Muzyka przewodnia:
Taylor Swift - 22
"Wszystko będzie w porządku, jeśli będziesz mieć mnie obok siebie. Nie znasz mnie, ale założę się, że chciałbyś. Wszystko będzie w porządku."
- Jeśli to naprawisz i odzyskasz wszystkie dane, to obiecuję, że cię nie zabiję. - powiedział tym wyuczonym, poważnym tonem, a na mojej twarzy, mimo tego, od razu wykwitł szeroki uśmiech. - Na razie. - dokończył i moja radość prysła jak bańka mydlana. On jest mistrzem psucia dobrego humoru. Widocznie oddziałujemy na siebie w podobny sposób. Ja go denerwuję i traci cierpliwość, on mi psuje dobry nastrój. Jednak pasujemy do siebie.
- Na razie? - uniosłam brew.
- Tak. Miałem cię zabić dziś, ale jeśli to naprawisz...
- Dobra. - mruknęłam zirytowana i nawet nie dałam mu dokończyć. Myśl, że chce mnie zabić, nie napawała mnie raczej optymizmem, bo zawsze myślałam, że umrę ze starości. Albo chociaż na raka, bo to przez niego umiera większość ludzi na świecie. Co Justin sobie właściwie wyobraża? Jest na mojej łasce lub niełasce, więc niech mi znów nie grozi. Ale taki właśnie jest Justin Bieber... Zawsze dostaje to czego chce, a w tym momencie chce mojej pomocy, więc zrobi wszystko, aby ją dostać. Miałam tylko nadzieję, że jest honorowy.
- Obiecujesz? - skrzyżowałam ręce na piersiach, podkreślając przy tym ich kształt, przez co jego wzrok momentalnie zjechał do dołu. Jednak faceci to proste istoty. Najpierw gapił mi się na nogi, a teraz na cycki. Niby przez przypadek lekko zsunęłam materiał koszulki w dół, ukazując ich wyraźne zaokrąglenie. Piersi były chyba jedynym elementem mojego ciała, który mi się podobał. Widocznie blondynowi też się podobał, bo oblizał w seksowny sposób swoje wargi. O tak, jest napalony. A skoro jest napalony, to mnie nie zabije. Gorzej jak będzie chciał mnie zgwałcić czy coś, ale na razie wolałam o tym nie myśleć.
- Obiecuję. - odpowiedział w końcu.
- Na mały palec? - wyciągnęłam w jego kierunku dłoń i wystawiłam najmniejszy paluszek.
- Co? - popatrzył na mnie jak na wariatkę.
- Obiecujesz na mały palec? To bardzo ważna przysięga i nie możesz jej złamać pod żadnym pozorem. - powiedziałam poważnie i zerknęłam na ekran komputera czy nie jest jeszcze za późno, ale od mojego wejścia na szczęście nic się nie zmieniło. - Nie zabijesz mnie co najmniej do następnego tygodnia. A najlepiej wcale.
- Ja pierdole... - potarł skroń dłonią i pokiwał lekko głową. Widziałam, że było mu ciężko przystać na moje warunki, ale musiałam walczyć o swoje przetrwanie, a to był jedyny sposób. Chociaż stawianie warunków gangsterowi nie jest mądrym posunięciem. - Obiecuję, więc bierz się za robotę.
Pokręciłam z rozbawieniem głową i usiadłam na wygodnym, skórzanym fotelu, który przed chwilą zajmował Jai.
- Hm... Ktoś się wam włamał. - zmarszczyłam brwi i od razu zaczęłam blokować osobę, która chciała wykraść im pliki. Ten ktoś chyba nie bardzo się znał na rzeczy, bo już po kilku minutach odcięłam mu dostęp i wysłałam zabójczego wirusa, który sprawi, że straci wszystko, co od Justina zabrał. Starałam się jeszcze namierzyć jego położenie, ale ku mojemu zdziwieniu, sprawnie mnie odciął i nie pozostawił po sobie żadnego śladu. - Dupek. - mruknęłam sama do siebie i zerknęłam na ścianę z ekranami. Obraz zaczął wracać, więc zadowolona z siebie oparłam się o fotel i pstryknęłam palcami. - Zrobione.
CZYTASZ
You're mine now, shawty.
FanfictionPorwanie samo w sobie jest złe, jednak co się stanie, gdy dojdzie podczas niego do okropnej pomyłki? On dostaje (mogłoby się wydawać) proste zlecenie - porwać młodą dziewczynę i przewieźć ją przez pół świata, do faceta, któremu jest ona akurat potr...