37.

360 21 4
                                    

  Dzień później, byłam od rana w pracy. Oktawiana nie było w sklepie, byłam ja, Filip i Mikołaj, który pracował na magazynie.
 
  Klientów było paru, pewnie dlatego, że pogoda na zewnątrz nie zachwycała. Nikomu nie chciało się wyjść z domu, a ci którzy musieli go opuścić, szli szybko do pracy. Stawiali szerokie kroki, omijając kałuże, uciekając przed silnym wiatrem i deszczem. Niektórzy nie poruszali w ogóle rękoma, wyglądali jak ospałe zombie.
 
  Właśnie kończyłam wycieranie kolejnej półki z kurzu i ustawianie pudełek, gdy usłyszałam, jak drzwi wejściowe się otworzyły. Spojrzałam w tamtym kierunku.
 
  Koło drzwi stał wysoki mężczyzna, może był około trzydziestki. Jego brązowe włosy były w nieładzie, strzepywał dłonią krople wody z wełnianego, ciemnego płaszcza. Popatrzył na mnie i uśmiechnął się szeroko, jakbyśmy znali się od dawna. Z grzeczności odwzajemniłam mu uśmiech.

- Dzień dobry - powiedział, zamykając drzwi.

- Dzień dobry - odparłam grzecznie. Mężczyzna podszedł bliżej, a mnie od razu owiał mocny zapach perfum.

- Strasznie pada - zagaił, a ja pokiwałam głową i znowu się uśmiechnęłam. Skończyłam wycierać półki i odłożyłam ściereczkę pod biurko.

- W czym pomóc? - zapytałam, stając między nim, a półką.
 
  Popatrzył na mnie znowu, a potem na półki z obuwiem. Zerknął na mnie na chwilę, namyślając się które wziąć. W końcu zdecydował się na czarne, klasyczne, skórzane buty.

- Poproszę te - powiedział, wskazując na wybrany przez siebie model.

- Rozmiar? - spytałam.

- Czterdzieści trzy.

- Dobrze - przytaknęłam i sięgnęłam po obuwie dla mojego klienta.
 
  Podałam mu pudełko, a on wziął je ode mnie i poszedł w stronę kanapy. Usiadł i zabrał się za przymierzanie butów.
 
  Stanęłam z powrotem koło biurka i popatrzyłam na wchodzące do sklepu dwie młode, roześmiane kobiety. Były w moim wieku. Jedna wyższa blondynka z czarnymi oczami, a druga brunetka, niższa o jasnej cerze i piwnych oczach. Rozejrzały się dookoła i ruszyły w stronę damskiego działu. Powoli ruszyłam za nimi.
 
  Kobiety zatrzymały się przed półkami, a ja stanęłam niedaleko. Spojrzałam na nie i uśmiechnęłam się sztucznie. Obie popatrzyły na mnie, trochę zaskoczone.

- Mogę w czymś pomóc? - zapytałam.

- Nie dziękujemy. Patrzymy tylko - odparła blondynka, a brunetka poczęstowała mnie krzywym spojrzeniem. Ruszyłam z powrotem do biurka.
 
  Patrzyłam na mężczyznę, który z powrotem ubierał swoje buty. Poprawił nogawkę spodni, wziął pudełko z butami do ręki i wstał powoli. Podszedł do mnie i uśmiechnął się znowu.

- Tak? - zapytałam.

- Wezmę te.
 
  Skinęłam głową i wzięłam od niego pudełko, poprawiłam w nim buty i zamknęłam wieczko. Pudełko włożyłam do dużej torby z logo sklepu. Postawiłam ją na blacie.

- Polecam preparaty do butów - odparłam, wskazując rękę na półkę z pastami, która stała za mną.
 
  Mężczyzna spojrzał na mnie, a potem na półkę i po chwili rzekł:

- Nie, dziękuję.
 
  Skinęłam głową i gdy klient włożył kartę kredytową do terminalu płatniczego, powiedziałam.

- PIN i zielony.
 
  Gdy transakcja dobiegła końca, podałam paragon.

- Dziękuję, do widzenia - odparłam.

- Do widzenia - rzekł klient.
 
  Wyszedł, a ja spojrzałam na dziewczyny, stojące przy półkach.

  Oglądały z zaciekawieniem, starannie poukładane buty na obcasie. Rozmawiały między sobą, śmiejąc się od czasu do czasu. Potem wyszły obie ze sklepu, a ja wzięłam ściereczkę i wróciłam do czyszczenia półek na dziale damskim.
 
  Nagle coś mnie tknęło, żebym się odwrócić. Miałam wrażenie, że ktoś za mną stoi. Nie myliłam się, niedaleko był Mikołaj, patrzył na mnie nieruchomo, potem jego usta ułożyły się w serdecznym uśmiechu.
 
  Jego uśmiech zawsze poprawiał mi humor, był jak lek na moje zmartwienia. Nie mogąc się oprzeć, szybko odwzajemniłam mu uśmiech.

- Cześć.

- Hej - rzekłam do niego. Mikołaj spuścił na chwilę wzrok i spojrzał ponownie na mnie.

- Co u ciebie? - spytał.
 
  Patrzyłam na niego uważnie i z zakłopotania przygryzłam wewnętrzną stronę policzka. Bardzo się cieszyłam, że dzisiaj przypudrowałam dokładnie siniaki, które zostawił Tytus na mojej twarzy.

  Boże, gdyby Mikołaj się o tym dowiedział... napadłby na Kasjana, nie przebaczyłby mu tego nigdy, że pozwolił, aby stało mi się coś złego.
 
  Zrozumiałam do czego Mikołaj powoli zmierzał. Nie, nie chciałam o tym znowu rozmawiać. Nie, o Kasjanie i moich planach na przyszłość.
 
  Wiedziałam, że był dla mnie, jak starszy brat, ale mimo to ja nadal nie potrafiłam z nim o tym, normalnie rozmawiać. Kiedy tylko wchodziliśmy na ten drażliwy temat, odczuwałam stres i wyrzuty sumienia, że stało się tak, a nie inaczej. Że zostawiłam Mikołaja, a wybrałam Kasjana.
 
  Może to głupie, ale często miałam przed oczami, tę skrzywioną z bólu i niedowierzania twarz Mikołaja. Wtedy ogarniało mnie uczucie, że jakiś rozdział w moim, jak i jego życiu został zamknięty. Czy na zawsze? Nie wiedziałam, ale wiedziałam, że sprawiło to duże spustoszenie w nas. Nie byliśmy już tymi przyjaciółmi, co wcześniej. Ja i Mikołaj.
 
  Zdawałam sobie sprawę z tego, że jego ton w stosunku do mnie nie był już taki ciepły i serdeczny. Mikołaj trzymał mnie na odległość, odzywał się do mnie z pewną rezerwą.

- W porządku - odparłam wymijająco.
 
  On popatrzył na mnie i pokiwał powoli głową.

- To dobrze.

- Mhm, dobrze...
 
  I koniec tematu do rozmów, dałam mu wtedy wyraźnie do zrozumienia, że nie będę ciągnąć wątku, który zaczął. Odpuścił, ale wiedziałam, że zbierał się, żeby powiedzieć coś nowego.

- Słuchaj... - zaczął wolno. Jak zawsze w takich chwilach, jego głos stawał się niepewny. Dłużej myślał nad tym, co chciał powiedzieć, czasem nie dokończał swych wypowiedzi. Jakby nie był pewny, jak ja zareaguję.

- Mam kupione dwa bilety na sobotę, do kina - powiedział, a ja nie odezwałam się słowem. Pozwoliłam, żeby skończył w spokoju, to co chciał powiedzieć.

- I pomyślałem, może...
 
  Przymknęłam lekko oczy i westchnęłam cicho. Przestałam wycierać i spojrzałam na niego uważnie, czekając aż skończy.

- Może zechciałabyś pójść ze mną? W tę sobotę - powiedział, prawie na jednym wdechu. Popatrzyłam na niego i pokiwałam głową.

- Dobrze - zgodziłam się.
 
  Zauważyłam, że Mikołaj, jakby trochę się odprężył. Wypuścił cicho całe powietrze z płuc. Stał nadal w tym samym miejscu i patrzył na mnie nieruchomo.

  Nagle zaczął stąpać z nogi na nogę. Z powrotem odwróciłam się w stronę półek i zabrałam się za ich wycieranie. Robiłam wielkie, zamaszyste ruchy ścierką, która zbierała cały kurz z szerokich półek. Postanowiłam zapytać.

- O której?
 
On odezwał się już normalnym głosem.

- O siódmej.

- Nie ma sprawy - powiedziałam, kiwając głową.

- Przyjadę po ciebie.

- Okej - zgodziłam się.
 
  Przez chwilę znowu zapanowała między nami cisza. Przerywana jedynie tykaniem zegara i odgłosem melodii płynącej z głośników. Mikołaj odezwał się po chwili.

- Idę na magazyn - powiedział. - Wiesz, mam dużo roboty. To do zobaczenia.

- Do zobaczenia - mruknęłam do niego.
 
  Mikołaj, ruszył szybko w stronę drzwi od magazynu. Gdy zamknął je za sobą, pokręciłam głową z konsternacją. Na moje usta wtargnął delikatny uśmieszek. Odwróciłam się w stronę półek i kontynuowałam czyszczenie.

Wysłannicy diabła Tom I ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz