torebki. - Udało mi się. - dodała radośnie, wyciągając swoje gibkie ciało. Spojrzała na szatyna, który pił poranną kawę, a potem uśmiechnęła się lekko. 

- Mam nadzieje, że tym razem nam się uda. - przyznał, zawisając nad nią w ułamku sekundy. 

- Na pewno. - zaplotła dłonie na jego karku, a jej uśmiech powiększył się. - Nie cieszysz się?

- Cieszę się, chce mu się odpłacić, ale to chyba nie jest mój dzień. Mam wrażenie, że coś się stanie. - przyznał, układając dłonie po bokach jej głowy. 

- Więc trzeba się go pozbyć. - W oka mgnieniu zmieniła ich pozycje, siadając okrakiem na mężczyźnie. Promieniała przy nim, wracając coraz szybciej do pełni sił. Ból, który towarzyszył jej podczas poruszania się, nie był już taki uciążliwy jak na początku. Zaśmiała się cicho, składając czuły pocałunek na ustach Louisa. - Dzisiaj zrobimy sobie wolne, co ty na to? - dodała, wplatając palce w jego włosy. 

- Jestem za. - przyznał, zaciskając dłonie na jej biodrach. 

- Nie przeszkadzam wam w czymś? - słysząc obcy, a jednak dobrze znany głos, odskoczyli od siebie, jak oparzeni, zastanawiając się skąd pochodzi. Alex spadłaby na panele, ale dobry refleks Louisa jej na to nie pozwolił. Blondynka rozejrzała się dookoła, aż w końcu trafiła na telewizor, w którym zauważyła twarz swojego szefa. Przewróciła oczami, jednocześnie wzdychając ciężko. Wymieniła znaczne spojrzenie z szatynem, a ten przeczesał palcami włosy, pozostawiając je w nieładzie. 

- Styles. - rzucił, mierząc się z byłym szefem na spojrzenia. Jego twarz przyjęła chłodny, obojętny i służbowy wyraz, a Alex poprawiła nerwowo bluzkę, starając się nie czerwienić się ze wstydu. - Czego ode mnie chcesz, człowieku? Mam wysłać ci rozbudowane wypowiedzenie? - dodał, zastanawiając się, o co znowu może chodzić. 

- Myślę, że nie będzie ci już potrzebne. - zaczął Harry, rwąc na kawałki dokument, w którym Louis rezygnował z posady agenta 00. - W trybie natychmiastowym wracasz na swoje stanowisko. To rozkaz wprost z Białego Domu. 

- Chce rozmawiać z prezydentem. 

- Myślisz, że będzie zawracał sobie głowę jakimś marnym agencikiem i jego kochanicą?

- Najwidoczniej tak, skoro musiał działać sam, bo nieporadny dyrektor FBI nie dał sobie rady. - uśmiechnął się zwycięsko, a Alex zachichotała pod nosem, krzyżując pod sobą nogi. 

- Nie prowokuj mnie, Tomlinson. 

- Bo co? Każesz mnie zastrzelić tak jak Naziści w czasie II wojny światowej? - uniósł brew, zakładając dłonie na klatkę piersiową. - Obydwaj wiemy, że tego nie zrobisz. Jestem dla was zbyt cenny. 

- Dostaniesz podwyżkę.

- Ile?

- Stawka dyrektora FBI. 

- Chce dom w Waszyngtonie. - rzucił bezceremonialnie, starając się wynegocjować sobie przyszłość. - Willę z kilkunastoma pokojami. 

- Zobaczę, co da się zrobić. - zaczął Styles. - W zamian chce dostać wszystkie szczegóły, jakie udało wam się już ustalić, gdy przylecę do Wenecji.

- O ile przylecisz. - szatyn przewrócił oczami, zastanawiając się nad sensem tej porywającej rozmowy. 

- Wątpisz we mnie?

- Już widzę, jak chce ci się ruszyć ten tłusty tyłek z fotela. - prychnął. - Ale czekamy. Nie licz na powitanie kawiorem i szampanem, bo jednak ktoś tutaj pracuje, a nie wydziera się po podwładnych i pieprzy wszystkie sekretarki. - dodał, wyłączając telewizor.

- Co to było? - zapytała Alex. Była w lekkim szoku. Łagodnie rzecz biorąc. 

- Nie mam pojęcia. - stwierdził Louis, a potem złapał paczkę i wyszedł zapalić. 

~*~

Styles i FBI wracają do gry, łoooo

robię maraton, codziennie postaram się dodawać jeden rozdział, bo chce już skończyć tą część, cri 

nowicjusz • tomlinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz