Muzyka przewodnia:
RBD - Un Poco De Tu Amor
"Trochę Twojej miłości, żeby móc żyć. Trochę Twojej miłości może mnie uczynić szczęśliwą. Tylko trochę Twojej miłości jest tym o co proszę."
Leżałam na łóżku w pokoju, który obecnie zajmowałam. Chłopaków od rana nie było, a Dem od godziny rozmawiała z kimś przez telefon, więc nawet nie miałam co tutaj robić. Poprawiłam spódniczkę, którą pożyczyła mi brązowowłosa i skrzyżowałam lekko nogi. Przydałoby mi się jakiekolwiek zajęcie. Może pójdę do pokoju z kamerami i pozakładam im jakieś bariery ochronne? Usiadłam na łóżku, ale nie chciało mi się nawet nóg zdjąć z łóżka. Nie, jednak nie... Wolę sobie poleżeć.
Nagle drzwi od pokoju otworzyły się z hukiem. Niechętnie przeniosłam wzrok w tamtą stronę i uniosłam brew, widząc wchodzącego do środka Justina. Miało go nie być do wieczora, ale ten jak zwykle zmienia zdanie szybciej niż kobieta podczas okresu.
- Wróciłeś?
- Jak widać. - podszedł do mojego łóżka, po czym zmierzył mnie dokładnie swoim jak zwykle zimnym spojrzeniem. Automatycznie poprawiłam spódniczkę, żeby nie zobaczył czasem za dużo. Jeszcze tylko brakowało, żeby widział jakie mam majtki.
- I po co tu przyszedłeś? Jak widzisz, nigdzie nie uciekłam. - mruknęłam cicho. Nie miałam ochoty na rozmowę z nim, po tym co powiedział ostatnio chłopakom. Może jak strzelę focha, to im powie, że wcale nie robiłam mu żadnego loda. Przecież to jest obrzydliwe...
- Zbieraj się, musimy jechać w pewne miejsce. - był niewzruszony moim zachowaniem, więc postanowiłam grać dalej.
Powoli wstałam z łóżka i specjalnie pochyliłam się po buty, wypinając tyłek w jego stronę. Demi chyba specjalnie dała mi takie ubrania, żebym mogła prowokować tych frajerów. Czy mi się wydawało, czy słyszałam za sobą cichy jęk blondyna? I dobrze mu tak! Wiedziałam, że podoba mu się moje ciało, więc musiałam to sprawnie wykorzystać, do swoich celów.
Wsunęłam czarne trampki na stopy i wyprostowałam się, przechodząc bez słowa obok niego.
- Jak długo masz się zamiar zachowywać w ten sposób? - usłyszałam za sobą, więc zatrzymałam się tuż przed drzwiami i odwróciłam głowę w jego stronę.
- Niby jak?
- Tak. Nie uśmiechasz się... - wyglądał na zawiedzionego moim zachowaniem, ale wolałam tego nie komentować, bo nie chciałam się znów z nim sprzeczać i słuchać jego wyzwisk. Wredny Justin potrafi ranić jak nikt inny.
- Nie mam powodu do śmiechu. Jesteś dupkiem.
- Przecież to były żarty... - jęknął obojętnie i chwycił moje ramię, żebym nie szła dalej.
- Żarty? Jakoś mnie nie bawiły, ale skoro wy macie ubaw, to świetnie. - prychnęłam i wyrwałam ramię z jego uścisku, po czym ruszyłam schodami w dół. Nie dostrzegłam nikogo, więc westchnęłam ciężko. Gdzie jest Demi, kiedy jej potrzebuję? Mam spędzić tę podróż tylko z Justinem? To raczej nie było moje marzenie, w momencie, gdy chcę być na niego obrażona.
Blondyn zrównał krok ze mną i pociągnął mnie za nadgarstek w stronę drzwi. Chciałam zabrać rękę, ale mi na to nie pozwolił, przez co niechętnie szłam za nim. Otworzył drzwi i wypuścił mnie przodem. Spojrzałam na sportowe auto stojące na podjeździe. Hm... Przejażdżka takim samochodem zawsze była moim marzeniem, ale nawet nie chce mi się myśleć ile bym musiała go prosić, żeby mi na to pozwolił. Wiedziałam już kilka razy jak o niego dbał i czyścił, żeby na czarnej blasze nie było nawet małej plamki.
CZYTASZ
You're mine now, shawty.
FanfictionPorwanie samo w sobie jest złe, jednak co się stanie, gdy dojdzie podczas niego do okropnej pomyłki? On dostaje (mogłoby się wydawać) proste zlecenie - porwać młodą dziewczynę i przewieźć ją przez pół świata, do faceta, któremu jest ona akurat potr...