I

4.2K 159 7
                                    

Obudził mnie budzik. Szósta rano. Trzeba wstawać do szkoły. Z cichym jękiem wstałam z łóżka i zaczęłam się ubierać. Myślałam tylko o jednym: "Jeszcze tylko dwa tygodnie i wakacje!" Nie mogłam się już doczekać. Razem z mamą zaplanowałyśmy wspólny wyjazd nad morze. Mieszkałam w Nevadzie, przez co nigdy nie widziałam ani oceanu, ani morza.
Ubierając się spojrzałam na zdjęcie mojego taty, które stało na komodzie. Uśmiechnęłam się pomimo łez, jakie napłynęły mi do oczu. Mój ojciec zginął w katastrofie lotniczej, kiedy miałam sześć lat. Mama nie chciała mi nic więcej powiedzieć. Nie naciskałam. Wiedziałam, jakie to dla niej trudne - stracić męża i samej utrzymywać córkę.
Zeszłam na dół. Mama akurat zbierała się do pracy. Była szczupłą blondynką o ciepłych matczynych oczach. Pracowała jako pielęgniarka w pobliskim szpitalu.
- Podwieźć cię, kochanie do szkoły? - spytała.
- Nie, dzięki - odpowiedziałam. - Przejdę się, poza tym muszę coś zjeść, a ty zaraz się spóźnisz.
- Okay, nie naciskam - pocałowała mnie w czubek głowy, a ja poczułam się jak trzylatka. - Do zobaczenia. Przyjadę po ciebie.
- Pa - odpowiedziałam, nalewając mleka do płatków śniadaniowych.
Po śniadaniu włożyłam buty i ostatni raz spojrzałam w lustro. Wszyscy mi mówili, że jestem taka podobna do ojca. Miałam długie, czarne włosy, oczy były identyczne jak u taty - piwne. Moja jasna karnacja kontrastowała z czarnymi długimi jak atrament rzęsami. Mama zawsze powtarzała, że jestem taka piękna, ale ja uważałam, że mam przeciętną urodę. Typowa amerykańska nastolatka.
Przyszłam do szkoły. Miałam cztery minuty na przebranie się, spakowanie książek z szafki i dotarcie do klasy zanim zacznie się lekcja. Nie zdążę. No dobra, trudno.
Ku mojemu zdzwieniu, przyszłam do klasy minutę przed dzwonkiem. Wszyscy siedzieli już na swoich miejscach. Wytężyłam wzrok, szukając znajomej twarzy. Jest! Jak zawsze moja przyjaciółka Charlotte Parks alias Charlie siedziała w naszej ulubionej ławce. Usiadłam obok niej.
Popatrzyła na mnie niebieskimi jak ocean oczami. Stanowiła całkowite przeciwieństwo mnie. Była niską, ładną blondynką. Jej włosy były faliste i długie do ramion, moje natomiast proste jak drut i sięgały łopatek. Miała starszego brata - Adama, w którym się podkochiwałam. Oczywiście Charlie wiedziała o tym, chociaż nic jej nie mówiłam, ale ona zbyt dobrze mnie znała.
- Cześć - przywitała mnie.
- Hej - uśmiechnęłam się.
- Słuchaj, nie zdążyłam wczoraj zrobić zadania z biologii i...
- Tak, wiem, "pożyczę" ci moje notatki. Ale co się stało? - spytałam z rozbawieniem - Znowu dzwonił do ciebie Jason i gadałaś z nim kilka godzin, zamiast odrobić pracę domową?
- Tak dobrze mnie znasz - szepnęła.
Typowa Charlie. Jej chłopak potrafił odciągać ją od nauki, Bóg wie dlaczego. Nie, żebym go nie lubiła. Był okay. Ale Charlie coraz bardziej zaniedbywała szkołę.
W końcu zadzwonił dzwonek. Kiedy weszła pani Sherwood, wszyscy ucichli. Może dlatego, że się jej baliśmy. Gdyby wzrok mógł zabijać, pani Sherwood pobiłaby wszelkie rekordy w mordowaniu ludzi.
Po trzech lekcjach wszyscy poszli do stołówki na lunch. W powietrzu unosił się zapach naleśników, przypraw i czegoś tam jeszcze. Zbyt dużo tego było.
Usiadłyśmy obie przy stoliku. Po chwili dołączył do nas Adam.
- Hej dziewczyny - uśmiechnął się jak zwykle tym swoim czarującym uśmiechem. Gdyby nie był rok starszy od Charlie i gdybym go tak dobrze nie znała, pomyślałabym, że jest jej bratem bliźniakiem. Też był blondynem, a jego hipnotyzujące niebieskie oczy wpatrywały się to w siostrę, to we mnie.
- Hej - odpowiedziałam. Zawsze, kiedy był obok mnie, czułam, jak płoną mi policzki. Tym razem nie było inaczej.
Charlie mu pomachała.
- Wiecie, że w piątek jest impreza u Steve'a Brooksa? Zaprosił mnie i was. Przyjdziecie, co nie? Rodzice już się zgodzili - zwrócił się do Charlie - nie wiem tylko, jak twoja mama, Chloe? Puści cię?
- Raczej tak - odparłam - Dzisiaj była w dobrym nastroju, więc myślę, że bez ogródek się zgodzi.
- Super! - podsumowała Charlie. - Już się nie mogę doczekać.
Jeśli chodzi o mnie, nie lubiłam imprez. Często był na niej alkohol, a ja przestrzegałam zasady "nie piję, dopóki nie skończę osiemnastu lat". Poza tym, byłam typem outsiderki. Miałam tylko Adama i jego siostrę. Ale zgodziłam się, bo wiedziałam, że będą nalegać, a nie chciałam znowu dyskutować na ten temat.
Po lekcjach, kiedy kierowałam się w stronę drzwi wyjściowych, ktoś złapał mnie za łokieć. To był Adam. Jak zwykle moje serce zaczęło galopować szaleńczym rytmem.
- Możemy pogadać? - spytał, a w jego oczach dojrzałam zaciekawienie.
- Jasne - chciałam, by zabrzmiało to naturalnie, ale chyba mi nie wyszło. - Coś się stało?
- Nie, nic po prostu pomyślałem, że odprowadzę cię do domu.
Już miałam mu powiedzieć, że mama po mnie przyjedzie, ale odpuściłam. Taka chwila może się już nie powtórzyć.
- Okay, no to chodźmy - zakomenderowałam.
Kiedy szliśmy w stronę mojego domu, Adam zaczął:
- Słuchaj, wiem, że nie lubisz imprez, więc nie musiałaś się zgadzać. Jeśli nie chcesz iść, ja to zrozumiem, Charlie też.
I to tyle? Chciał mnie odprowadzić do domu, by powiedzieć mi, że nie muszę iść do Steve'a? Nie rozumiałam o co mu chodzi. Ale siliłam się na obojętny ton:
- Nic się nie dzieje. Chcę iść. Muszę się rozerwać. Ale...
- Ale nie pijesz alkoholu - uśmiechnął się, kończąc za mnie.
- Dokładnie.
Dotarliśmy do okolicy, której nigdy nie lubiłam. Graffiti na ścianach budynków, opuszczone samochody.
Kiedy rozmawialiśmy, uwagę Adama przykuł niebieski motor. Wyglądał jak nowy. Lśnił w blasku słońca.
- Zobacz, jaki piękny! - Adam był zachwycony. Od zawsze pragnął mieć motor, ale rodzice mu nie pozwalali. Uważali, że tylko samobójcy na nich jeżdżą.
Jednak ten motor nie wyglądał na maszynę śmierci.
Ale to było dziwne. W takiej starej dzielnicy ktoś porzuca taki piękny pojazd. Adam czym prędzej podszedł do motoru.
- Hej, śliczna - szepnął do maszyny.
Przewróciłam oczami. Cały Adam.
- Chodź, Adam, to nie jest twój motor. Może ktoś go zostawił i zaraz po niego przyjdzie, albo...
Nie zdążyłam dokończyć zdania, bo motor sam odpalił. Adam odskoczył od pojazdu i podbiegł do mnie.
- Co to było? - szepnął.
- Rozpoznałam głos. To ona. - odezwała się maszyna.
Czy chodziło o mnie? Byłam tak przerażona, że nie zauważyłam, kiedy motor podjechał do nas.

Obcy są wśród nasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz