Rozdział 4.

663 45 2
                                    

Weszłam do budynku rozglądając się po sali gimnastycznej w poszukiwaniu znajomych mi twarzy. Zrezygnowana opuściłam głowę mając nadzieję, że to oni mnie znajdą. Stanęłam z boku przyglądając się jak kilka dzieciaków z młodszych klas rozkłada jeszcze krzesełka. Poczułam wibracje w kieszeni, więc wyjęłam telefon odblokowując go.

Sophie: Luke i jego banda wywiercają w tobie dziurę swoim wzrokiem.

Przekręciłam oczami myśląc co mam odpisać.
Brooklyn: Gdzie jesteś?
Sophie: Stoję praktycznie przed tobą.

Uniosłam wzrok.
-Nie poznałam cię.- uśmiechnęłam się szczerze do przyjaciółki. Założyła białą, zwykłą rozkloszowaną sukienkę sięgającą jej nieco ponad kolana. Zdecydowanie podkreślała jej dziecinne rysy twarzy, których jej zazdrościłam, bo gdy ja będę mieć już pierwsze zmarszczki, ona nadal będzie wyglądać dużo młodziej ode mnie.
-Gdzie oni są?- westchnęłam odnosząc się do jej pierwszego sms'a. Dziewczyna stanęła do mnie bokiem wskazując palcem na czwórkę chłopaków. Pewnym krokiem ruszyłam w ich stronę co skutkowało tym, że jacyś idioci zagwizdali wpatrując się w mój tyłek, jak w jakiś pieprzony obrazek.
-Powiedz mi Luke czy wszyscy ci faceci w tym pomieszczeniu są tak samo napaleni jak ty?- lekko zażenowana spojrzałam się na niego.
-Wiesz kochanie, gdy tylko pojawiasz się w zasięgu mojego wzroku, ciśnienie w moim spodniach od razu rośnie.- oblizał dolną wargę. O boże, dlaczego ja po prostu nie mogłam stać w tamtym miejscu ignorując wzrok tych czterech idiotów, a teraz muszę powstrzymywać wymioty spowodowane jego żałosnymi tekstami.
-Tak słabego tekstu na podryw to ludzkość jeszcze nie słyszała. Dzięki za to, że gdy tylko wrócę do mieszkania to zwrócę przez ciebie całe swoje śniadanie.- uśmiechnęłam się do niego jak zwykle zadowolona ze swoich słów. Usłyszałam czyjeś parsknięcie przez co zostałam zmuszona unieść wzrok. Calum starał się powstrzymać śmiech jednak nieudolnie mu to szło.
-Wybacz stary, ale do rozmowy z nią potrzebujesz chociaż grama inteligencji, albo w ogóle najlepiej mózgu.- chłopak pokręcił głową rozbawiony i odszedł w stronę łazienek. Kąciki moich ust automatycznie się uniosły.
-Widzisz, nawet twoich przyjaciele powątpiewają w istnienie twojego móżdżku.- mrugnęłam do niego odchodząc.

-W końcu cię znalazłam.- powiedziałam lustrując wzrokiem bruneta.
-Do czego ci jestem potrzebny, skoro tak zdesperowana przedzierałaś się przez ten dziki tłum?- uniósł pytająco brwi.
-W sumie to nawet nie wiem, zastanawia mnie jedynie tylko dlaczego stanąłeś po mojej stronie.- zerknęłam na niego niepewnie. Zacisnął pięści. Poruszyłam zły temat.
-Po prostu... przespał się z moją siostrą, nie ważne w sumie.- unikał kontaktu wzrokowego ze mną.
-Okej, już rozumiem. Lepiej, żeby poszła teraz do ginekologa, bo Luke spał z tyloma dziwkami, że nawet nie wiadomo czy któraś nie była na coś chora.- przymrużyłam oczy. Hood zaśmiał się głośno a na mojej twarzy od razu pojawił się szczery uśmiech.
-Właściwie to dlaczego nienawidzicie się z Hemmingsem?- Calum spytał się.
-Chciał mnie zaliczyć, nawet do tej pory próbuje, a jak zauważyłeś... łatwa nie jestem, poza tym, nie puszczam się z byle kim.- nawet nie przemyślałam swoich słów. -Właściwie to nigdy się nie puściłam.- sprostowałam moje słowa, ale i one w myślach prezentowały się o niebo lepiej.
-Jesteś jeszcze dziewicą?- kolejne pytanie. Jestem pewna, że w momencie, gdy je usłyszałam moje policzki zaczerwieniły się.
-Patrzysz na mnie jakby to co powiedziałam było czymś naprawdę bardziej dziwnym aniżeli informacja, że kosmici wraz z plagą zombie napadną jutro na Ziemię.

Complicated Girl •L.H•Where stories live. Discover now