Rozdział 23

340 44 10
                                    


Nikt nie zapytał się jej, gdzie zniknęła w nocy, z czego była bardzo zadowolona. Żaden z żołnierzy nie wybrał się również na wędrówkę po wschodnim skrzydle, wiedziała o tym, ponieważ sama spędziła tam noc. Przez większość czasu chodziła po strawionych przez ogień komnatach, które miały w sobie tyle wspomnień. Jej spacer po dawnych pokojach należących do niej okazał się dość owocny. Znalazła tam bardzo interesujący przedmiot, który teraz ciążył jej w cholewce buta, oraz oznaki, że ktoś regularnie przebywał w tym budynku. Przetarła oczy zmęczona, zasnęła dość późno, nie przyzwyczajona do tak wczesnego wstawania. Weszła do opuszczonej sali balowej, gdzie żołnierze znaleźli sobie miejsce do spania. Usiadła na wolnym miejscu obok jednego z nich. Ognisko, które rozpalili wieczorem nadal lekko się żarzyło, więc zdołali zaparzyć kawę, którą jeden z mężczyzn rozlewał do kubków i rozdawał swoim towarzyszą. Gdy tylko zobaczyli lady Lanight również i jej nalali ciepłego napoju. Dziewczyna ujęła w rękę gorący kubek i powąchała jego zawartość.

– To kawa – odezwał się ten, który podał jej naczynie.

– Nigdy nie piłam kawy – przyznała się upijając łyk, po czym skrzywiła się smakując gorzkiego naparu.

– To widać – kilku żołnierzy zaśmiało się widząc jej minę.

– Z tym powinna Ci smakować – młody mężczyzna siedzący obok niej podał jej woreczek z cukrem.

Dziewczyna zarumieniła się po czym przyjęła białe kryształki i wsypała trochę do napoju. Oddała woreczek siedzącemu obok młodzieńcowi, ten natomiast podał jej łyżeczkę, by mogła wymieszać zawartość.

– Dziękuję yyy... – zawiesiła się na chwilę przyłapując się na tym, że nie zna imion tych żołnierzy.

– Trevor – podpowiedział jej rozmówca.

– Dziękuję, Trevorze. Wstyd mi, jednak nie znam waszych imion. – oznajmiła zakłopotana

– Żyjąc w pałacu nie musiałaś przejmować się ludźmi, którzy z chęcią oddadzą za ciebie życie – odparł mężczyzna siedzący naprzeciwko niej, był najstarszy ze wszystkich znajdujących się w tamtym miejscu żołnierzy. Na jego twarzy widać było pierwsze oznaki zmarszczek, a na głowie widać było pojedyncze siwe włosy.

– Masz rację, wtedy obowiązywały mnie etykiety, które teraz nie mają znaczenia – Lanight uśmiechnęła się i zakłopotana upiła kolejny łyk napoju, dzięki dodaniu cukru była całkiem smaczna.

– Według etykiety, nie powinna się panienka znaleźć nigdy na tej wyprawie – odparł znowu ten sam mężczyzna.

– Jak widać mam w nosie niektóre postanowienia z tej etykiety – odpowiedziała hardo Lanight – Jestem tu ponieważ mam do tego swoje powody, nie musicie mnie w żaden sposób tytułować, nie potrzebuję tego, każdy z was zna moje imię, więc i ja chcę poznać wasze imiona – siedzący po drugiej stronie ogniska mężczyzna zmarszczył brwi, po czym odszedł bez słowa od ogniska.

– Musisz mu wybaczyć, jest już stary i wiele przeżył w swoim życiu, do tego to miejsce jest okropne – zaczął Trevor, jednak zamilkł nagle, po czym przeklinając upadł na kolana przed dziewczyną.

– Błagam panienkę o wybaczenie, często plotę co mi ślina na język przyniesie – skłonił pokornie głowę bojąc się spojrzeć na dziedziczkę Undegrond.

– Masz rację, miejsce jest okropne, jednak nie zawsze tak było – odparła Lanight spokojnie, kładąc żołnierzowi rękę na ramieniu – Nadal żyję wspomnieniami o tym dworze zapominając, że razem z bratem zostawiliśmy go po dość brutalnych dla nas przeżyciach – jej wzrok spoczął na zniszczonej części budynku, który było widać przez okna sali balowej, jednak szybko odwróciła się, nie chcąc patrzeć na otoczenie utkwiła wzrok w kubku kawy, dopiła napój do końca i wstała z prowizorycznego siedzenia. Obróciła się gwałtownie i prawie wpadła na Georga, jednak zwinnie ominęła go, młody lord nie miał tyle szczęścia,stracił równowagę i przewrócił się. Lanight parsknęła śmiechem, jednak widząc minę mężczyzny szybko odwróciła się od niego i ruszyła ku Stanowi. Zabrała z jego rąk brudne naczynia i podążyła w tylko sobie znanym kierunku.

Ukryta w mrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz