Rozdział 11

1K 86 31
                                    

Przypatrywał się jej z daleka, jak podąża niezauważona za królewskim gwardzistą i Cindy. Gniew zakotłował się, gdy patrzył na swą dawną towarzyszkę podróży. Zdradziła ich, sprzedała, jakby nic dla niej nie znaczyli. Chociaż, kiedy pomyślał o Railo miał ochotę zabić tą blond włosom wywłokę. Nastroszył pióra, w końcu nadal był w formie ptaka. Nie mógł stąd odlecieć i zostawić tu swojej przyjaciółki o ile wciąż nią była.  W końcu musi istnieć jakaś nadzieja, iskra szansy, że pomoże jej uwolnić się od tego tyrana. Widząc, jak ta zdradziecka dziwka wchodzi do zamku z kapitanem wzbił się w powietrze, śledząc kroki Railo, która ruszyła w drugą stronę.Gdy weszła do pałacu wejściem dla służby, okrążył cały zamek po czym usadowił się na gałęzi drzew, tak by mieć widok na okna jej sypialni. Poruszanie się pod postacią ptaka było męczące,jednak nie mógł inaczej. Cieszył się teraz, że opanował do perfekcji pobieranie energii od ziemi będąc w innej postaci. Czuł zmęczenie, oczy zamykały mu się powoli, nie widział, by Railo wróciła do swoich komnat. Zdrzemnie się, tylko przez chwilę, apotem odwiedzi przyjaciółkę. 

***


     Zbliżało się południe, kiedy wjechali do obozowiska. Powoli przedzierali się pomiędzy gęsto rozstawionymi namiotami do namiotu dowódcy. Odprowadzani ciekawskimi spojrzeniami zebranych ludzi. Co jakiś czas z ich konwoju odłączali się poszczególni jeźdźcy, by wrócić do swoich przerwanych poprzedniego dnia obowiązków. Daron podążał za Torinem , tak jak ten kazał mu tuż przed przybyciem do obozu. Katniss tuliła do swojej piersi płaczącego synka. Lekko chwiała się w siodle, więc mężczyzna mocniej chwycił ją w pasie przyciągając do siebie. Uzdrowicielka jechała obok nich, wyprostowana, co chwila przyglądała się im taksując Darona zimnym wzrokiem. Kobieta działała mu na nerwy, jednak starał się poskromić swoją irytację ostentacyjnie ją ignorując. Zatrzymali się dopiero po przemierzeniu całego obozowiska. Od razu po zatrzymaniu koni, podbiegli do nich młodzi chłopcy, szkoleni do funkcji stajennych. Torin podbiegł do nich by pomóc zejść z konia Katniss. Zaraz za nim pojawili się podwładni Darona. Stając na baczność, czekali na znak swojego przełożonego, aby mogli zdać mu raport. Przyglądali się z zainteresowaniem młodej matce, która stanęła obok wierzchowca wraz ze swoim synem. Daron widział napięcie i dezorientację w ich zachowaniu, gdy tylko stanął na ziemi dał znak by do niego podeszli, odeszli na bok, by móc porozmawiać na osobności

 –Panie, dobrze widzieć cię w zdrowiu – mężczyzna uciszył swojego podwładnego ruchem ręki, nie miał czasu na wysłuchiwanie grzecznościowych formułek 

– Do rzeczy Osami – poprosił cicho

 –Zaczęliśmy szkolenie zebranych buntowników, jednak większość z nich nigdy nie miała w ręku oręża. Ciężko jest ich uczyć, często nie mają nawet pojęcia o czym mówimy – Daron potarł ręką czoło przyglądając się Osamiemu, dobrze zbudowany blond włosy mężczyzna z lekkim zarostem, jako ich przełożony powinien ich ukarać,  za nieogolone twarze, jednak nie miał do tego siły. Od rana z tył głowy miał myśl, że zapomniał dziś o czymś ważnym

– Czy masz dla mnie jakieś dobre wieści? - spytał spoglądając na obozowisko 

– Wszyscy chłopi są silni, więc jeśli nauczyć ich podstaw będą zdolni do walki – mężczyzna uśmiechnął się do siebie kiwając głową 

– Tak zrobimy, jednak obserwujcie całą grupę, może wśród nich są jakieś utalentowane przypadki –odwrócił się by ruszyć w stronę czekającego na niego Torina, gdy do przodu wystąpił najniższy rangą Josua

 – Panie, przygotowaliśmy namiot dla ciebie, specjalnie na dzisiejszy dzień – mężczyzna kończąc zdanie mówił coraz ciszej, jakby niepewny tego, czy powinien to zaczynać. Daron miał już zbesztać żołnierza, jednak zawahał się przez chwilę

Ukryta w mrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz