Prolog

22.2K 526 62
                                    


- To proste. - po obskurnym, ciemnym pomieszczeniu, przepełnionym duszącym dymem papierosowym, rozniósł się spokojny głos postawnego, całkiem przystojnego blondyna. - Robiłem takie rzeczy już wiele razy, więc nie musi się pan o nic martwić. Mam zresztą do pomocy moich ludzi... - rozsiadł się wygodnie na dużym, miękkim fotelu i zaciągnął po raz kolejny papierosem. Pewność siebie była od niego wyczuwalna na odległość.

- Mam nadzieję, że nie spieprzysz tej sprawy, bo zapłacisz za to własnym życiem. - jego rozmówca gwałtownie wstał od stołu, uderzając wytatuowanymi dłońmi o blat, po czym pochylił się nad blondynem, chcąc go nastraszyć, jednak w przypadku młodego mężczyzny, nie było to takie łatwe jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, bo... On nie bał się nikogo i niczego. W swoim życiu wiele przeżył, niejedno widział i mnóstwo zrobił. Nie było takiej rzeczy na tym świecie, z którą by sobie nie poradził.

- Mówisz, że chodzi do normalnej szkoły, więc bez problemu ją stamtąd zabiorę. Premier jest idiotą, skoro tak słabo pilnuje swojego dzieciaka. - twarz blondyna przyozdobił szeroki, szyderczy uśmiech.

To był właśnie dla niego tak zwany "łatwy hajs". Nic się nie napracuje, a zarobi tyle, że kolejny miesiąc może spędzić tylko i wyłącznie na zabawie. Tak właśnie wyglądało jego życie już od kilku dobrych lat. Zlecenie, zabawa, kolejne zlecenie i znów zabawa. Gdyby miał więcej kasy, rzuciłby to w diabły, ale dopóki się nie wzbogaci, musi kontynuować swoją pracę. Przynajmniej dzięki adrenalinie czuje, że żyje.

- Nie mam jej zdjęcia, ale na pewno ją rozpoznasz... Blondynka, bardzo ładna jak na takiego dzieciaka. Ma na imię Lizzie. Ale... Liczę na ciebie i twoje umiejętności, skoro tak się nimi chwalisz, to sądzę, że mogę ci zaufać i sobie ze wszystkim poradzisz. - jego głos przybrał formalny ton. Wszystkich ludzi wokół traktował z rezerwą i Bieber nie będzie pieprzonym wyjątkiem. Kiwnął mu na pożegnanie głową i ruszył w stronę wyjścia.

- A pieniądze? - blondyn odwrócił się na fotelu i posłał groźne spojrzenie zleceniodawcy.

- A pieniądze dostaniesz, jak dziewczyna będzie bezpieczna w mojej piwnicy. - zaśmiał się gorzko i opuścił pomieszczenie, zostawiając blondyna samego z własnymi myślami. Nie podobało mu się to, ale niestety nic z tym nie mógł zrobić. Dobrze wiedział, że Montero i tak zdania nie zmieni.

- I co teraz szefie? - zza drewnianej kolumny, wyłoniła się rozczochrana czupryna jednego z jego ludzi.

- Zbieraj chłopaków i jedziemy do San Diego w stanie Kalifornia. - westchnął ciężko blondyn i czym prędzej wyszedł z pomieszczenia, aby pozałatwiać przed podróżą najważniejsze sprawy.


Witajcie Wszyscy Szaleńcy, których zainteresowało to opowiadanie ;p Nie wiem czy ktokolwiek będzie chciał czytać to opowiadanie, ale postanowiłam je wstawić. Nawet dla samej siebie ;) mam już całość, więc mogę rozdziały wstawiać w każdej chwili, kiedy tylko będziecie chcieli. Mam nadzieję, że ktokolwiek chętny się znajdzie ;)

Oceniajcie, komentujcie ;)

Rozdziały w każdy poniedziałek, środę i sobotę, a nawet częściej! ;*

xoxo, CrystallineGirl

You're mine now, shawty.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz