Rozdział XII

33 4 0
                                    

MARK'S POV

-Niestety serce dziewczyny się zatrzymało,ale udało nam się nam ją uratować.Jej stan jest stabilny i życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.-powiedział lekkim uśmiechem lekarz.

-To dobrze.Cieszę się.-powiedziałem i odetchnąłem z ulgą.

-Amy ma szczęście,że ma takiego faceta przy sobie jak pan.-powiedział mężczyzna i roześmiał się.

-Niestety nie ja.To nie moja dziewczyna.-odpowiedziałem.

-Jak to?To nie jest pan jej chłopakiem?-spytał zbity z tropy doktor.

-Nie.Tym szczęściarzem jest Jack.Ja jestem tylko jej kumplem.

-Aha,ten z gipsem na nodze?Niech pan mu przekaże tą wiadomość.Na pewno jest zdenerwowany.-powiedział lekarz.

-Dobrze.Powiem mu.Do widzenia.-pożegnałem się i udałem się do sali Jack'a.Gdy byłem na miejscu,nie zastałem mojego przyjaciela.Zmartwiło mnie to,zwłaszcza że chłopak upuścił OIOM bardzo szybko.Nawet nie zaczekał na wiadomość od lekarza.Wyruszyłem na poszukiwania Jack'a.Byłem w bufecie,na recepcji a nawet w pomieszczeniu dla pielęgniarek(za co zostałem wyrzucony za drzwi).Postanowiłem iść do Adama.Całe szczęście,że miał chwilę wolnego.

-Spokojnie Mark.Gdzie go widziałeś po raz ostatni?-spytał ortopeda.

-W sali Amy.Wyszedł bardzo wzburzony.Szukałem wszędzie.-powiedziałem zmartwiony.

-Sprawdź jeszcze w toalecie z prysznicami.Tam nikt nie zagląda.Ja popytam tych ludzi w poczekalni.W razie coś to wołaj lub dzwoń.Masz mój numer.

-OK.Dzięki.-powiedziałem i poszedłem do toalety.Gdy wszedłem do środka,widok był masakryczny.Na podłodze leżał Jack w wielkiej kałuży krwi.Twarz miał bladą jak papier.Z czoła wystawał mu kawałek szkła.Z brzucha i nadgarstków sączyła się czerwona ciecz.Wszędzie walało się rozbite lustro.

-Boże święty.Co ty zrobiłeś.-powiedziałem.Wyjąłem telefon i wybrałem numer Adama.

-Szybko!Jest w toalecie!Błagam pospiesz się!-wykrzyczałem.

-OK,zaraz będę.-powiedział ortopeda.Ze spodni wyciągnąłem pasek ze spodni i zacisnąłem mocno na lewej ręce chłopaka.Następnie zdjąłem koszulkę i rozdarłem na dwie części.Przycisnąłem do pozostałych ran.Niestety nie dało to zbyt dużych efektów,ponieważ za chwilę materiał był kompletnie przesiąknięty krwią.Chłopak zaczął coś mamrotać,nie zrozumiałem jednak niczego.

-Mark!-usłyszałem z daleka znajomy głos.

-ADAM SZYBKO!TUTAJ!-wydarłem się.Po chwili przyszedł z apteczką i noszami.

-Dobra robota Mark.Weź go za nogi,ja za ręce.Na trzy kładziemy go na dechę.1,2 i 3.-powiedział Adam i pomógł mi podnieść Jack'a.

-Weź bandaż i cały czas uciskaj ranę na brzuchu.Jest najbardziej głęboka.Jedziemy na chirurgię.

Udaliśmy się szybko do windy.Byliśmy cali we krwi.Gdy wysiedliśmy na odpowiednim piętrze,Jack się ocknął i zaczął jęczeć.Lecz gdy zobaczył nasze brudne ubrania,ponownie stracił przytomność.Na sali zabiegowej czekał już na nas lekarz.

-Świetna robota panowie.Zabieramy go.-powiedział mężczyzna i odebrał od nas nosze.Usiadłem pod ścianą nic nie mówiąc.

-Mark,spójrz na mnie.Wyjdzie z tego.Już nie tacy do nas trafiali.-powiedział Adam.

-Wiem.Nie mogę tylko pojąć,dlaczego on to zrobił.Może powinienem bardziej go wspierać.

-To nie twoja wina.Jack to silny facet.Każdy popełnia błędy.Idź teraz do domu.Odpocznij i przebież się.-poradził mi kolega.

-Masz rację.Dzięki za pomoc.-powiedziałem i uścisnąłem Adamowi dłoń.Posłuchałem go poszedłem do mieszkania.Ludzie na ulicy gapili się na mnie.Trochę dziwnie wyglądałem w samych spodniach.Resztę moich ciuchów poświęciłem ratując Jack'a.Miałem dość dzisiejszego dnia.Moje studia jednak nie poszły na marne i wiedza ratownicza czasem się może przydać.


Love You GoodbyeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz