29.

418 34 1
                                    

- Popatrz tutaj. - Alex, siedząca na blacie w kuchni, zeskoczyła delikatnie na jasne kafelki, uważając przy tym, aby nie nadwyrężać postrzelonej nogi. Z laptopem w dłoniach podeszła do Louisa, który otoczony mnóstwem dokumentów, pogniecionych kartek, razem ze swoim komputerem siedział na kanapie, szukając coraz to nowszym informacji, najmniejszego śladu, na który mogliby wpaść. Pierce nie był duchem. Był człowiekiem. A człowiek popełnia błędy. 

Blondynka podała mu urządzenie, opierając się o sofę, na której siedział i skrzyżowała dłonie na klatce piersiowej. Nie wyglądała ani pięknie, elegancko, czy schludnie. W pogniecionej koszuli szatyna, w bieliźnie, z roztrzepanymi włosami i delikatnymi rumieńcami na policzkach, wyglądała jakby dopiero opuściła sypialnię po upojnej nocy z kochankiem. Po części było to prawdą. W czasie dnia pracowali za czworo, o ile nie za cały zespół ludzi, w nocy natomiast nadawali nowe wymiary erotyce i przyjemności. Nawet postrzelone udo nie było przeszkodą, aby wznosić się na wyżyny,  a potem opadać bezwiednie w doliny, które były głębsze za każdym razem.   

- Bal charytatywny? Myślisz, że może tam być? - odchylił głowę, patrząc się dziewczynie w oczy, a ta wzruszyła ramionami. - Jakieś przecieki?

- Dostał zaproszenie zeszłego wieczora, dzisiaj z jego komputera wypłynęło potwierdzenie, ale nie wiem do końca, czego możemy się spodziewać. - wyjaśniła, pocierając ramienia. Wiatr, który wpadał do środka i poruszał zasłonami, przyprawił ją o gęsią skórkę. - Napijemy się czegoś? Mam już dość. - dodała, zaczynając masować lekko barki swojego mężczyzny. Chyba miała prawo, aby go już tak nazywać, czyż nie? 

- A czego sobie życzysz?

- Zrobisz nam Martini? - poprosiła z błyskiem w oczach, a w jej pamięci odtworzył się ostatni wieczór z tymże trunkiem w roli głównej. Bezwiednie uśmiechnęła się uwodzicielsko, przyprawiając Louisa o coraz to brudniejsze myśli. 

- Jeśli nie skończyły się oliwki, to zrobię. - posłał jej uśmiech, skradł buziaka i powędrował do kuchni. Wyglądał zbyt dobrze, mając na sobie tylko poprzecierane jeansy. Blondynka mogła bezceremonialnie podziwiać duet, w którego skład wchodziły jego tatuaże oraz mięśnie. Podgryzła bezwiednie wargę, siadając z powrotem na blacie. - Masz szczęście, blondasku. - wymamrotał, przygotowując drinki. Polubił to słodkie przezwisko. - Ale to ostatni raz, później będziesz musiała zadowolić się jakąś łychą, ewentualnie wódką. - dodał, zlewając wszystko w całość. 

- Dobrej łychy się nie odmawia. - wzruszyła ramionami, zadziwiając się, jak szybko jego powaga może zniknąć. Przypominał zwykłego młodego mężczyznę, cieszącego się życiem, a nie faceta, który niegdyś miał na głowie sprawy wagi państwowej, prezydenta, czy szefa choleryka, do którego nikt nie pałał sympatią. - Dziękuje, monsieur

- Proszę bardzo, madame. - wypowiedział swoim bezbłędnym francuskim, a jego akcent powalił na przysłowione kolana Alex. Oczarowana, nawet nie zauważyła, kiedy zbliżył się do niej, stając pomiędzy nogami. Skradał coraz więcej pocałunków z jej ust, odsuwając na bok głębokie kieliszki na wysokiej nóżce, nadające się głównie do picia drinków, takich jak Martini. 

- Myślałam, że jeszcze trochę popracujemy. - zaplotła dłonie na jego karku, gdy jego palce spacerowały po skórze jej ud. 

- Noc jest długa, następny dzień również... - stwierdził, przysuwając do siebie jeszcze bliżej. A potem zniknęli w sypialni, zatracając się w sobie od nowa, za każdym razem mocniej niż kiedykolwiek wcześniej.

~*~

zapraszam na exchange!!!

nowicjusz • tomlinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz