33.

389 33 9
                                    

- Myślisz, że nie wiem, jakie przedstawienie ukartowałaś ze Stylesem? Mam się do ciebie zwracać Alex, czy może wrócić do Beverly? 

- Nie zapominaj, że to dzięki tobie wpadliśmy na pomysł zagrania tego przedstawienia. - wysyczała, posyłając nienawistne spojrzenia raz po razie w stronę Pierce'a. Mina Harry'ego zmieniała się z każdą kolejną wypowiedzą, jaka padała, a Louis po prostu siedział w osłupieniu, podczas gdy w jego uszach brzmiało jedno i to samo słowo. 

Beverly. 

Beverly. 

Faktycznie, Alex nosiła ślady podobieństwa do Beverly, ale to nie mogła być ona. Po prostu nie. 

- Z miłą chęcią cofnąłbym się do tamtego momentu i kazał podtapiać się te kilka sekund dłużej, uwierz mi. Żałuje tego do tej pory. Żałowałem od początku. - warknął, zbliżając się do niej niebezpiecznie blisko. - Ale przeszłości nie zmienię, na swoje własnie nieszczęście.

- I moje szczęście. - prychnęła, dmuchając jednocześnie na kosmyk, który opadł jej na twarz i zaczął powoli irytować.  

- Ale to już było i nie wróci więcej. - ciągnął Pierce. - Postanowiliście mnie zlikwidować w najmniej odpowiednim momencie, wasze wyczucie czasu jest godne politowania się. - dodał.

- O czym ty mówisz?

- O czym mówię? O najbardziej genialnym planie, na jaki mogła wpaść ludzkość. To będzie majstersztyk. - zaczął fantazjować, przez co blondynka przewróciła oczami, chcąc, aby wreszcie Louis zadziałał. Wyjrzała za okno, nie zdając sobie sprawy, że patrzy się prosto na kamerę. 

- Wiesz już, o co mu chodzi, więc skończmy to pierdolenie się, to nie taniec. - stwierdził szatyn. Wyrwał z dłoni Stylesa krótkofalówkę i wstał, aby łącząc się ze snajperami.

- Chłopcy, czy nadal macie szansę?

- Nadal czysto, praktycznie kładzie się przede mną, jak dziwka w burdelu 

- Nie zastanawiaj się, strzelaj. - wydał rozkaz, a potem usłyszeli brzęk tłuczonego szkła i William wraz ze swoją ochroną padł jak mucha. 

- Co ty zrobiłeś, idioto?!

- To, co ty już dawno powinieneś, Styles. - rzucił z politowaniem. - Sprawdźcie jeszcze, czy teren jest czysty, zaraz wychodzę. - dodał, przykładając krótkofalówkę do ust. 

- Robi się, Louis. Bez odbioru. - odpowiedział któryś ze snajperów, a potem nastała cisza, którą przerywało tylko sapanie Stylesa. Jego oczy zapłonęły niebezpiecznie,  a potem rzucił się z furią na Louisa. Bójka nie trwała szczególnie długo. Louis, jako wyższy i bardziej umięśniony z łatwością unikał ciosów szefa oraz atakował, korzystając z braku umiejętności bronienia się Harry'ego. Gdy brunet zrezygnował z dalszego wymieniania się ciosami, Louis wygładził marynarkę i usiadł z powrotem w swoim fotelu.

- Chłopcy, jak okolica? - zapytał, rozglądając się po monitorach. Było cicho i spokojnie, a Alex siedziała osłupiała na kanapie, wpatrując się tępo w zwłoki swoich oprawców. 

- Wygląda na to, że jest czysto. Możesz wychodzić. W razie czego będziemy cię osłaniać. - wyjawił snajper, podczas gdy Louis przeczesywał palcami włosy. 

- Dzięki. - przyznał szatyn. - Widzimy się za niedługo przy jakiejś dobrej whisky. Co powiecie na Bourbona? 

- Znasz już moje zdanie na ten temat. - zaśmiał się przez krótkofalówkę. - Pogadamy później, leć do niej Romeo. - dodał. - Bez odbioru. 

- Bez. - skończył, a potem pożegnał się z technikami i opuścił jacht.  

~*~

dziękuje za 8k wyświetleń, wiecie, jak ja się ciesze? aldskfladshflh


nowicjusz • tomlinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz