Rozdział 18

642 69 13
                                    



Nagła zmiana, którą zarządził Sam nie była jej na rękę, zwłaszcza, że razem z nimi miał podróżować jeden z królewskich medyków, którego ona sama nie chciała widzieć na oczy przez pewien czas, dokładniej, któremu nie chciała się pokazywać na oczy. Kapitan stał razem z nim po drugiej stronie zamkowego dziedzińca, światła pochodni oświetlały twarz Sama, Azahier stał odwrócony za co dziękowała bogini, chociaż już dawno przestała się modlić do bogów. Zakradła się do stajni i osiodłała konia, którego zabrała ze stajni lorda Steira. Przypięła do siodła swoje bagaże, broń pochwała do ukrytych miejsc w swoim ubiorze, oprócz miecza, który przewiesiła przez plecy, dla wygody w jeździe, chociaż i tak zwykle do walki używała sztyletów lub łuku, na plecy założyła swoją zniszczoną czarną pelerynę, zacerowaną w paru miejscach, która sięgała do samej ziemi i okrywała ją całą. Czekała,aż Sam da znak do wyjazdu, lekki wiatr chłodził jej skórę, peleryna nie ochraniała jej przed zimnem, a cienka lniana koszula jaką miała pod okryciem wierzchnim nie dawała jej ciepła.

– Gotowa do drogi? – Sam znalazł się tuż obok niej, na rękach miał skórzane rękawiczki, kurtka podbita futrem na kołnierzu była rozpięta, oddechy wszystkich unosiły się wokół w postaci pary.

– On musi z nami jechać? – spytała spoglądając ukradkiem na Azahiera, kapitan podążył za jej wzrokiem po czym pokręcił głową.

– Król go odprawił z zamku, już nie jest nadwornym medykiem – oznajmił Sam. – Dlatego zaproponowałem mu, że może z nami podróżować przez jakiś czas – wytłumaczył widząc zmarszczone brwi Railo, dziewczyna po chwili pokiwała głową. Zadrżała z zimna kiedy zawiał mocniejszy wiatr, objęła się ramionami i za wszelką cenę starała się nie szczękać zębami jednak nie za bardzo jej to wychodziło.

– Nie masz nic cieplejszego? – zapytał kapitan spoglądając na nią, dziewczyna wzruszyła ramionami okrywając się szczelnie peleryną.

– Nie potrzebuję, rozgrzeję się jak ruszymy – odparła cicho, przeskakując z nogi na nogę. Sam pokręcił głową zrezygnowany, po czym ściągnął swoje rękawiczki i wcisnął je zabójczyni.

– Ruszamy za piętnaście minut, zatrzymamy się dopiero pod wieczór, więc nie chcę żebyś mi zamarzła – odparł spokojnie po czym odszedł zostawiając ją samą sobie. Prychając pod nosem Railo założyła rękawiczki przyjaciela, były przyjemnie ciepłe, przez co uśmiechnęła się pod nosem Nagrzane rękawiczki nie sprawiły, że przestała drżeć z zimna, jednak było to dość miłe z jego strony. Zauważyła jak Azahier rozgląda się po placu i wystraszona odwróciła się do niego plecami. Łapiąc za uzdę pociągnęła swojego konia w stronę wyjścia z dziedzińca, przemknęła obok medyka niezauważona. Zatrzymała się przy bramie i oderwała kawałek swojej peleryny po czym przywiązała ją do krat. Wyszła z zamku spokojnie, za bramą wsiadła na konia i powoli ruszyła przez miasto, w czasie ruchu nie przeszkadzało jej zimno, więc przestała dzwonić zębami. Stukot kopyt zagłuszał ciszę nocną, Railo zwiększyła tempo chcąc jak najszybciej wyjechać za mury miasta. Uważnie rozglądała się dookoła czując na sobie czyjś wzrok. Było to dość niekomfortowe zważywszy, że starała się być niezauważona, chociaż było to nie możliwe, poruszała się sama po mieście pełnym wąskich wybrukowanych uliczek, które odbijały echem stukot kopyt, do tego miała pewność, że wszędzie kryją się szpiedzy. Zwolniła odrobinę zbliżając się do otwartej bramy, Sam musiał rozkazać strażnikom miejskim zostawić jedną bramę otwartą. Railo uśmiechnęła się pod nosem ciesząc się swoim szczęściem, że akurat wybrała tą bramę. Kątem oka zauważyła ruch na dachu jednego z budynków, głos rozsądku zmusił ją, by nadal patrzyła przed siebie. Ściągnęła kaptur ze swojej głowy, gdy jeden ze strażników mający nocną zmianę wyszedł na jej spotkanie.

Ukryta w mrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz