Rozdział XIII

41 4 2
                                    

JACK'S POV

Otworzyłem oczy.Znajdowałem się w białym pomieszczeniu.Nade mną stało dwóch lekarzy i pielęgniarka.W miejscach moich ran czułem dziwne ciągnięcie i ukłucia.Ludzie żywo gestykulowali.Uśmiechnąłem się.

-''Zszywajcie mnie ile chcecie ale i tak wam się nie uda.Wiem,gdzie ciąłem.''-pomyślałem.Jeden z mężczyzn chyba zauważył,że się przebudziłem,bo wbił jakąś igłę w moje ramie.Zrobiło mi się ciemno przed oczami.Film się urwał.

Obudziłem się.Był to znak,że jeszcze niestety żyje.Piep*eni lekarze.Znajdowałem się w łóżku,ale nie w swojej sali. Na pewno moja została zajęta przez kogoś innego.W pokoju oprócz szafki nocnej,nie znajdowało się nic.Bieda totalna.Trochę to było dziwne.Uniosłem lekko tułów.Opadałem od razu z powrotem na poduszki.Brzuch cały pulsował bólem.To samo było z rękoma.Podniosłem koszulkę.Widniał tam dość szeroki kawałek bandażu.Upewniłem się,że nikt nie idzie.Postanowiłem dobrać się do mojej rany.Po paru minutach,zadowolony z siebie zobaczyłem regularnie założone szwy.Zacząłem je skubać zawzięcie palcami.Nagle usłyszałem hałas z zewnątrz.Szubko zacząłem obwijać się bandażem,aby nikt nie przyłapał mnie na ''poprawianiu'' wyglądu rany.Opuściłem koszulkę i nerwowo poprawiłem kołdrę.Do sali wszedł mężczyzna ubrany w biały kitel.

-Dzień dobry.Nazywam się dr Scott Graves.Przez najbliższe kilka dni będę się panem zajmować.Jak się pan czuje?

-Dobre pytanie.Pomimo,że zepsuliście mi śmierć,to chyba okej!Czy wy nie potraficie zrozumieć,że ktoś sobie życzy umrzeć?Myślisz,że będę ci wdzięczny za uratowanie mi życie?O tuż nie.Mam cię w głęboko w d*pie.-powiedziałem i uśmiechnąłem się do lekarza.Spodziewałem się kazania na temat mojego zachowania,lecz ku mojemu zdziwieniu doktorek był bardzo grzeczny,jeśli mogę tak to nazwać.

-Spokojnie panie Jack.Rozumiem pana złość,ale proszę mi wierzyć,że chciałem dobrze.Po południu przyjdzie psycholog na rozmowę.-powiedział pogodnie lekarz.

-Może mi pan powiedzieć jeszcze jedną rzecz?-spytałem.

-Oczywiście.O co chodzi?

-No więc....-zacząłem.W gardle miałem wielką gule.Wziąłem kilka wdechów.

-Wczoraj moja dziewczyna Amy Taylor...ona....umarła.Czy ona jeszcze tu jest?-wydukałem drżącym głosem.

-Przykro mi.Zaraz sprawdzę.-powiedział dr Graves i zaczął sprawdzać coś w swojej teczce.

-Niestety.Na tym oddziale nie ma takiej dziewczyny.

-Na jakim oddziale?Amy leżała na OIOM-ie a ja na byłem na ortopedii.-spytałem zdziwiony.

-Zapomniałem panu powiedzieć.Jest pan na psychiatrii. Przepraszam,ale muszę już iść.-powiedział mężczyzna i wyszedł.Nie mogłem uwierzyć.Jestem chory psychicznie.Jestem świrem.Jestem nienormalny.Przez najbliższą godzinę patrzyłem pustym wzrokiem w sufit.Nagle usłyszałem kroki.Zignorowałem to.

-Cześć stary.-powiedział słabo Mark.Jego głos rozpoznam na kilometr.

-Ładna pogoda dzisiaj.Co u ciebie?-spytałem pogodnie.

-Co u mnie?!Mój kumpel się pociął!Ledwo go odratowaliśmy a ty się jeszcze pytasz radośnie co u mnie?!Co ci strzeliło do głowy?!-wykrzyczał chłopak.

-Może trochę zrozumienia co?!Ty nigdy nie straciłeś nikogo bliskiego.Nie wierz jak to jest!Amy nie żyje!Mam ci podać jeszcze jakiś powód dlaczego to zrobiłem durniu?!!!-wydarłem się.Z moich oczu płynęły łzy.

-Co ty pie*szysz?Następnym razem słuchaj uważniej i do końca co ktoś ma do powiedzenia.-powiedział Mark i trzaskając drzwiami wyszedł z sali.Zacząłem się zastanawiać,co powiedział mi kumpel.Może ona żyje?To nie możliwe.Pewnie mi się już miesza w głowie.U ludzi chorych psychicznie to chyba normalne.Poczułem nagłe zmęczenie,więc zasnąłem.

Love You GoodbyeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz