Rozdział IV

845 67 4
                                    

Ci, którzy nie potrafią śmiać się z siebie, narażeni na ból, gdy inni śmieją się z nich
~ Joker


- Alfredzie, co dzisiaj mamy w planach? - powiedział Bruce zapinając starannie marynarkę. Alfred chwilę zamyślił się.

- O jedenastej ma pan się zgłosić do ośrodka adopcyjnego. Na szesnastą jest pan umówiony na spotkanie biznesowe, a zaraz po nim o dziewiętnastej na bankiet - powiedział Alfred podając Bruce'owi kluczyki od auta.

Bruce postanowił zaadoptować jednego z podopiecznych sierocińca. Chciał chociaż dla jednego dziecka stworzyć godne warunki do życia. Jednak chodziło mu o coś jeszcze. Mężczyzna chciał znaleźć sobie pomocnika. Bruce nie miał już trzydziestu lat i robił się coraz starszy. Wiedział, że naraża życie osób trzecich. Oczywiście, nauczyłby go wszystkiego. Alfred był bardzo przeciwny temu pomysłowi. Uważał, że najlepiej będzie, jak Bruce znajdzie sobie dziewczynę i ożeni się z nią. Pomimo tego, że uważał wymyślenie Batmana za samobójstwo, wspierał cały czas Bruce'a w tym, co robił.

- Jak zwykle mam dużo roboty. Jeszcze do tego doszły te dwie dziewczyny. Uciekły mi, a razem z nimi Joker. Ciekawe kim był jego wspólnik. Nigdy go tu nie widziałem, ale podobno niedawno trafił do Arkham. Czy wiemy coś o nich, Alfredzie? - zapytał Bruce ostatni raz przeglądając się w lusterku.

- Niestety, ale nic o nich nie wiadomo. Policja szuka ich już od kilku dni. Może pan również pojechać do Arkham i o nich zapytać. - Bruce zamyślił się chwilę. Od paru dni szukał jakichkolwiek informacji o Rose i Wolf. Dziewczyny były jednak nieuchwytne.

- Muszę zająć się tą sprawą. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek zakłócał spokój w moim mieście. - Alfred spojrzał na niego smutno.

- Proszę nie zapominać o swoich najbliższych i obowiązkach. Mógłby panicz trochę o nich pomyśleć. Nie mam zamiaru chować kolejnego Wayne'a. - Alfred odszedł, zostawiając Bruce pogrążonego w swoich słowach.

Po kilku minutach Bruce stał już przed drzwiami ośrodka. Odkąd pamiętał, wpłacał pieniądze na każdy sierociniec w mieście. Dzięki temu dzieci miały lepsze warunki. Mężczyzna wszedł do środka przez szklane drzwi i skierował się w stronę recepcji. Za ladą siedziała niska brunetka, która czytała książkę, nie zważając na nic. Bruce chrząknął.

- Dzień dobry. W czym mogę pomóc? - zapytała miłym głosem kobieta odkładając książkę na biurko.

- Byłem umówiony z panią Smith - powiedział Bruce. Kobieta spojrzała w notes i zaczęła czegoś szukać.

- Dobrze, proszę za mną - powiedziała i skierowała się z Brucem w stronę biura. Brunetka zapukała do drzwi i otworzyła je.

- Pan Bruce Wayne do pani - powiedziała i kazała wejść Bruce'owi do biura.

Przy biurku siedziała niska kobieta o poważnych rysach twarzy. Wyglądała na bardzo surową. Kobieta wstała z fotela i wskazała dłonią na krzesło, które znajdowało się na przeciwko niej.

- Witam pana panie Wayne - przywitała go kobieta, podając mu rękę. Bruce odwzajemnił gest.

- Witam, ja chciałem zaadoptować jednego z waszych podopiecznych. Pamięta chyba pani, dzwoniłem tydzień temu. Najlepiej, żeby to był chłopiec.

The Dark Gotham [W trakcie poprawy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz