Rozdział XVI

27 4 1
                                    

Odkąd poznałem nowych przyjaciół,ciąłem się jeszcze kilkanaście razy.Musiałem przestać,bo po pierwsze na moich rękach nie było już miejsca na więcej ran,a po drugie lekarze przywiązali mnie do łóżka.Często starałem się wyrwać,ale było to niemożliwe.Jest to jak nałóg.Im dłużej tego nie robisz,tym bardziej tego potrzebujesz.W rezultacie mój pobyt w wariatkowie przedłużył się do 6 tygodni.Nareszcie zdjęto mi gips po otwartym złamaniu mojej kości piszczelowej.Noga stała się bardzo chuda i słaba.Całe szczęście na miejscu jest dobry rehabilitant,który czyni cuda.Wszystko za sprawą Adama.To równy gość.Parę dni temu odwiedzili mnie po raz pierwszy moi kochani rodzice.Nagle przypomnieli sobie,że mają syna.Gdy mama mnie zobaczyła,zalała się łzami.Nie była w stanie nic powiedzieć.Tata też nie wyglądał lepiej.Zaczęli mnie przepraszać i zapewniać,że zrobią wszystko, żeby mi pomóc.Nie jestem człowiekiem,który potrafi się obrazić na długie lata, a zwłaszcza na własnych rodziców.Wybaczyłem im rzecz jasna.Ucieszyli się bardzo i obiecali,że przyjdą następnego dnia.Rozmowa z nimi bardzo duża mi dała.Może nie jestem sam?Może jest dla mnie jeszcze jakaś szansa?Jutro nareszcie wychodzę z tego więzienia.Nie mogę się doczekać.Dochodził już wieczór.Byłem już spakowany od jakiś dwóch godzin.Nie mając nic do roboty,poszedłem spać.Rano obudziły mnie krzyki.

-Niespodzianka!!!-krzyknęli ludzie.Przed moim łóżkiem stali Jasmine,Zack i wszystkie osoby,które tu poznałem.

-Wow.Jestem zaskoczony.Dziękuję wam.Z jakiej to okazji?-spytałem uradowany.

-Przyszliśmy się pożegnać.-powiedziała Anabeth.

-Skąd się dowiedzieliście?

-No wiesz....my.....znaczy się ja jestem tutaj stałym gościem... i znam ordynatora jak własną kieszeń.Wystarczyło parę słów.-powiedział z przebiegłym uśmieszkiem Zack.

-Nie wiem co powiedzieć.Jestem zaskoczony.-starałem się ukryć wzruszenie.

-Mamy dla ciebie mały prezent.-powiedział Eric i wręczył mi mały pakunek.Odwinąłem papier.W środku była szklanka z której ktoś celowo wyłamał kawałek.Całość zdobiły imiona wypisane czarnym mazakiem.Do oka napłynęła mi łza.

-To jest niesamowite.Zrobiliście dla mnie,więcej niż mógłbym sobie wymarzyć.-powiedziałem.

-Ty też Jack.Jane opowiedziała nam twoją historię.Nasze zmartwienia są niczym w porównaniu z twoimi.Dałeś nam nadzieję i siłę do życia.-powiedziała Juliet.

-To jest prawda.Dzięki tobie nigdy już nie weźmiemy do ręki niczego ostrego.-dodał Michael.Po tych słowach wszyscy podeszli do mnie i mnie przytulili.

-Jesteście dla mnie jak rodzeństwo,którego nigdy nie miałem.Dziękuję wam za to.Dacie mi swoje numery?-spytałem.

-No tak.Zapomniałbym.-powiedział Zack i podał mi rolkę bandaży.

-Rozwiń.-polecił Eric.Zrobiłem co powiedział.Na materiale wypisane były markerem numery i imiona przyjaciół.Roześmiałem się.

-Musicie być oryginalni.-powiedziałem i schowałem prezenty do torby.Chłopaki i dziewczyny odprowadzili mnie do windy,ponieważ nie wolno im opuszczać piętra.Jeszcze raz się uścisnęliśmy zanim drzwi się nie zamknęły.Gdy byłem już na parterze postanowiłem udać się do bufetu.Po drodze wpadłem na....Mark'a.

-Jack!!!Chodź szybko!Amy się obudziła!-krzyknął do mnie.

-Czekaj...że co?!-spytałem z niedowierzaniem.Niestety Mark mnie nie słuchał i pobiegł nie wiadomo gdzie.Moja noga jeszcze nie była bardzo silna,więc o sprincie nie było mowy.Z bijącym sercem podążyłem jak mogłem najszybciej do sali Amy.

Love You GoodbyeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz