8.

996 52 1
                                    


Przez następny tydzień czułam się już lepiej. Za radą Oktawiana, wzięłam cztery dni wolnego. Wyspałam się w końcu, za wszystkie czasy. Oglądałam telewizję i relaksowałam się.

Chyba było to najlepsze wyjście dla wszystkich. Oktawian miał swoją Roksanę, Mikołaj nie musiał znosić podtekstów Oktawiana względem mnie, a ja odpoczęłam od pracy i widoku dumnych i egoistycznych mężczyzn. Świetnie.

Kiedyś jednak, wolne musiało się skończyć i trzeba było wrócić do pracy.

Właśnie kończyłam swoją poranną zmianę. Za pół godziny miałam stąd wyjść. Filip poszedł już do domu, coś mu wypadło i musiał skończyć wcześniej. Myślałam, że nie będzie już żadnego klienta, ale myliłam się. Usłyszałam, że drzwi sklepu otwierają się.

Oderwałam wzrok od komputera.

Wolnym krokiem w stronę męskiego działu szedł wysoki mężczyzna. Ubrany był w ciemne spodnie od garnituru i białą, rozpiętą pod szyją koszulę. Miał bardzo jasną cerę i jasne, blond włosy.

Zatrzymał się przy półce z obuwiem i jakiś czas je oglądał. Ja patrzyłam na niego, kątem oka i wydawało mi się, że skądś już go znam...

Wstałam i podeszłam do niego.

-W czym mogę pomóc? - zapytałam.

On odwrócił się do mnie i przyglądał mi się chwilę. Spojrzałam w jego niebieskie oczy.

-Szukam wygodnych butów, do garnituru - odparł cały czas, patrząc na mnie.

Ach te oczy i barwa głosu... Jezu, przecież ja go znałam!

,,Zostaw ją!" - usłyszałam w swojej głowie. Tak, nie było wątpliwości, to był on - Wampir.

Blond wampir, który wyciągnął mnie ze szpon śmierci. Nieśmiertelny wybawca. Zamrugałam szybko.

-Mogę Panu polecić te - wskazałam na ciemne buty.

Przeniósł na chwilę wzrok na obuwie, a potem znowu na mnie. Patrzył tak intensywnie. Spąsowiałam.

-Mogę też polecić te - rzekłam, drżąc z emocji na całym ciele.

Uspokój się, pomyślałam.

Wampir nie zwrócił nawet uwagi, na drugą parę proponowanego mu obuwia, tylko cały czas wbijał we mnie swój sokoli wzrok.

Odwróciłam głowę. Nie mogłam znieść tego napięcia, dłonie miałam całe mokre, a moje policzki znów oblały się rumieńcem.

Po paru sekundach, spojrzałam na niego i zapytałam.

-Więc, które Pan wybiera? - chciałam, żeby wyszło to poważnie, ale zamiast poważnego tonu wydusiłam z siebie drżący szept. On w końcu oderwał ode mnie wzrok i spojrzał na buty.

-Wybiorę te - rzekł wskazując na proste buty w kolorze czarnym.

Skinęłam głową. Podeszłam do półki. Wspięłam się na palcach i zdjęłam wybrany przez niego model, razem z pudełkiem.

- Proszę - rzekłam ochryple, podając mu buty.

Wziął je ode mnie, a nasze palce na moment się styknęły.

Boże! Zrobiłam dwa kroki do tyłu. Poczułam za swoimi plecami półkę.

Cholera, koniec drogi.

Byłam sama w sklepie obuwniczym, a trzy kroki ode mnie stał wampir. I nawet nie wiedziałam, co mógłby mi zrobić.

Klient usiadł na sofie i zaczął zakładać obuwie. Przymierzając je, prześwietlił mnie wzrokiem od góry do dołu. Ponownie oblałam się rumieńcem.

Żeby to ukryć, choć słabo mi to szło - uśmiechnęłam się delikatnie. Wampir spojrzał na mnie... z politowaniem?

Boże, naprawdę robiłam z siebie idiotkę, gorszą na jaką w tym momencie wyglądałam?

Blond wampir, gdy założył buty, zaczął przechadzać się po salonie.

Chciałam się przesunąć, ale miałam nogi z waty.

- I jak, pasują? - zapytałam trochę piskliwie. Przestałam się uśmiechać.

-Tak - odparł tajemniczo i spojrzał na mnie.

Ach te usta... Moje serce zaczęło bić przeraźliwie, czułam, że zaraz ucieknie mi gardłem.

Mogłoby się wydawać, że jego to w ogóle nie obchodziło. Wolnym krokiem podszedł do sofy i zaczął zdejmować buty.

-Zapakować je? - zapytałam szybko.

-Oczywiście - rzekł do mnie i uśmiechnął się rozkosznie.

Ponownie poczułam piekący, na policzkach rumieniec. Wzięłam od niego obuwie i zaczęłam je zapakowywać do pudełka. Pudełko włożyłam do reklamówki z logo firmy. Nabiłam cenę na kasę.

- Siedemset złotych, poproszę - rzekłam do niego.

On wyjął pieniądze z portfela i podał mi je. Wzięłam je od niego, ale on nie puścił ręki.

Wypuściłam nerwowo powietrze.

Żadne z nas się nie ruszyło. Ja dlatego, że byłam oszołomiona, on dlatego, że nie chciał się ruszyć.

W końcu podał mi pieniądze, a ja przeliczyłam i włożyłam do kasy.

-Szukałem cię tyle czasu Alicjo - rzekł, aksamitnym głosem.

Oniemiałam. Skąd znał moje imię? Nic nie powiedziałam, patrzyłam na paragon i zastanawiałam się dlaczego tak wolno się drukuje.

-Spotkajmy się dzisiaj.

Że co?

-Słucham? - zapytałam głupio.

-Spotkajmy się dzisiaj - odparł wolniej.

Urwałam paragon i podałam go mojemu klientowi.

-Paragon dla Pana - rzekłam. On złapał moją rękę z paragonem, w swoją dłoń.

-Proszę - odparł dźwięcznie i pocałował mnie w wierzch dłoni.

Poczułam drgawki na całym ciele. Mimo iż była to prośba, to ja usłyszałam w niej nutkę stanowczości i groźby.

-W tej restauracji, co ostatnio - rzekł i zaraz dodał. - Nalegam.

Puścił moją dłoń, a ja zaraz schowałam ją pod biurko. On skorzystał z okazji i położył mi na biurku białą karteczkę z ładnym, złotym zdobieniem.

Wizytówka.

-Gdy się Pani zdecyduje, proszę zadzwonić - rzekł, zabierając swoje zakupy.

Spojrzałam na karteczkę i rzekłam z powagą.

- Jak będę chciała Panie Rewiński.

Wampir zaśmiał się tylko cicho i wyszedł ze sklepu.

Gdy zorientowałam się, że nigdzie go nie było, wzięłam wizytówkę i dokładnie obejrzałam. Poniżej był podany numer telefonu.

Zerknęłam na zegarek. Szesnasta.

Nareszcie koniec. Zamknęłam sklep.
Schowałam wizytówkę do kieszeni spodni i wzięłam torebkę. Jak zwykle wyszłam przez magazyn.

Zobaczyłam Mikołaja, układającego kartony.

Był w obcisłej koszulce z krótkim rękawem, co sprawiało, że jego mięśnie wydawały się większe. Podeszłam do niego wolno.

-Mikołaj, ja już idę - rzekłam.

-Fajnie masz. Już fajrant, ja jeszcze zostanę ze dwie godziny - rzekł i zaraz dodał - więc się dzisiaj nie spotkamy.

Wziął pudło i postawił je na półkę.

-Okej. Nic się nie stało - rzekłam, przystępując z nogi na nogę. Mikołaj złapał kolejne pudło.

-To pa - powiedziałam i cmoknęłam go w policzek.

-Pa - odparł.

Wyszłam szybko na zewnątrz, wsiadłam do auta i odpaliłam silnik. Po półgodzinnym przebijaniu się przez korki, byłam w końcu pod domem.

Wysłannicy diabła Tom I ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz