Gdy nadjechali stała pod drzewem patrząc w niebo, gdzie właśnie zza chmur wyłoniły się księżyce. Była blada, a na jej czole widać było kropelki potu, chociaż może to mu się wydawało przez bladą poświatę jaką dawały księżyce. Teraz, kiedy już świtało, kapitan jadąc za nią wpatrywał się uważnie w jej postać, która chwiała się lekko w siodle, chociaż nie tylko ona. Większość jego ludzi chwiała się lekko na swoich wierzchowcach, na których spędzili już kilka godzin. Słońce wychodziło już zza drzew, oświetlając ich ostrymi porannym promieniami. Przywołał do siebie jednego ze swoich podwładnych.
– Jedź poszukaj miejsca, gdzie będziemy mogli się zatrzymać – Sam wydał rozkaz, na co mężczyzna jedynie skinął głową i spiął konia ruszając przed siebie.
Railo zaciskała swoje ręce starając się opanować nad zawrotami w swojej głowie, oraz powiekami, które stawały się coraz cięższe. Obok niej przemknął jeden z ludzi Sama, przez co rozbudziła się lekko, wstrzymała wierzchowca chcąc zrównać się z kapitanem.
– Gdzie go wysłałeś? – spytała gdy zbliżył się do niej.
– Potrzebujemy odpoczynku, ma znaleźć odpowiednie miejsce – odparł, dziewczyna skinęła głową i odwróciła wzrok przed czujnym spojrzeniem przyjaciela.
– Dobrze się czujesz? – spytał po chwili, skinęła lekko głową czego od razu pożałowała, ponieważ dopadły ją mdłości. Sam zacisnął usta wiedząc, że dziewczyna kłamie. Jej czoło było spocone, oddychała ciężko oraz co chwila mrugała powiekami, jakby odganiała zmęczenie. Mimo iż jechali przez większość nocy żaden z jego podwładnych nie zachowywał się tak jak dziewczyna.
– Tak, wszystko ze mną dobrze. Nie mogłam się doczekać wyjazdu zza mury miasta – odpowiedziała odchylając głowę do tył rozkoszując się porannym rześkim wietrzykiem. Railo zamknęła na chwilę oczy , jednak otworzyła je po chwili czując silną chęć zaśnięcia. Błagała w myślach, aby zwiadowca wrócił szybko powiadamiając ich o odpowiednim miejscu na spoczynek. W lewej dłoni, którą się zasłoniła przed śmiertelnym ciosem napastnika czuła pulsujący ból. W jej głowie krążyła tylko jedna myśl „Trucizna". Jak mogła się tak podejść? Przeklinała się w myślach za swoją głupotę, przecież sama często używała trucizny na swoje ostrza, aby ofiara, która na to zasługiwała cierpiała. Z jej myśli wyrwał ją zwiadowca pojawiający się nagle zza zakrętu. Odetchnęła z ulgą wiedząc, że za niedługo będzie mogła stanąć na ziemi. Mężczyzna zbliżył się do nich zajmując miejsce pomiędzy Railo, a Samem, pomimo tego, że z drugiej strony kapitana nikt nie jechał. Dziewczyna poczuła ukłucie w swoim sercu. Wiedziała, że nie będzie łatwo jej podróżować z osobami pragnącymi jej śmierci, jednak nie sądziła, że jawne okazywanie jej niechęci do niej, aż tak ją zaboli.
– Za zakrętem znajduje się mała polana pomiędzy drzewami, gdzie można się zatrzymać, jest tam również rzeka, więc konie będą mogły się napoić – oznajmił, Sam skinął jedynie głową, jego ludzie słysząc słowa zwiadowcy ożywili się.
Nikt nie zwracał uwagi na zabójczynię, która zwolniła swojego konia, mężczyźni mijali ją bez słowa. Powoli ruszyła za ostatnim z nich, rozglądnęła się uważnie, czy aby na pewno żaden jej nie obserwuje, po czym ściągnęła z dłoni rękawiczkę, którą dostała do przyjaciela. Opatrunek, który zrobiła na lewą rękę, z oderwanego kawałka swojej koszuli już przesiąknął jej krwią, do tego rana wydawała okropny zapach. Dziewczyna szybko założyła rękawiczkę z powrotem na dłoń widząc poruszenie w szeregach przed sobą. Jednak żołnierze jedynie wykonywali rozkaz swojego kapitana, zbaczając z głównego traktu na jedną z wąskich leśnych ścieżek, jednak po chwili drzewa ustąpiły niewielkiej polanie. Mężczyźni zsiedli z koni rozprostowując zesztywniałe już mięśnie i stawy. Railo oddaliła się od nich jak najdalej. Ześlizgnęła się z grzbietu swojego wierzchowca, jednak nadal trzymała się siodła gdyż nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Po chwili poczuła się lepiej, choć zawroty głowy nadal nie ustały. Oparła głowę o szyję zwierzęcia, te jedynie cicho zarżało. Railo westchnęła i poluźniła popręg po czym puściła wierzchowca, by mógł przez chwilę odpocząć. Sama udała się w kierunku rzeki, po drodze rzuciła swoją pelerynę oraz rękawiczki przyjaciela na trawę. Nie zwracała na to większej uwagi, chciała jak najszybciej znaleźć się w wodzie, by ochłodzić swoje ciało. Buty ściągnęła tuż przy brzegu i w reszcie swoich ubrań weszła do wody. Powoli wchodziła do wody, aż w końcu ta sięgała jej po pas. Rozwinęła swój opatrunek przemoczony jej własną krwią, wypuszcza go z dłoni wprost do wody a ten podążył za jej nurtem dalej. Rana nie wyglądała zbyt dobrze, krew nadal się sączyła, choć minęło już parę godzin od zadania ciosu przez buntownika. Do tego okropny zapach jaki wydobywał się z rany przyprawiał ją o mdłości. Wyciągnęła jeden ze swoich sztyletów i przymierzyła się, zacisnęła zęby, by nie krzyknąć z bólu gdy wbiła sobie ostrze w ranę, chcąc ją oczyścić. Gdy krew zaczęła wypływać z rany szybciej włożyła rękę do wody. Woda wokół niej zabarwiła się na czerwono, delikatny prąd wody pociągnął ze sobą dalej jej krew. Zaciskała mocno prawą dłoń na sztylecie, ból był okropny, oczy zaszły jej mgłą, zachwiała się w wodzie i straciła równowagę. Runęła do wody, jednak szybko wypłynęła na powierzchnię, łapiąc łapczywie powietrze do płuc. Odkaszlnęła wypluwając wodę, była zmęczona, jej ciało potrzebowało odpoczynku. Położyła się na tafli wody wpatrując się w poranne niebo, słońce już dawno wychyliło się zza horyzontu, sprawiając, że niebo zmieniło barwę na jasno niebieską. Woda obmywała ją ze wszystkich stron, zamknęła oczy ciesząc się z chwili spokoju, oddała się chwili zapominając gdzie, z kim i dlaczego znalazła się w tym miejscu. Sztylet nadal trzymała kurczowo w ręku, bojąc się go wypuścić. Nad wodą rozległy się nagle nawoływania mężczyzn, nie zwracała na to uwagi, zamknęła oczy ciesząc się ciepłymi promieniami słońca, oraz chłodem jaki dawała jej woda. Gdzieś w oddali usłyszała jak ktoś wchodzi do rzeki, jednak zignorowała to oddając się powoli otchłani, której opierała się od chwili zranienia. Nim całkowicie się jej oddała ktoś wyciągnął jej ciało na powierzchnię, skórę owiał zimny wiatr, przez co zadrżała, jednak jej instynkty wzięły górę nad zmęczonym ciałem trawionym trucizną. Wyrwała się z silnego uścisku mężczyzny po czym okręciła się tak, że stała tuż za plecami napastnika, przykładając ostrze do jego odsłoniętej szyi. Dopiero po chwili, jej zamroczony umysł rozpoznał zapach kapitana królewskiej gwardii, opuściła bezwładnie rękę ze sztyletem i zachwiała się zmęczona nagłymi ruchami, jakie wykonała. Sam chwycił ją za ramiona potrząsając lekko.
CZYTASZ
Ukryta w mroku
FantasyZniszczono w niej wszystko. Zdarto z niej dumę, odwagę, siłę i wolę walki. Zakuto w kajdany jej moc by ją zniewolić. Stała się bezmyślnym narzędziem do zabijania w rękach największego tyrana. Ona jednak czeka, ukryta w mroku jego przestępstw wypatr...