Muzyka przewodnia:
The Rembrandts - I'll Be There For You
"Nikt nie mógłby mnie lepiej poznać. Nikt by mnie nawet nie dostrzegł. Zdaje się, że tylko Ty wiesz jak to jest być mną. To z Tobą mogę stawić czoła dniu i przetrwać pozostałe. To z Tobą ciągle będę się śmiał. Nawet w najgorsze dni mogę wszystko przy Tobie."
- Cath... Odeszła. - mruknął niepewnie Nath, a mnie praktycznie zbiło z nóg. Mój uśmiech momentalnie znikł z twarzy, a zastąpił go istny szok. Musiałam kilka razy powtórzyć sobie w głowie jego słowa, aby w końcu to do mnie dotarło.
- Jak to odeszła? - prychnęłam, wlepiając w niego wzrok.
- Normalnie. Wczoraj wieczorem spakowała swoje rzeczy. - Justin wyciągnął się jak gdyby nigdy nic na krzesełku.
- I nie zatrzymałeś jej? - wstałam gwałtownie ze swojego miejsca. Nie mogłam uwierzyć po prostu w to co słyszę. Ona go kochała, złamał jej serce i miał w dupie, to że odchodzi... Nawet nie sądziłam, że aż tak myliłam się, co do niego. Pokręciłam z niedowierzaniem głową, która zaczęła mnie boleć przez to wszystko i z trudem powstrzymywałam złość, żeby czasem nie rzucić czymś ciężkim w głowę blondyna. Niech on się w końcu opamięta...
Nie chciałam, żeby był z Cath i nie pchałam go w jej ręce. Zależało mi tylko i wyłącznie na tym, aby dziewczyna była szczęśliwa, żeby Justin wyjaśnił jej wszystko... A jego nie było stać nawet na to.
- Po co? To jej decyzja. Chce pracować z daleka od nas i kontaktować się tylko, gdy zajdzie taka potrzeba. Idę jej po prostu na rękę. - mruknął, mrużąc nieprzyjemnie oczy. - I siadaj. Nie rób scen.
- Scen? - pisnęłam z niedowierzaniem. - Jesteś gangsterem, ale taki z ciebie tchórz, że aż szkoda gadać. Nie masz w sobie, za grosz odwagi! Kryjesz w sobie uczucia, a uwierz, że to rani innych jeszcze bardziej. - ze złości walnęłam dłońmi w stół. - Nie przyjeżdżaj, nie pokazuj mi się na oczy, nie dzwoń. Najlepiej zapomnij o moim istnieniu, bo ja w tej chwili zapominam o tobie. - krzyknęłam wytrącona z równowagi.
- Jesteś popieprzona. Czego ty właściwie ode mnie oczekujesz, co? Jesteś tylko kolejną laską, która przewija się przez ten dom. Nie myśl, że dla ciebie rzucę wszystko, bo nas nic nie łączy. Odkąd pamiętam, robię co chcę i tak będzie nadal, a tobie nic do tego. Jak będę chciał, to ściągnę tu Cath, a jak nie, to nie. Nie ona pierwsza i nie ostatnia. A tak w ogóle... Akurat teraz to ty do mnie przyszłaś. Jeśli jesteś tak bardzo we mnie zakochana, to od razu lepiej daj sobie spokój. - powiedział zimnym tonem i pochylił się w moją stronę. Jego twarz nawet nie drgnęła.
Poczułam łzy napływające do oczu, więc szybko zamrugałam powiekami, próbując je odgonić. Chłopak chyba je dostrzegł, bo wyraz jego twarzy momentalnie się zmienił i miałam wrażenie, że dostrzegłam na niej smutek, ale w tej chwili miałam to gdzieś. Znów mnie zranił. Doskonale wiedział co powiedzieć, aby mnie to zabolało.
- Mam sobie dać spokój, hm? - prychnęłam, a mój głos lekko zadrżał. - Nigdy więcej mnie nie zobaczysz, Jus. - szepnęłam cicho i wyminęłam go, wychodząc czym prędzej z jego domu. Nie słuchałam już nawet sprzeciwów Nathana czy marudzenia Demi. Chciałam jak najszybciej znaleźć się z daleka od nich. Wszystkich.
Nigdy więcej się tutaj nie pojawię. W tej chwili tak cholernie żałowałam, że tamtego feralnego dnia poszłam w ogóle do szkoły. Gdybym została w domu, nie poznałabym tego chłopaka i nie cierpiała tak jak w tej chwili. Skoro od samego początku wiedział, że nic pomiędzy nami nie będzie, to po co do cholery było to wszystko? Po co te opowiadanie o rodzinie, po co przytulanie, całowanie... Pewnie po prostu chciał mnie skrzywdzić. Czerpie z tego jakąś chorą satysfakcję, a ja nie mam zamiaru być dłużej jego popychadłem czy pieprzoną zabawką.
CZYTASZ
You're mine now, shawty.
FanfictionPorwanie samo w sobie jest złe, jednak co się stanie, gdy dojdzie podczas niego do okropnej pomyłki? On dostaje (mogłoby się wydawać) proste zlecenie - porwać młodą dziewczynę i przewieźć ją przez pół świata, do faceta, któremu jest ona akurat potr...