EPILOG

671 29 5
                                    

Ciemność, nieprzenikniona ciemność. Wyciągam rękę, ale nie jestem w stanie jej dojrzeć.
 
   W oddali widzę małe światło. Ostrożnie i powoli idę w tamtą stronę, kierowana ciekawością. Spoglądam na swoje postrzelone ramię i doznaję szoku.
 
  Jest nienaruszone, zdrowe i nigdzie nie ma śladu po kuli, a co najważniejsze nie boli. Nie zatrzymuję się i idę cały czas przed siebie, z tyłu słyszę wołania, płacz, ale nie reaguję na nie.

- Alicjo! - ktoś mnie woła. Na początku nie rozpoznaję głosu.
 
  Nagle widzę przed oczami, przelatujące obrazy. Twarze rodziców, uśmiech Mikołaja. Nie widzę nigdzie Kasjana, ale słyszę, jak mnie woła.

- Alicjo...
 
  Odwracam się i rozglądam dookoła, żeby go dostrzec. Nigdzie go nie widzę, ale nadal słyszę jego głos.

- Zostaw ją!
 
  Te ostatnie słowa pulsują w mojej głowie. Nagle, gdzieś z lewej strony dociera do mnie drugi głos. Mój zmęczony umysł powoli przypomina sobie, kto do mnie mówi. To Tytus - wampir.

- Ty suko! - drze się na mnie.
 
  Nadal słyszę krzyki, które ciągną się za mną gdziekolwiek nie pójdę. Oprócz tego rozróżniam też jęki i rozpaczliwe błaganie o pomoc, ludzi z podziemi ,,Aplauzu". Słyszę tę dziewczynę, tak dokładnie, jakby stała koło mnie. Krzyczy identycznie, jak tamtego dnia, gdy czarnowłosy wampir odbierał jej życie.
 
  Mimowolnie zakrywam uszy i upadam na kolana, ale pode mną nie ma podłogi, tylko czarna nicość. Spadam na dół, a to trwa bardzo długi czas. Czarny tunel, do którego wpadam zdaje się nie mieć końca.
 
  I gdy wydaje mi się, że będę tak spadać w nieskończoność, niespodziewanie czuję, jak ląduję na miękkiej, białej pościeli. Patrzę wokoło i rozpoznaję to miejsce. Jestem u Kasjana, w jego sypialni.
 
  Lekko i powoli przesuwam się w kierunku końca łóżka. Nagle zaczynam krzyczeć, a moim ciałem wstrząsa dreszcz przerażenia. Czuję, że każdy włos staje mi dęba, a serce bije, jak dzwon. W popłochu zbliżam się z powrotem w stronę wezgłowia i czując swój przyśpieszony puls, rozglądam się dookoła panicznie.
 
  Koniec łóżka zbroczony jest szkarłatną krwią, która znajduje się także na podłodze. Gigantyczna plama prowadzi do drzwi.
 
  Boję się, ale ciekawość wygrywa ze strachem. Ostrożnie schodzę z łóżka i podchodzę do drzwi.
 
  Jestem ubrana w lekką, letnią sukienkę w kolorze białym. Stopy mam bose.
 
  Stąpam ostrożnie po podłodze, uważając, żeby nie wdepnąć w płynną, czerwoną posokę. Powoli i po cichu otwieram drzwi, prowadzące na korytarz. Mój nos atakuje mocny zapach krwi. Niedaleko, koło ściany zauważam porzucone, błękitne róże.

  Bez zastanowienia podnoszę je, ponieważ oszałamiają mnie swym pięknem. Rozglądam się dookoła i zauważam gdzieniegdzie pojedyncze gałązki kwiatów.
 
  Rozległa plama krwi prowadzi dalej do kuchni, spoglądam w tę stronę.
 
  Widzę Kasjana, jak stoi koło blatu. Tego samego, przy którym rozmawialiśmy i tego samego, przy którym zobaczyłam go z Megan. Kasjan stoi odwrócony tyłem, a u jego stóp leży dziewczyna.

  Na początku nie widzę jej twarzy, ale gdy podchodzę bliżej dostrzegam w niej duże podobieństwo do siebie. Robię parę kroków dalej i widzę po prawej stronie kolejne ciało. Oba są puste, jakby sflaczałe. Patrzę na nie uważnie i nie wierzę własnym oczom.
  W wyglądzie ciała, po prawej rozpoznaję Mikołaja, zaczynam także rozumieć, do kogo należy ciało kobiety.
 
  Nie mogę na to patrzeć, chcę się odciąć. Nie wierzę w to co widzę. Wiem, kim jest ta druga osoba, ale jednocześnie nie dopuszczam do siebie tej myśli. Boję się prawdy, bo podświadomie już wiem, jak ona wygląda.
 
  Drugie ciało to... JA.
 
  Czuję, że ogarniają mnie mdłości, a kolana drżą. Odczuwam ponowny przypływ adrenaliny i ogarniającą mnie zewsząd panikę. Z moich ust wydobywa się zdławiony krzyk.
 
  Wampir reaguje od razu. Odwraca się w moją stronę, a ja widzę, że z jego brody spływa krew, a piękna błękitna koszula jest nią zbroczona. On patrzy na mnie i po chwili decyduje się podejść do mnie powoli, ważąc dokładnie każdy krok. Nie spuszcza mnie z oczu.
 
  Stoję nieruchomo i nie wiem, co robić. Nie uciekam, patrzę tylko, jak zbliża się do mnie. On w końcu podchodzi i mówi cicho:
- Nie mogłem nic zrobić, nie mogłem.
 
  Nieświadomie ściskam w ramionach róże, puszczam je dopiero wtedy, gdy zaczynam odczuwać ból. Patrzę na moje pokłute ręce, z których powoli zaczyna sączyć się krew. Spoglądam na nie, a potem na Kasjana i czekam na jego reakcję. Czy zaatakuje?
 
  Ale on tylko patrzy na mnie uważnie, nic nie mówi. Prawą ręką, ostrożnie odgarniam mu włosy z czoła. W momencie, gdy odrywam rękę, on ujmuje moją dłoń i przyciska do swojego lodowatego policzka.
 
  Nadal stoję w bezruchu, bo nie wiem co zrobić. Kasjan nagle przytula mnie, głaszcząc moje włosy dłonią. Jest ubrudzony juchą, a dotykając mnie, powoduje, że moje włosy także są nią umazane.
 
  W pewnym momencie odsuwam się od niego i spoglądam na swoją sukienkę.
 
  Jest brudna od krwi, patrzę z powrotem na Kasjana, a on tylko delikatnie się uśmiecha.
 
  Nagle wszystko się urywa, a ja jestem z moim wampirem na wystrojonej sali. Ja - ubrana w piękną, połyskującą granatową sukienkę przed kolano, a Kasjan w czarny garnitur z bordową muchą.
 
  Tańczymy razem na parkiecie, wokół wirują inne pary. Rozpoznaję wśród nich swoich, dawnych, szkolnych znajomych. Razem z Kasjanem tańczymy wspaniale, lekko, jakbyśmy ledwo co dotykali parkietu.
 
  Niespodziewanie Kasjan zatrzymuje się i podtrzymując mnie pod plecami, nachyla nade mną. Widzę ludzi, jak stoją wokół i patrzą na mnie z uśmiechem. Ich oczy są czerwone.
 
  Wtedy Kasjan otwiera usta. Widzę jego białe, ostre kły, które po chwili zanurza w mojej szyi. Chcę się uwolnić, ale on przyciska mnie do siebie. Drżę.
 
  I po chwili znowu spadam. Spadam i spadam w jakąś ciemną otchłań. Zauważam, że znów jestem w szpitalnej koszuli. Słyszę za sobą rozpaczliwe ryki i wołania, rozglądam się na boki i zauważam, że znajduję się na szpitalnym łóżku.

  Niespodziewanie czuję, jak coś ciągnie mnie za nogę. Rozpaczliwie podciągam się do góry, ale to coś nie przestaje i wciąga mnie do ciemnej otchłani.
 
  Moje uszy atakują wrzaski i skomlenie, od których boli mnie już głowa. W końcu moja siła kończy się i czuję, jak wpadam do tego wielkiego piekła. Krzyczę głucho, nie mogąc wydobyć z gardła, ani jednego dźwięku.
 
  I nagle znowu następuje ciemność. Czarna, jak gęsta smoła, w której się topię. Czuję, że nie mogę złapać oddechu. Wiem, że to koniec. Resztkami sił próbuję się wybić na powierzchnię, ale to kończy się fiaskiem. W końcu pozwalam, aby ogarnęło mnie całkowite odrętwienie. Przestaję walczyć, poddaję się, bo wpadłam w pułapkę. Upadam na samo dno, gdzie nie ma nikogo, tylko ja sama i już w pewnym sensie martwa.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

Wysłannicy diabła Tom I ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz