17. Stronger

9.8K 372 10
                                    

Muzyka przewodnia:

Kelly Clarkson - Stronger

"Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni. Uwierz w siebie. To nie znaczy, że jestem samotna, kiedy jestem sama. Co Cię nie zabije, zrobi z Ciebie wojownika."

Zszokowana padłam na kolana zaraz koło oszołomionego Zayna i chwyciłam go za ramiona, po czym lekko nim potrząsnęłam. Wyglądał na równie zdezorientowanego jak reszta chłopaków, a jego wzrok błądził po mojej twarzy, jakby czegoś w niej szukał, ale nie mógł znaleźć. Słyszałam jak Justin każe reszcie biec, szukać tego co strzelał, ale nie obchodziło mnie to w tej chwili. Cała moja uwaga skupiona była na Zaynie, który... Mógł zginąć! Dosłownie ułamek sekundy mógł sprawić, że jego mózg zostałby na chodniku. 

- Nic ci nie jest? - zapytałam przerażona i zaczęłam błądzić rękoma po całym jego ciele, czy aby na pewno jest cały i zdrowy.

- Nic, nic. - chciał się podnieść, ale mu nie pozwoliłam. Położyłam drżące dłonie na jego ciepłych policzkach, pokrytych mocnym, ciemnym zarostem. Myśl, że mógł zginąć, doprowadzała mnie po prostu do szaleństwa. Nie to, że jakoś szczególnie zależało mi na brunecie. Po prostu martwiłam się o niego, jak koleżanka. Nie mam ochoty oglądać trupów przy sobie, a on prawie zginął na moich oczach.

- Na pewno? Tak mało brakowało. 

- Na pewno Annie. - mruknął. Usiadł odpychając mnie lekko, po czym rozejrzał się wokół. Chyba dopiero do niego dotarło, co mogło się stać. Podniosłam wzrok na wracających chłopaków. 

- Uciekł skurwiel. - Justin wyglądał na jeszcze bardziej wkurzonego niż przez kilkoma godzinami. W sumie nic dziwnego, bo prawie zabili mu przyjaciela. - Nic ci nie jest, stary? - wyciągnął dłoń do bruneta, aby pomóc mu wstać. Wyprostowałam się. Serce biło mi jak szalone i miałam wrażenie, że zaraz znów będę mieć atak, więc oparłam się plecami o samochód i wzięłam kilka głęboki wdechów, aby się uspokoić. Zayn żyje, nie ma się o co martwić...

Popatrzyłam na donicę rozpieprzoną w drobny mak. A mogła to być równie dobrze łepetyna bruneta... Pokręciłam szybko głową, żeby odrzucić od siebie tę myśl. Trzeba myśleć pozytywnie. To przecież jest właśnie moje motto życiowe.

- A tobie nic nie jest? - Liam popatrzył na mnie, jakby na serio się martwił, więc pokręciłam lekko głową. Ten chłopak jest serio pełen sprzeczności. Raz jest miły, a za chwilę zmienia się w palanta, który chce mojej śmierci. Oni wszyscy mają nierówno pod sufitem

- Nie. 

- Jaka ty jesteś głupia! - usłyszałam od Zayna i zszokowana na niego popatrzyłam. To ja mu ratuję, życie, a on mnie obraża? Uniosłam brew i wlepiłam w niego wzrok. - Zawsze bezpieczeństwo innych jest dla ciebie ważniejsze? Nie pomyślałaś, że może trafić ciebie? - naskoczył na mnie. 

- No wybacz, że nie chciałam, żebyś zginął! Pobij mnie za to! - pisnęłam wkurzona. No niewiarygodne! Prychnęłam, po czym skrzyżowałam ręce na piersiach. Mogłam go wcale nie ratować. Zasługiwałam chyba, na chociaż odrobinę wdzięczności, ale nie... Lepiej zmieszać mnie z błotem.

- Annie, idź do domu. - Justin wbił we mnie chłodny wzrok, więc popatrzyłam na niego. 

- To nie jedziemy? 

You're mine now, shawty.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz