Muzyka przewodnia:
RBD - The Family
"Nieważne czego potrzebujesz, wiesz, dostaniesz to. Gdybym mogła dać Ci wszystko, wiesz, dostałbyś to. Możesz dzwonić do mnie w każdej chwili. Jeśli potrzebujesz odrobiny miłości będę tam, będę tam, będę tam."
- Mówię jak było. Porwał mnie Justin Bieber. - powiedziałam niepewnie i uważnie przyglądałam się wyrazowi jego twarzy. Przez chwilę stał patrząc na mnie zszokowany, ale nie trwało to długo, bo już po kilku sekundach jego usta wykrzywiły się w szeroki uśmiech i wybuchnął gromkim śmiechem. Uniosłam brew i powoli skrzyżowałam ręce na piersiach. Smutek zaczął ustępować, a jego miejsce zajęła rosnąca w zawrotnym tempie irytacja. - I z czego się śmiejesz? - warknęłam.
Blondyn padł na kolana i nadal śmiał się, przykładając ręce do brzucha, bo widocznie aż go rozbolał. Łzy spływały mu z kącików oczku. Ech, jak z dzieckiem.
- To... Cha cha! To było... - przez ten nienormalny napad, nawet nie mógł wydusić z siebie słowa. Wywróciłam oczami teatralnie.
- Wiedziałam, że tak będzie. - mruknęłam wymijając go. - Teraz to ja nie mam ochoty z tobą gadać.
- Zaczekaj! - starał się opanować, ale coś słabo mu to wychodziło. Powoli zebrał tyłek z chodnika i ruszył za mną. - A teraz powiedz tak serio, co się stało... - starł łezki z policzków.
- Powiedziałam ci, to nie uwierzyłeś.
- No daj spokój. Niby czego mógł od ciebie chcieć sam, zajebisty Justin Bieber? - prychnął jakby żaden gangster nie mógł zwrócić na mnie uwagi. Ale w sumie... Miał trochę racji. Moje słowa nawet mi wydawały się nieprawdopodobne, a przecież sama to przeżyłam.
- Pomylił mnie z Lizzie. - warknęłam zatrzymując się, aż chłopak wpadł na moje plecy. - Dziwne nie? Ale tak było! Naśmiewałam się z niej i powiedziałam kilka słów za dużo, a Justin pomyślał, że jestem Lizzie. Dostał zlecenie i miał ją porwać, ale mu nie wyszło. Mieszkałam w jego domu przez kilka tygodni... - opowiadanie mu tej historii sprawiało mi okropny ból, bo ani trochę nie chciałam tego wspominać, ale niestety nie miałam w tym momencie wyjścia. Jeszcze ten jeden, jedyny raz muszę poruszyć ten zamknięty dla mnie temat.
- To brzmi nieprawdopodobnie. Jest okropnym gangsterem, który okradł mnóstwo osób, kilka zabił, zastraszał... Dlaczego ty wyszłaś z tego cało? - Col uniósł do góry swoją grubą, jasną brew.
- Chciał mnie zabić... Nawet kilka razy. - szepnęłam wracając wspomnieniami do tamtych przerażających dla mnie chwil. - Ale raz udało mi się uratować jego kolegę, a za drugim razem miałam atak astmy i mi darował.
- Uratowałaś jego kolegę?
- Tak, ktoś do niego celował, a ja go odepchnęłam. Poznałam wszystkich jego ludzi, wiem o jego domach, a nawet... - wstrzymałam na chwilę oddech. Rozejrzałam się wokół czy aby na pewno nikt nas nie widzi i nie słyszy. Lepiej, żeby nikt się nie dowiedział o tym, co teraz mówię. - Okradłam dla niego kilku ważnych biznesmenów.
- Co zrobiłaś? - krzyknął zszokowany, przez co zakryłam mu usta dłonią. Za dużo tych dziwnych informacji jak dla niego. Ma za słabą głowę do takich rzeczy. Zresztą tak samo jak do alkoholu!
- Cicho bądź! Nikt się nie może o tym dowiedzieć. Zrobiłam to, żeby chronić Lizzie.
- Od kiedy to ty chcesz ją chronić? - prychnął.
- Od kiedy ten palant chciał ją oddać do tego psychola, Montero. - westchnęłam cicho. Miałam już dość tłumaczenia, ale Colin wyglądał jakby miał jeszcze milion innych pytań.
CZYTASZ
You're mine now, shawty.
FanfictionPorwanie samo w sobie jest złe, jednak co się stanie, gdy dojdzie podczas niego do okropnej pomyłki? On dostaje (mogłoby się wydawać) proste zlecenie - porwać młodą dziewczynę i przewieźć ją przez pół świata, do faceta, któremu jest ona akurat potr...