Rozdział 5

2.3K 218 27
                                    



Railo obudziła się późno, gdy słońce było już wysoko na niebie. Była zaskoczona tym, że spała tak długo. Zwykle wstawała równo ze świtem. Zachwyciła się krajobrazem za oknem. Za oknami miała widoki na ogród pełen kwiatów i zieleni. Uwielbiała lato. Kolorowe kwiaty i pełno życia wokół, albo jesień gdzie kolorowe liście tańczyły z wiatrem ścieląc piękny dywan pod stopami. Ubrała wygodny strój i nie czekając na żadną służącą, która miałaby jej wskazać drogę do ogrodu wskoczyła na drzewo rosnące blisko balkonu. Powoli ześlizgiwała się po gałęziach w dół ku ziemi. Zatrzymała się nagle ukryta wśród gęstych zielonych liści słysząc kroki. Wypatrzyła z góry lorda Steira i jego drugiego gościa. Szli powoli w stronę jej kryjówki rozmawiając

– ... i jeszcze wczoraj. Gdy do niej poszedłem po rozstaniu z Tobą. Ona kompletnie nad sobą nie panuje. Jej moc nie jest opanowana. Jeśli czegoś nie zrobimy to co jest w niej może ją zabić. – Daron wpatrywał się uważnie w swoje stopy.

– Myślę, że musisz przyspieszyć jakoś swój plan wydostania jej z łap króla. – mężczyźni usiedli nieopodal w cieniu drzewa. Dziewczyna usadowiła się wśród gałęzi drzew chcąc posłuchać o czym spiskują za jej plecami.

– Myślę, że może uda mi się tego jakoś dokonać ale co potem? – lord Steira zamyślił się przez chwilę.

– Kto będzie ją szkolić? – spojrzał posępnie na swojego rozmówcę.

– Mogę nauczyć ją opanować swoją moc i pomóc nauczyć się walczyć. – zadeklarował Daron patrząc gdzieś w dal. Starszy mężczyzna zaśmiał się.

– Myślę, że walki to ona może nauczyć Ciebie. Nie bez powodu nazywają ją Ostrzem Cienia. Chociaż tak naprawdę nikt nie wie, że to właśnie Dziwka Króla jest ich postrachem. Zadziwiające prawda? – lord był rozbawiony tą sytuacja.

Railo spojrzała w górę przez liście przebijały się ciepłe promienie słońca oświetlające jej bladą skórę. Zamknęła oczy, by przez chwilę cieszyć się tym. Pamiętała gdy pierwszy raz usłyszała jak ktoś ją nazywa Ostrzem Cienia. Wtedy w jedną noc wymordowała cala rodzinę mającego duże wpływy w polityce państwa lorda. Zrobiła to na rozkaz króla. Zadrżała przypominając sobie płacz dzieci widzących swoich martwych rodziców. Zdezorientowaną służbę, krew jej ofiar spływająca po schodach. Tryskająca na jej twarz i ubranie. Samotna łza spłynęła po jej policzku. Starła ją szybko, obiecała sobie, że już nigdy nie będzie płakać, a jednak znów czuje słabość. Nie wolno jej tego robić

* * *

Stał przed namiotem głaszcząc jastrzębia siedzącego na jego przedramieniu. Gdyby nie jego skórzane ochraniacze pewnie zwierzę już dawno uszkodziłoby mu rękę. Rozglądał się pośród obozowiska, które powoli powstawało przy pracy rąk jego ludzi. Przyglądał się swoim towarzyszą. Było to głównie mężczyźni uciekając przed prawem, bezbronne kobiety i dzieci. Westchnął cicho. Ta banda ma wygrać z armią króla? Jego wyszkoleni żołnierze rozniosą ich w pył. Jastrząb na jego ramieniu wzbił się w powietrze. Mężczyzna odwrócił się od obrazu który przytłaczał go i wszedłem do namiotu. Powoli zaczął ściągać ochraniacze, które założył by chronić się przed ostrymi pazurami ptaka. Przeklinał w myślach dzień, kiedy zgodził się prowadzić tą bandę na armię króla. Zaufał wtedy staremu Steira, który wmawiał wszystkim, że potomek prawowitego rodu żyje.

– Panie? – mężczyzna dopiero teraz spostrzegł swojego podwładnego, sądząc po jego minie znów pozwolił sobie na chwilę rozmyślań.

– Tak Owenie? Czy coś się stało? – służący wyciągnął do niego kawałek zwiniętego papieru.

– Lord Steira, on... lepiej będzie jeśli sam to przeczytasz paniczu – mężczyzna wyrwał kartkę z ręki Owena i rozwinął ja delikatnie. Zamarł w półkroku czytając treść.

– Owenie nalej nam wina. Dziś mamy co świętować. – mężczyzna uśmiechnięty usiadł na prowizorycznym posłaniu. Był zmęczony ciągłą podróżą. Spaniem niekiedy na twardej ziemi. Wiedział jednak, że jego ludzie również chcieliby przespać się w ciepłych, miękkich łóżkach. Chociaż w pod jego komendą znajdowali się tacy, którzy nigdy tego nie zaznali. Owen zjawił się po chwili, niosąc w ręku wino i dwa kubki. Postawił wszystko na małym stoliku, po czym nalał do kubków wina.

– Czy wierzysz w to paniczu Tori? – mężczyzna spojrzał na Owena. Był młodym mężczyzna. Przystojny blondyn i nieskazitelnej sylwetce i brązowych oczach. Widział jak kobiety z obozu oglądają się za nim.

– Oczywiście. W końcu to nasza jedyna nadzieja. Niedługo poznamy naszego przyszłego króla – Tori podniósł kieliszek do góry na znak toastu. Dziś już nie miał się o co martwić.

***

Railo chodziła po labiryncie kwiatów stworzonym przez ogrodnika. Wpatrywała się pustym wzrokiem w drogę przed sobą, dopóki nie wpadła na Darona. Odskoczyła od niego wystraszona

– Wybacz, moja Pani. Nie chciałem Cię wystraszyć – mężczyzna skłonił się jej nisko. Dziewczyna wyprostowała się z pozycji obronnej.

– To ja przepraszam Daronie, zamyśliłam się – dziewczyna uśmiechnęła się do niego lekko. Mając nadzieję, że chodź trochę wyjdzie jej to naturalnie.

– A czy mogę wiedzieć o czym panienka myśli? – Daron usilnie starał się pochwycić jej wzrok, jednak bez skutki.

– Nie powinno Cię to interesować. – nadzieja mężczyzny, że Railo przejawi choć trochę chęć do rozmowy, w której ujawni trochę swych uczuć, prysła. Dziewczyna znów miała pusty i zimny wzrok.

– Chciałbym wiedzieć, co sprawiło, że nie jadłaś dziś cały dzień. – Railo spojrzała zdezorientowana po swoim otoczeniu. Słońce powoli chowało się za odległym górami. Ostatnie promienie grzały jej twarz. Niebo stało się czerwone.

– Upiorny zachód słońca. Wygląda to jakby niebo skąpało się we krwi. – stwierdziła zamykając na chwilę oczy.

– Przeraża Cię ten widok? – Daron wyglądał na zaskoczonego.

– Czy to Cię dziwi? Nie lubię bezpodstawnie przelewać krwi. – odrzekła cicho. Spojrzała swojemu towarzyszowi w oczy. Daron znów doznał szoku. Lekko niebieski kolor jej oczu dodawał jej niewinności.

– Będziesz stał tak, czy wracasz ze mną do posiadłości? – spytała mijając go. Mężczyzna ruszył za nią, trzymając się kilka kroków w tyle przyglądał się jej ruchom, poruszała się z gracją delikatnie i cicho. Niczym tancerka lub wyszkolona zabójczyni. Po wejściu do posiadłości lorda udali się od razu do jadalni. Gdzie czekał na nich gospodarz. Od razu usiadła do posiłku. Railo zdała sobie sprawę, że jej ciało jest przemęczone i wygłodniałe. Łapczywie zjadała podsunięte jej jedzenie. Lord Steira patrząc na nią uśmiechał się pod nosem. Gdy tylko służba posprzątała po kolacji dziewczyna spojrzała na lorda poważnie.

– Podjęłam już decyzję. – oznajmiła cicho wpatrując się w wesoło trzaskający ogień w kominku.

~~~~~~~~~~

Witajcie, jak obiecałam dodaję kolejny rozdział :) Czekam na wasze komentarze i dziękuję za te poprzednie jak i gwiazdki :) Postaram się napisać coś szybciej niż w miesiąc.

Miłego czytania :)

Ukryta w mrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz