20.

546 46 7
                                    

Parkując w tym samym zaułku, co za pierwszym razem, gdy werbowała go na agenta 00 o mało, co nie skasowała wartego fortunę samochodu. Wyszła z pojazdu, trzaskając drzwiami i niedbale go zamykając. Niegdyś spokojna twarz, wręcz oaza spokoju, jaką była blondynka teraz ukazywała najróżniejsze barwy złości. Przypominała normalną naturę Styles'a - aktywny wulkan zaskakujący ludzką publikę swoją erupcją. Nie interesując się ruchem ulicznym, przecięła ulicę zamaszystym krokiem i odepchnęła od siebie brutalnie drzwi wejściowe apartamentowca. Odźwierny posłał jej pełne zdziwienia spojrzenie, od razu tego żałując. Burzowe spojrzenie spiorunowało go z odległości kilku metrów od końcówek włosów, aż po czubki palców u stóp. Przełknął zakłopotany ślinę, zwieszając wzrok, a blondynka ruszyła przed siebie rytmicznym, ale cholernie szybkim krokiem. 

Po dostaniu się na właściwe piętro oraz właściwe drzwi uderzyła pięścią w ciemne drzwi. Całą siłę, jaką posiadało w sobie jej drobne, mające zaledwie sto sześćdziesiąt centymetrów ciało przełożyła na uderzenie. Mocne oraz głośne, ale krótkie i powtarzające się wielokrotnie. Była przygotowana na każdą ewentualność, nawet na użycie wytrychu - a gdyby nie poskutkowało - na wyważenie drzwi.

- Tomlinson, nie zmuszaj mnie do tego, abym postawiła na nogi połowę Waszyngtonu, by móc wejść do środka. - zaczęła, zdając sobie sprawę, że cały jej trud idzie na marne. Skrzyżowała dłonie na klatce piersiowej, bębniąc o podłogę stopą. Niewiarygodne było, jak szybko wyzbyła się swojego wewnętrznego spokoju i opanowania na rzecz wściekłości, gniewu, a nawet drobnej niepoczytalności. 

:::

Kiedy natarczywe pukanie nie ustawało, a wręcz przeciwnie - nasiliło się - postanowił sprawdzić kim jest osoba, która go nachodzi. Odstawił wysoką szklankę do połowy pustą, w której jeszcze przed godziną było oryginalne, kubańskie Mojito. Choć nie był to jego ulubiony drink, bo już dawno stało się nim białe martini, to Nie fatygując się, aby uprzątnąć bałagan, który zdążył narobić podczas lokalizowania Pierce'a oraz aby poszukać koszuli, czy koszulki podszedł do drzwi. Przeczesał włosy palcami w niedbały sposób i spojrzał przez wizjer. Przewrócił oczami, a jego usta opuściło westchnienie stracenia wiary w ludzkość.

- Co? - zapytał, otwierając drzwi na szerokość swojej głowy. Nie chciał nieproszonych gości, a już na pewno nie Alex. 

- Możesz mi powiedzieć, co ty do kurwy nędzy odczyniasz? - zapytała, wykorzystując chwilę braku uwagi z drugiej strony i popychając drzwi. Weszła do środka, nie zamykając ich za sobą. Zatrzymała się w pół kroku, widząc panujący bałagan, do którego nie była przyzwyczajona. 

- Co odczyniam? - zmarszczył brwi, opierając się o ścianę i krzyżując dłonie na nagiej klatce piersiowej. 

- Wypowiedzenie? Louis, czy ty do reszty oszalałeś? - zapytała, podchodząc do niego. Jej tęczówki szalały, jak ocean podczas sztormu. 

- Chce mu się odpłacić, nie potrzebuje mieć was na karku, poza tym, co za różnica, czy zrobię to jako agent 00 czy jako bezrobotny? - zaczął, nie rozumiejąc tego całego zdenerwowania federalnego biura śledczego. 

- Nawet nie masz pojęcia ile zmarnowałam czasu na twoje szkolenie. - zaczęła, dotykając czubkiem palca wskazującego skóry na jego klatce piersiowej. 

- Więc, o to chodzi. - zaśmiał się głośno, jakby nie dowierzając. - Zbyt dużo we mnie włożyliście, aby puścić mnie wolno. Zbyt dużo wiem i w każdej chwili mogę zacząć gadać, a to byłby gwóźdź do waszej trumny. - dodał cynicznie, uśmiechając się w ten sam sposób. Miał ich w garści. 

- Tyle godzin treningów. Fizycznych oraz psychicznych. Idioto, jesteś więcej wart niż całe twoje marne i nędzne życie. - zaczęła wymieniać ze złością. Oboje próbowali przeciągnąć się na swoje strony, niestety bez pozytywnych rezultatów.  

- Wyobraź sobie, że mnie to nie obchodzi, bo to i tak nie było moje życie, tylko jakiejś pieprzonej marionetki. - przewrócił oczami, zachowując wyimaginowany spokój. 

- Chcesz tak po prostu odejść? Mając wszystko i wszystkich w dupie? - zapytała, odsuwając się od niego. Poczuła wstręt. Większy niż ten, którym darzyła Pierce'a. 

- Od samego początku. - kąciki jego ust znowu drgnęły do góry w chytrym uśmiechu. 

- Myślałam, że jesteś inny, ale prawda jest tak, iż obaj jesteście siebie warci. - skomentowała, kręcąc głową. - W takim razie idź, nawet usunę ci się z drogi, tylko nie wracaj z podkulonym ogonem, gdy okażę się, że Pierce zaskoczył twoje oczekiwania. - dodała patrząc się na niego jak na wroga. Może nawet gorzej. 

- Dziękuje, a teraz możesz wracać do Stylesa i przekazać mu, że gdyby potrzebował mojej odznaki, czy broni służbowej, to są w dolnej szufladzie biurka. - dodał zgryźliwie, trzaskając za nią drzwiami. 

Wrócił do salonu, opadając na kanapę. Przeczesał palcami włosy, pociągając za ich końcówki. Podniósł się do pozycji siedzącej i sięgnął po szklankę, opróżniając ją do dna, a potem zaśmiał się słysząc pisk opon z zewnątrz. Wstał, idąc do kuchni, aby odłożyć naczynie do zmywarki, po czym przeszedł do sypialni. Wyjął z pod łóżka spakowaną torbę i opuścił mieszkanie, wkładając klucz do wazonu z różami stojącego w korytarzu. Widząc zamykające się przed nim drzwi windy czuł, jakby pewien etap w jego życiu dobiegał końca, a to co czekało a niego w lobby było czymś świeżym i nowym, a przede wszystkim - nieznanym. 

~*~

Od tego miejsca jest 15 rozdziałów do końca Nowicjusza. Miałam robić z tego opowiadania trylogię, ale nie wiem, czy jest sens, ew 

nowicjusz • tomlinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz