MARK'S POV
-Niestety serce dziewczyny się zatrzymało,ale udało nam się nam ją uratować.Jej stan jest stabilny i życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.-powiedział lekkim uśmiechem lekarz.
-To dobrze.Cieszę się.-powiedziałem i odetchnąłem z ulgą.
-Amy ma szczęście,że ma takiego faceta przy sobie jak pan.-powiedział mężczyzna i roześmiał się.
-Niestety nie ja.To nie moja dziewczyna.-odpowiedziałem.
-Jak to?To nie jest pan jej chłopakiem?-spytał zbity z tropy doktor.
-Nie.Tym szczęściarzem jest Jack.Ja jestem tylko jej kumplem.
-Aha,ten z gipsem na nodze?Niech pan mu przekaże tą wiadomość.Na pewno jest zdenerwowany.-powiedział lekarz.
-Dobrze.Powiem mu.Do widzenia.-pożegnałem się i udałem się do sali Jack'a.Gdy byłem na miejscu,nie zastałem mojego przyjaciela.Zmartwiło mnie to,zwłaszcza że chłopak upuścił OIOM bardzo szybko.Nawet nie zaczekał na wiadomość od lekarza.Wyruszyłem na poszukiwania Jack'a.Byłem w bufecie,na recepcji a nawet w pomieszczeniu dla pielęgniarek(za co zostałem wyrzucony za drzwi).Postanowiłem iść do Adama.Całe szczęście,że miał chwilę wolnego.
-Spokojnie Mark.Gdzie go widziałeś po raz ostatni?-spytał ortopeda.
-W sali Amy.Wyszedł bardzo wzburzony.Szukałem wszędzie.-powiedziałem zmartwiony.
-Sprawdź jeszcze w toalecie z prysznicami.Tam nikt nie zagląda.Ja popytam tych ludzi w poczekalni.W razie coś to wołaj lub dzwoń.Masz mój numer.
-OK.Dzięki.-powiedziałem i poszedłem do toalety.Gdy wszedłem do środka,widok był masakryczny.Na podłodze leżał Jack w wielkiej kałuży krwi.Twarz miał bladą jak papier.Z czoła wystawał mu kawałek szkła.Z brzucha i nadgarstków sączyła się czerwona ciecz.Wszędzie walało się rozbite lustro.
-Boże święty.Co ty zrobiłeś.-powiedziałem.Wyjąłem telefon i wybrałem numer Adama.
-Szybko!Jest w toalecie!Błagam pospiesz się!-wykrzyczałem.
-OK,zaraz będę.-powiedział ortopeda.Ze spodni wyciągnąłem pasek ze spodni i zacisnąłem mocno na lewej ręce chłopaka.Następnie zdjąłem koszulkę i rozdarłem na dwie części.Przycisnąłem do pozostałych ran.Niestety nie dało to zbyt dużych efektów,ponieważ za chwilę materiał był kompletnie przesiąknięty krwią.Chłopak zaczął coś mamrotać,nie zrozumiałem jednak niczego.
-Mark!-usłyszałem z daleka znajomy głos.
-ADAM SZYBKO!TUTAJ!-wydarłem się.Po chwili przyszedł z apteczką i noszami.
-Dobra robota Mark.Weź go za nogi,ja za ręce.Na trzy kładziemy go na dechę.1,2 i 3.-powiedział Adam i pomógł mi podnieść Jack'a.
-Weź bandaż i cały czas uciskaj ranę na brzuchu.Jest najbardziej głęboka.Jedziemy na chirurgię.
Udaliśmy się szybko do windy.Byliśmy cali we krwi.Gdy wysiedliśmy na odpowiednim piętrze,Jack się ocknął i zaczął jęczeć.Lecz gdy zobaczył nasze brudne ubrania,ponownie stracił przytomność.Na sali zabiegowej czekał już na nas lekarz.
-Świetna robota panowie.Zabieramy go.-powiedział mężczyzna i odebrał od nas nosze.Usiadłem pod ścianą nic nie mówiąc.
-Mark,spójrz na mnie.Wyjdzie z tego.Już nie tacy do nas trafiali.-powiedział Adam.
-Wiem.Nie mogę tylko pojąć,dlaczego on to zrobił.Może powinienem bardziej go wspierać.
-To nie twoja wina.Jack to silny facet.Każdy popełnia błędy.Idź teraz do domu.Odpocznij i przebież się.-poradził mi kolega.
-Masz rację.Dzięki za pomoc.-powiedziałem i uścisnąłem Adamowi dłoń.Posłuchałem go poszedłem do mieszkania.Ludzie na ulicy gapili się na mnie.Trochę dziwnie wyglądałem w samych spodniach.Resztę moich ciuchów poświęciłem ratując Jack'a.Miałem dość dzisiejszego dnia.Moje studia jednak nie poszły na marne i wiedza ratownicza czasem się może przydać.
CZYTASZ
Love You Goodbye
CasualeHistoria dwóch kochających się osób. Jedno nieporozumienie może zniszczyć ich związek na zawsze. Musi jednak stać się coś strasznego,aby oboje zrozumieli że razem tworzą jedność i są sobie potrzebni.