Rozdział 13.

494 36 1
                                    

Wstałam dość wcześnie, musiałam jeszcze posprzątać pokój przed przyjazdem mojej przyjaciółki, jak i również zaoferowałam się do zrobienia zakupów dziadkom. Założyłam na siebie wcześniej przygotowany outfit i zrobiłam lekki makijaż. Niechętnie zaczęłam zbierać wszystkie ciuchy z podłogi jak i również pojedyncze papierki, które nie wiem jakim cudem znalazły się w moim pokoju. Okej, muszę przyznać, że od zawsze byłam okropną bałaganiarą, jednak po prostu nie mam na to wpływu, nie lubię sprzątać, nie lubię nawet za dużego porządku w domu. Myślę, iż raczej mój przyszły mąż nie będzie narzekał na to, że mam manie na punkcie czystości, sprzątania. A co... najwyżej będziemy żyć w brudzie. Gdy już doprowadziłam pomieszczenie do jego początkowego stanu, zeszłam na dół nie zastając dziadków jednak w kuchni jak to zazwyczaj było. Na drewnianym stoliku leżała karteczka z listą zakupów. Założyłam na siebie białe poniszczone już conversy i wyszłam z domu zamykając go i upewniając się potem kilka razy czy, aby na pewno to zrobiłam.

Spakowałam do koszyka najpotrzebniejsze rzeczy i już szłam w stronę kasy, gdy kątem oka zauważyłam Luke'a wraz z Ashton'em. Na początku chciałam ich zwyczajnie zignorować, jednak gdy ten drugi radośnie mi pomachał ruszyłam w ich stronę.
-Hej.- uśmiechnęłam się delikatnie.
-Hej, a ty co robisz imprezę bez nas?- Irwin wskazał palcem na mój koszyk.
-Nie, Sophie dzisiaj przyjeżdża i chciałam wyręczyć dziadków chociaż w jednym.- oznajmiłam ignorując to, że Hemmings cały czas się na mnie wpatrywał.
-Idę poszukać jakichś żelków.- oznajmił Ash, a ja delikatnie kiwnęłam głową.
W tym momencie poczułam się niezręcznie, gdy już wraz z blondynem zostaliśmy sami.
-Więc co... teraz przypałęta się do nas jeszcze jedna nieznośna laska?- chłopak przymrużył oczy. Spojrzałam się na niego i przygryzłam wargę powstrzymując się tym przed obrażeniem go. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę kas. Po prostu szkoda na niego moich nerwów.

Rozpakowałam wszystkie zakupy i zdążyłam tylko położyć się na łóżku, gdy moja nieznośna komórka zaczęła dzwonić.
-Halo.- niechętnie odebrałam.
-Jak u ciebie córciu?- mama zadaje to pytanie za każdym razem, gdy dzwoni, a w ciągu tego miesiąca zrobiła to w sumie może z dziesięć razy. Tak, naprawdę ich obchodzi jak się czuję czy co u mnie. Oh i w dodatku nasze rozmowy zaczynają się i kończą na tym pytaniu.
-Świetnie, a u ciebie mamusiu?- powiedziałam sarkastycznym tonem.
-Również.
-To bardzo się ciesze z tego powodu, muszę kończyć pa.- rozłączyłam się. Nie mogę powiedzieć, że nienawidzę swoich rodziców, bo skłamałabym. Po prostu jest mi cholernie przykro z tego powodu, że się mną interesują, a moim bratem wręcz przeciwnie. Ciekawe dlaczego to on został przy nich, a mnie wysłali na praktycznie drugi koniec ziemi.
No, ale po zastanowieniu... on siedzi w deszczowym Londynie, a ja w słonecznej Venturze.

W końcu zza barierek wyłoniła się niska blondynka. Na jej widok na mojej twarzy pojawił się ten jeden ze szczerych uśmiechów.
-O matko jak się stęskniłam!- Sophie krzyknęła mi praktycznie do ucha rzucając się na mnie. W duchu zabijałam ją za to, tak jestem psychopatką myślącą cały czas w jaki sposób zabić bliskich.

Complicated Girl •L.H•Where stories live. Discover now