Rozdział 15.

482 44 1
                                    

Proszę zostaw ślad po sobie, najlepiej w postaci komentarza ❤ Miłego czytania
Powoli, ale jednak... zaczęłam podobno przypominać z charakteru Calum'a. Ashton tak stwierdził, ale nawet mimo tego, że jest od nas troszkę starszy nie znaczy, że bardziej inteligentny, więc zwyczajnie go wyśmialiśmy, gdy to powiedział. Usiadłam na murku przytrzymując spódnicę, aby niechcący się nie podwinęła, chociaż raczej ci chłopcy byliby z tego powodu zadowoleni. Przyglądałam się niepewnie Sophie i Hoodowi, którzy o czymś rozmawiali dziwnie przy tym gestykulując. Nie, raczej na pewno nie umawiali się teraz na randkę, albo coś w ten deseń, bo wczorajszego wieczoru jasno nam oznajmili, że musieliby spaść na głowę, żeby się w sobie zakochać. Byli jak ogień i woda. Blondynka jest naprawdę inteligentną drobniutką osóbką, która mimo swojej wielkości mogłaby zniszczyć każdego poruszającego się po tej planecie człowieka. Za to wysoki brunet raczej nie potrafiłby zabić nawet mrówki, czy małego pajączka.
Są zupełnymi przeciwieństwami. A to podobno przeciwieństwa się przyciągają.
Ja i Luke.
Blondyn, który na każdym kroku słucha się swoich rodziców, nigdy jeszcze nie zapalił papierosa czy marychy. Nawet po wypiciu jednego piwa powiedział, że i tak to dla niego za dużo.
A ja, szatynka, która na każdej lekcji wysyłana jest do dyrektora. Laska, która właściwie to ledwo zdała do ostatniej klasy. Przyłapano mnie już na paleniu marychy, jak i normalnych papierosów. Rodzice się przyzwyczaili, przestałam ich zupełnie słuchać, a oni odpuścili.
Praktycznie już mi nie rozkazują, nie kłócą się ze mną o oceny czy zachowanie.
-O czym tak myślisz?- obok mnie usiadł Hood. Zerknęłam na niego po czym zaczęłam rozglądać się za swoją przyjaciółką.
-Poszła do toalety.- wyprzedził moje pytanie, a ja delikatnie się uśmiechnęłam.
-O niczym.
-A jednak nie słyszałaś jak kilka razy cię wołałem, nawet nie poczułaś mojego szturchania.- zaśmiał się patrząc się na mnie jak na idiotkę.
-Hemmings nadal się do was nie odzywa?- tym razem role się odwróciły, to znaczy do mnie również nie pisnął już żadnego słowa.
-Nie, nawet nie wiemy czemu przestał z nami gadać.- najwidoczniej ma swoje humorki, więc kto mu zabroni.
-Szczerze to mam go dość, niech siedzi sam w swoim maleńkim domku, albo niech przyprowadzi sobie jakąś laskę. Ciekawe co by się stało, gdyby jego rodzice przypadkiem się o tym dowiedzieli.- przymrużyłam oczy. Właśnie wpadłam na genialny plan.
-Właściwie to możemy się przekonać.- oznajmiłam zerkając niepewnie na chłopaka.

-Kiedy wracasz do domu?- spytałam Sophie, gdyż tego jeszcze nie uzgodniłyśmy.
-Wtedy kiedy ty, czyli za równo tydzień.
-Nie mam ochoty lecieć z powrotem do Londynu, nie mam ochoty nawet patrzeć na moich rodziców, którzy kompletnie mnie olali.- opuściłam głowę. Nie, na nich nie potrafiłam być wkurzona. Nigdy nie życzyłam im źle, raczej zawsze starałam się nie sprawiać im jakichś większych problemów. Było mi tylko cholernie przykro przez to jak bardzo jestem im obojętna. To co czuję, co chcę robić.
Nadal bym się dobrze uczyła, gdyby nie fakt, że chcieli wysłać mnie na medycynę. Błagam, chce mi się wymiotować na sam widok krwi, a co dopiero gdybym naprawdę została lekarzem.
-Ale bynajmniej wrócisz do swojego braciszka.- przygryzła delikatnie wargę.
-Co do cholery wydarzyło się, gdy mnie tam nie było?
-Nic tylko, całowaliśmy się.

Complicated Girl •L.H•Where stories live. Discover now