JACK'S POV
Otworzyłem oczy.Znajdowałem się w białym pomieszczeniu.Nade mną stało dwóch lekarzy i pielęgniarka.W miejscach moich ran czułem dziwne ciągnięcie i ukłucia.Ludzie żywo gestykulowali.Uśmiechnąłem się.
-''Zszywajcie mnie ile chcecie ale i tak wam się nie uda.Wiem,gdzie ciąłem.''-pomyślałem.Jeden z mężczyzn chyba zauważył,że się przebudziłem,bo wbił jakąś igłę w moje ramie.Zrobiło mi się ciemno przed oczami.Film się urwał.
Obudziłem się.Był to znak,że jeszcze niestety żyje.Piep*eni lekarze.Znajdowałem się w łóżku,ale nie w swojej sali. Na pewno moja została zajęta przez kogoś innego.W pokoju oprócz szafki nocnej,nie znajdowało się nic.Bieda totalna.Trochę to było dziwne.Uniosłem lekko tułów.Opadałem od razu z powrotem na poduszki.Brzuch cały pulsował bólem.To samo było z rękoma.Podniosłem koszulkę.Widniał tam dość szeroki kawałek bandażu.Upewniłem się,że nikt nie idzie.Postanowiłem dobrać się do mojej rany.Po paru minutach,zadowolony z siebie zobaczyłem regularnie założone szwy.Zacząłem je skubać zawzięcie palcami.Nagle usłyszałem hałas z zewnątrz.Szubko zacząłem obwijać się bandażem,aby nikt nie przyłapał mnie na ''poprawianiu'' wyglądu rany.Opuściłem koszulkę i nerwowo poprawiłem kołdrę.Do sali wszedł mężczyzna ubrany w biały kitel.
-Dzień dobry.Nazywam się dr Scott Graves.Przez najbliższe kilka dni będę się panem zajmować.Jak się pan czuje?
-Dobre pytanie.Pomimo,że zepsuliście mi śmierć,to chyba okej!Czy wy nie potraficie zrozumieć,że ktoś sobie życzy umrzeć?Myślisz,że będę ci wdzięczny za uratowanie mi życie?O tuż nie.Mam cię w głęboko w d*pie.-powiedziałem i uśmiechnąłem się do lekarza.Spodziewałem się kazania na temat mojego zachowania,lecz ku mojemu zdziwieniu doktorek był bardzo grzeczny,jeśli mogę tak to nazwać.
-Spokojnie panie Jack.Rozumiem pana złość,ale proszę mi wierzyć,że chciałem dobrze.Po południu przyjdzie psycholog na rozmowę.-powiedział pogodnie lekarz.
-Może mi pan powiedzieć jeszcze jedną rzecz?-spytałem.
-Oczywiście.O co chodzi?
-No więc....-zacząłem.W gardle miałem wielką gule.Wziąłem kilka wdechów.
-Wczoraj moja dziewczyna Amy Taylor...ona....umarła.Czy ona jeszcze tu jest?-wydukałem drżącym głosem.
-Przykro mi.Zaraz sprawdzę.-powiedział dr Graves i zaczął sprawdzać coś w swojej teczce.
-Niestety.Na tym oddziale nie ma takiej dziewczyny.
-Na jakim oddziale?Amy leżała na OIOM-ie a ja na byłem na ortopedii.-spytałem zdziwiony.
-Zapomniałem panu powiedzieć.Jest pan na psychiatrii. Przepraszam,ale muszę już iść.-powiedział mężczyzna i wyszedł.Nie mogłem uwierzyć.Jestem chory psychicznie.Jestem świrem.Jestem nienormalny.Przez najbliższą godzinę patrzyłem pustym wzrokiem w sufit.Nagle usłyszałem kroki.Zignorowałem to.
-Cześć stary.-powiedział słabo Mark.Jego głos rozpoznam na kilometr.
-Ładna pogoda dzisiaj.Co u ciebie?-spytałem pogodnie.
-Co u mnie?!Mój kumpel się pociął!Ledwo go odratowaliśmy a ty się jeszcze pytasz radośnie co u mnie?!Co ci strzeliło do głowy?!-wykrzyczał chłopak.
-Może trochę zrozumienia co?!Ty nigdy nie straciłeś nikogo bliskiego.Nie wierz jak to jest!Amy nie żyje!Mam ci podać jeszcze jakiś powód dlaczego to zrobiłem durniu?!!!-wydarłem się.Z moich oczu płynęły łzy.
-Co ty pie*szysz?Następnym razem słuchaj uważniej i do końca co ktoś ma do powiedzenia.-powiedział Mark i trzaskając drzwiami wyszedł z sali.Zacząłem się zastanawiać,co powiedział mi kumpel.Może ona żyje?To nie możliwe.Pewnie mi się już miesza w głowie.U ludzi chorych psychicznie to chyba normalne.Poczułem nagłe zmęczenie,więc zasnąłem.
CZYTASZ
Love You Goodbye
RandomHistoria dwóch kochających się osób. Jedno nieporozumienie może zniszczyć ich związek na zawsze. Musi jednak stać się coś strasznego,aby oboje zrozumieli że razem tworzą jedność i są sobie potrzebni.