Rozdział 35.

276 21 6
                                    

Weszłyśmy z Sophie do sklepu od razu rozglądając się za naszymi ulubionymi kwaśnymi żelkami. Jak bardzo byłyśmy zawiedzione gdy już stojąc przy miejscu gdzie powinny być okazało się, że wszystkie są wykupione. Blondynka nawet podeszła do sprzedawczyni i się jej o nie spytała, niestety nasze przypuszczenia stały się prawdziwe. Westchnęłam głośno sięgając po nasze drugie ulubione żelki i już kierowałyśmy się do kasy, gdy przed oczami mignęła mi znajoma postać.
-Czy to był on czy mam jakieś schizy?- moja przyjaciółka w końcu się odezwała spoglądając na mnie dość niepewnie. Kiwnęłam jedynie głową, tak bynajmniej mi się wydawało.
-O matko, muszę się z nim przywitać.- miałam ochotę zatrzymać ją, ale wiedziałam, że nic by to nie dało, bo i tak by go znalazła.
-Chodź ze mną no dzikusie.- westchnęła ciągnąc mnie za sobą. Nie byłam wcale zdziwiona, gdy wchodząc do kolejnej alejki zobaczyłam jakąś brunetkę klejącą się do niego. Gdy tylko ta kawałek od niego odeszła Sophie wcieliła swój niezwykle mądry plan w rzeczywistość i po prostu rzuciła się na niego mocno go przytulając. Nie mógł spojrzeć już na jej twarz, więc stał zszokowany zerkając niepewnie na swoją dziewczynę. I to wtedy uniósł wzrok. I to wtedy zobaczył mnie- obojętną na jego obecność w tym miejscu.
-Sophie, o matko nie wiedziałem, że to ty.- odwzajemnił uścisk, więc jedynie parsknęłam i na jej prośbę podeszłam bliżej.
-Arzaylea, to moje stare przyjaciółki. Sophie i Brooklyn, to moja oficjalnie od dzisiaj dziewczyna.- i znowu, wcale nie byłam zdziwiona. Uśmiechnęłam się fałszywie w stronę cycatej laski z fajną dupą i sztucznymi ustami, gdy tylko uścisnęłam jej rękę.
-Co ty tu robisz?- w końcu niezręczna cisza została przerwana przeze mnie. Podczas wypowiadania tych słów próbowałam nie zaciskać zębów, jednak kiepsko mi to szło, więc na koniec wysiliłam się jedynie na dość krótki uśmiech.
-Od dwóch tygodni tu jestem i wolę chodzić tu do szkoły niż w Kalifornii, w dodatku poznałem tu moją księżniczkę.- ta, ta rzygam tęczą. Kolejny nieszczery uśmiech posłany w stronę obojga. Jedyne na co miałam ochotę to na powrót do akademika, żebym w końcu mogła zwrócić swoje drugie śniadanie.
-Nie widziałyśmy cię na rozpoczęciu.- oznajmiła Sophie.
-Bo mnie nie było, spędzałem wtedy czas z rodzicami co po ich rozwodzie jest rzadkością.- kiwnęła głową.
Jeśli chłopak będzie chodził na te same zajęcia co rok temu to niestety spędzę z nim w jednym pomieszczeniu więcej czasu niż bym chciała, gdyż rok temu każde praktycznie lekcje mieliśmy razem. Dziwnie było mi patrzeć na niego, nadal żywiłam tą urazę po tym liście i ucieczce. Mógł wtedy mnie poinformować, lub udawać, że nadal mnie nienawidzi.
Odwróciłam się i ruszyłam w stronę wyjścia, gdy Sophie wdała się w dłuższą konwersacje z chłopakiem.
-Hej Brook.- przede mną stanęła Arz, która chyba wyrosła z ziemi, bo wcześniej jej nie zauważyłam.
-Hej?
-Chciałam ci jedynie oznajmić, że jeśli kiedykolwiek zobaczę cię razem z moim misiem rozmawiających bez osób trzecich to twój żywot dobiegnie końca.- na koniec zaśmiała się cicho.
-A teraz wybacz, muszę poszukać nam kolejnej paczki prezerwatyw.- kolejny chichot wydobył się z jej ust.
-Uwierz mi, że nawet nie będę chciała z nim rozmawiać.- powiedziałam już odchodząc.

Complicated Girl •L.H•Where stories live. Discover now