Deszcz z całą pewnością nie był tym, czego pożądali mieszkańcy Waszyngtonu tamtego dnia. Duże krople ze zdwojoną siłą uderzały o płyty chodnikowe, o asfalt i szyby pnących się do nieba wieżowców. Pojedyncze jednostki społeczeństwa skryły się pod parasolami, czy pod dachami budynków czekając, aż Matka Natura się uspokoi i pozwoli znów wyjrzeć słońcu z poza chmur.
Louis pokonał szybko odległość jaka dzieliła go od samochodu i od razu pożałował, że nie zabrał ze sobą czegoś, co ochroniłoby go przed deszczem. Poprawił włosy i skrzyżowaniu spojrzenia ze samym sobą w lusterku, odpalił samochód i odjechał, kierując się do centrum. Styles kazał mu stawić się w jego biurze w trybie natychmiastowym, więc postanowił przygotować się na wszystko. Pistolet ciążył mu pod ramieniem, w kaburze, przeładowany i zabezpieczony. Szatyn skupił się na drodze, nawierzchnia była śliska, co łatwo wiązało się z wypadkiem, a taki incydent był ostatnim, jakiego potrzebował w tamtym momencie.
:::
Parkując na parkingu przed budynkiem J.E.Hoovera zauważył, że Alex również opuszcza swój pojazd. Zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy też dostała wezwanie od Stylesa, czy może zaczyna swój normalny dzień pracy. Ich relacja odkąd wrócili do kraju wróciła do tej, jaką mieli podczas opuszczania go, co nieco zasmuciło szatyna. Akcje, takie jak ta, którą przeżyli powinna była ich do siebie zbliżyć.
- Cześć - Przywitał się będąc wystarczająco blisko niej. Dodatkowo schronił się pod jej parasolem, aby uniknąć całkowitego przemoknięcia.
- Oh, hej - Spojrzała na niego, uśmiechając się lekko - Ty też? - dodała mierząc jego sylwetkę błękitno - zielonym spojrzeniem.
- Jeśli zmierzasz do Stylesa, to też - Westchnął ciężko, otwierając jej drzwi - Proszę - dodał i wykonał taki ruch dłonią, aby zachęcić ją do wejścia.
- Dziękuje - Uśmiechnęła się w jego kierunku, po czym zagryzła bezwiednie wargę. W grafitowym garniturze, z czarnym krawatem wyglądał cholernie pociągająco. Do tego jeszcze to przenikające, błękitne spojrzenie i zmierzwione włosy. Nie zauważyła, jak zrobiło się jej gorąco.
- Mam coś na twarzy? - Zaśmiał się, wyrywając ją z tamtego stanu. Pokręciła szybko głową i wygładziła nerwowo płaszcz, choć było to niedorzeczne.
- Nie, tylko ja... przepraszam - Wymamrotała, zwieszając głowę. Wzięła głębszy oddech, przyśpieszając kroku. Zmierzali w jednym i tym samym kierunku, ale w odstępach kilku metrów. Szatyn zatrzymał się na moment w miejscu i przekrzywił głowę. Czyżby wprawił ją w zakłopotanie?
:::
- Czy Pierce się uaktywnił? - Zapytała Alex, poprawiając się w fotelu. Założyła nogę za nogę i spojrzała na szefa. Harry siedział za biurkiem w czarnym garniturze i krawacie. Wyraz jego twarzy był dziwnie spokojny, a to nie wróżyło niczego dobrego.
Albo Pierce zginął, albo w końcu go przejrzeli.
Dwójka, która siedziała przed lokowatym w tym samym czasie podejrzewała to drugie. Było bardziej prawdopodobne niż jego śmierć. Chociaż gdyby tak zamknąć oczy, a wcześniej zażyć jakiś silnie odurzający specyfik, to kto wie.
- Narobiliście mu braków w szeregach - Odpowiedział Styles i wstał od biurka. Odwrócił się do nich tyłem, wyglądając na deszczowy Waszyngton.
- Jaśniej - Westchnął Tomlinson, dyskretnie przewracając oczami. Czasem, a mówiąc czasem, mam na myśli zawsze, Styles doprowadzał go na sam skraj jego nerwów i jeszcze dalej, choć chyba nie było to możliwe.
- Gdy dowiedział się, że udało wam się wejść do środka, a co gorsza stamtąd wyjść, to wyrzucał co godzinę dwójkę ludzi z transportu. Pociąg się nie zatrzymywał, a wręcz przeciwnie. Pędził z pełną prędkością, a wiecie czym to się kończy - Wytłumaczył brunet, nadal się na nich nie patrząc.
- C-co? - Cichy jęk niedowierzania opuścił usta Alex. Wymieniła szybkie spojrzenie z Louisem. On też w to nie wierzył.
- Podziałało to na niego, jak płachta na byka - Westchnął Harry - Teraz cokolwiek nie zrobimy, rozwścieczymy go jeszcze bardziej. Trzeba uważać.
- To co teraz? - Tomlinson wbił swoje spojrzenie w szefa. Mieli tak bezczynnie siedzieć i co robić? Czekać na zbawienie boskie?
- Musimy czekać, bo znów słuch po nim zaginął. Nasze kontakty urywają się w Dakarze, a tam go wcięło
- Możemy iść? - Zapytała Alex. Jej umysł dostał za dużą ilość informacji, jak na jeden raz. Musiała to sobie przemyśleć.
- Idźcie - Brunet westchnął ciężko i opadł na fotel, wracając do pracy. Louis spojrzał na Alex, po czym wstał i przepuścił ją w drodze do wyjścia.
Pierce jednak nie miał żadnych ludzkich odruchów, zachowań, ani uczuć.
~*~
I jak?
CZYTASZ
nowicjusz • tomlinson
Fanfiction❝trzeba niemało odwagi, aby się ukazać takim, jakim się jest naprawdę.❞ ━ s.kierkegaard ~*~ [zakończone ✔] [dedykowane @mylouispony] © text, cover and trailer by xrainbow_007x (2015/16)