23. Kiss Me

9.8K 358 15
                                    

Muzyka przewodnia: 

Ed Sheeran - Kiss Me

"Twoje serce naprzeciwko mojej klatki, Twoje usta przyciśnięte do mojej szyi. Zakochuję się w Twoich oczach, które jeszcze mnie nie poznały."

Justin całą drogę do pokoju, ciągnął mnie za rękę, równocześnie rozmawiając przez telefon z jakimś człowiekiem, który miał coś wspólnego z tym całym Montero. Szkoda, że o nim mi Colin nic nie opowiedział, bo nawet nie wiedziałam czego mogę się po tym typie spodziewać. Blondyn był tak wściekły, że prawie miażdżył moje biedne palce, ale wolałam nie protestować, bo w końcu robił to tylko i wyłącznie dla mnie. Gdybym go nie poprosiła, to nie zostawiłby Lizzie w spokoju i musiałam szczerze przyznać, że byłam mu za to cholernie wdzięczna. Nie spodziewałam się na tak miły gest z jego strony. Można nawet powiedzieć, że to dla mnie właśnie się kłócił z tym facetem.

- Kurwa! Powtarzam ci frajerze ostatni raz. Przekaż szefowi, że pierdole to zlecenie i mnie niech nie wkurwia. Jeszcze kasy mi nie dał, więc niech spierdala. - krzyknął, wchodząc do pokoju, a ja skrzywiłam się, słysząc jak rzuca przysłowiowym mięsem. Wyraźnie słyszałam, że tamten jeszcze coś mówi, ale Jus już nawet go nie słuchał, tylko rozłączył się i rzucił iPhonem na łóżko. 

Ze złości chwycił lampkę nocną stojącą na szafce i rzucił nią z całej siły w ścianę, przez co rozpadła się na mnóstwo kawałeczków. Przełknęłam cicho ślinę i cofnęłam się w stronę drzwi. Wolałam usunąć się mu z drogi, bo dobrze wiedziałam, że miał dziś ciężki dzień. Posłał mi groźne spojrzenie. 

- No i co się kurwa gapisz? - syknął podchodząc do mnie szybkim krokiem, po czym mocno chwycił moje szczupłe ramiona. Popatrzyłam na niego przestraszona i chciałam się cofnąć, ale mi na to nie pozwolił, tylko pociągnął w stronę łóżka. - Przez ciebie mam tak przejebane, że aż nie chce się o tym gadać! - ryknął ze wściekłością wymalowaną na twarzy. - Ja pierdole! Przez ciebie mam takiego pecha! Lepiej by było gdybym nigdy cię nie spotkał, przynajmniej miałbym święty spokój! - darł się na mnie, a ja po prostu nie mogłam tego wytrzymać. Wyżywa się na mnie, a przecież sam się na to zgodził! Mógł mi od razu powiedzieć, że wypełni to zlecenie bez względu na wszystko.  

Zebrałam całą odwagę, jaką miałam w swoim drobnym ciałku i z całej siły wymierzyłam mu mocny policzek, aż po pokoju rozniósł się głośny dźwięk klaśnięcia, a moja dłoń zaczęła niemiło szczypać. Zacisnęłam usta w wąską kreskę i zmrużyłam lekko powieki, czekając na uderzenie, ale nic takiego nie nastąpiło. Jednak twarz Justina momentalnie się zmieniła. Nie widziałam już tej złości, tylko szok. Zwykły szok! Jego oczy były szeroko otwarte, a usta lekko rozchylone. Powoli puścił mój nadgarstek i przesunął swoją rękę w górę, dotykając policzka, który praktycznie od razu zrobił się czerwony. Mogłam wyraźnie dojrzeć na nim swoją dłoń... 

- Boże... - szepnęłam cicho, a w moich oczach stanęły łzy, więc znów szybko je odgoniłam. Nie mogę pokazać tej słabości, bo wykorzysta to przeciwko mnie. - Justin, ja... Przepraszam. - przyłożyłam drżącą dłoń do ust. Dopiero teraz dotarło do mnie, co ja właśnie zrobiłam. Bez mrugnięcia okiem spoliczkowałam jednego z najgroźniejszych gangsterów w pięćdziesięciu stanach. Blondyn wyglądał jakby pierwszy raz w swoim życiu uderzyła go kobieta. Nie odzywał się ani słowem, tylko stał, patrząc na mnie, co jeszcze bardziej mnie przerażało. Pewnie w myślach już ustala sobie jak mnie zabije. - Przerażasz mnie. - położyłam dłonie na jego muskularnych ramionach, lekko nim potrząsając, aby się ocknął z tego dość dziwnego letargu. - Justin, na prawdę przepraszam. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Po prostu tak krzyczałeś i ja nie wiedziałam, co mam robić... - zaczęłam nawijać, a on, nawet chyba nie słuchając tego co mam do powiedzenia, przyciągnął mnie mocno do siebie, po czym oplótł ręce wokół mojej wąskiej talii. Czy on... Czy on właśnie mnie nieudolnie przytulił? Przymknęłam powieki i nawet nie wiedziałam jak na to zareagować. Blondyn przyciskał mnie mocno do siebie i mogłam wyraźnie poczuć jak serce wali mu w piersi. Nie rozumiałam, czemu zareagował tak gwałtownie, ale nagle cała złość, jaka we mnie do tej pory drzemała, zniknęła. Zapomniałam każde przykre słowo, które powiedział. W tym momencie liczył się tylko on. Był dobry. Tego byłam pewna. Tylko musiałam zrobić wszystko, aby tę dobroć w nim odnaleźć.

Niepewnie uniosłam dłonie i ułożyłam je na jego brzuchu, po czym twarz wtuliłam w zagłębienie na jego ramieniu. Miałam tego dosyć. Działał na mnie cholernie, przez co traciłam powoli rozum. Raz był słodki, raz wredny. Ten facet jest pełen sprzeczności, ale mimo wszystko coś nadal mnie do niego ciągnęło. Mój rozsądek kazał mi uciekać jak najdalej od niego i zapomnieć, ale moje serce... Ono niestety nie słuchało rozumu.

- Jesteś niemożliwa... - odezwał się w końcu.

- Przepraszam.. - szepnęłam cichutko. 

- Wiesz, że właśnie mnie uderzyłaś? - mruknął, odsuwając mnie od siebie. Uniosłam lekko brew. 

- Zdaję sobie z tego sprawę. Ale widzisz? Zadziałało! - uśmiechnęłam się szeroko, aby rozładować to niezręczne napięcie, jakie powstało pomiędzy nami, po tych wszystkich wydarzeniach. W tej chwili chciałam, żeby było dobrze, chociaż wiedziałam, że to nie jest mądry pomysł. Kłótnia byłaby najlepszym rozwiązaniem, bo trzymalibyśmy się od siebie z daleka.

- Masz rację, ale nie rób tego więcej. Jesteś pierwszą kobietą, która to zrobiła, więc muszę to przetrawić, ale wiedz, że każdy facet, który kiedykolwiek mnie uderzył, wącha teraz kwiatki od spodu. - powiedział tym swoim chłodnym tonem, a w jego oczach znów pojawiła się ta rezerwa. Już chyba wolałam widzieć w nich złość, a nawet nienawiść... 

- Dobrze. - westchnęłam cicho i usiadłam na łóżku. - Ale co teraz zrobisz? 

- A co mam robić? Nie mam zamiaru zmieniać zdania, co do Lizzie. Zostawię ją w spokoju tak jak ci powiedziałem wcześniej. - mruknął i zrzucił z siebie koszulkę, przez co lekko przygryzłam dolną wargę. Jestem zdecydowanie przed okresem, bo jestem ciągle napalona. Tylko... Nigdy wcześniej nie odczuwałam tego tak mocno.

- Ale ten facet ci groził... 

- To nie jest ważne. Radziłem sobie z gorszymi dupkami, więc poradzę sobie też i z tym. - odwrócił się tyłem do mnie, więc mogłam obejrzeć dokładnie jego tatuaże. Cytat, jakiś Indianin, na karku skrzydła... Każdy z nich strasznie mi się podobał i z chęcią też bym sobie jakiś zrobiła. 

- Nie chcę, żeby coś ci się stało... - szepnęłam cicho i dopiero do mnie dotarło, że powiedziałam to na głos. Moje policzki od razu pokryły szkarłatne rumieńce, a w duchu modliłam się, żeby tego nie usłyszał, ale było to na marne, bo blondyn powoli odwrócił się przodem do mnie. Jeszcze pomyśli, że mi na nim zależy czy coś w tym stylu, a przecież wcale tak nie jest. Prawda? Chyba sama w to nie wierzę... 

- Nie chcesz? Jeszcze pół godziny temu twierdziłaś, że mnie nienawidzisz. 

- Bo tak jest. - chciałam, żeby mój głos brzmiał pewnie, ale chyba nie do końca mi to wyszło. - Ale nie chcę też mieć cię na sumieniu. To, że ty nie zwracasz uwagi na swoje, nie znaczy, że ja nie przejmuję się swoim. Gdybyś zginął, próbując dotrzymać danego mi słowa, nie mogłabym spać spokojnie do końca swoich dni i ciągle by mi się to przypominało. Już tak mam. - uśmiechnęłam się delikatnie i powoli zsunęłam ze stóp swoje trepki. - Demi ma jednak za małe stopy... - jęknęłam z ulgą. Dopiero teraz poczułam jak bardzo bolały mnie nogi. 

- Wyślę jutro kogoś po kilka twoich rzeczy, bo pewnie zostaniesz u mnie jeszcze przez jakiś czas. - westchnął ciężko, po czym wszedł do łazienki i tyle go widziałam. Zareagował tak, jakby moja obecność mu przeszkadzała. Czy mówiłam już, że jest pełen sprzeczności?

Rzuciłam się na łóżko i ciężko odetchnęłam. Tak, pewnie jeszcze trochę tutaj zostanę...

You're mine now, shawty.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz