Adrien
Obudziłem się na ogromnym ciastku. Czekoladowym. Mniam. Zaraz, zaraz. Co ja robie na ciastku?!
Próbowałem wstać, ale zaczeło się kołysać. Więc poczołgałem się do krawędzi i zobaczyłem, że płynę po kakaowej rzece.
Wtedy się rozejrzałem. Na brzegu były lizakowe drzewa. Krzaki z waty cukrowej. I mnustwo innych słodkich rzeczy. Sam zaś brzeg był zielony.
Przyjrzałem się swojemu odbiciu w kakao. Byłem Czarnym Kotem, ale słodkim. Nie mam na myśli uroczym, byłem słodki. Poważnie. Polizałem siebie. No co?! Wyglądałem pysznie.
W każdym razie miałem ochote to wszystko zjeść. Lecz nie mogłem, inaczej utoną bym w kakao. Nagle, instynktownie złapałem czerwoną w czarne kropki babeczkę, do niej doczepiony był czarny, sznurkowaty długi żelek.
- Kocie, chwyć się mocno - powiedziała do mnie
... Biedronka!Chwyciłem mocnej babeczki i przedostałem się na drugą stronę.
- Szybko, musimy odzyskać twój słodki-kij i pokonać Brokułę, zanim wszystko zamieni w warzywa.
Postanowiłem jej posłuchać. W końcu to moja Biedronka, tylko bardziej słodka. Biegliśmy po domkach z piernika.
Przede mną pojawił się ogromny brokuł z twarzą wrzeszczący:
- Od teraz będzie inaczej! To będzie zdrowy kraj!
Pobiegłem za Brokułą i zręcznie wyrwałem mu kij. Pobiegłem do Biedronki.
- A gdzie Wiewiórka? -
- Kto? Dobra nie ważne potem pogadamy. Widzisz tę czarną spinkę? Tam musi być lukrecja.
Nie wie kim jest Wiewiórka? Co to jest lukrecja? Znaczy wiem co to jest, ale nie w tym sensie.
- Masz racje.
- Więc jaki plan? - zapytała mnie. Ja mam wymyślać plan? Okey. Biedra zwykle szybko wymyśla plany. To nie może być trudne. A może by...
- Użyje Kotaklizmu i zwale słup, żeby go oszołomić, ty użyj Szczęśliwego Trafu.
- Chyba Słodaklizmu i Szczęśliwego Słodycza.
Słodaklizm i Szczęśliwy Słodycz? No dobra, zrobiłem to co wymyśliłem. Ona zaś użyła Szęśliwego Słodycza. Wypadł jej lizak. Ona długo się niezastanawiając rzuciła go w Brokułę i złamała spinkę wyleciała z niego czarno-fioletowa lukrecja ze skrzydełkami.
Wyjeła babeczke i otworzyła ją.
- Dość już szkód wyrządziłaś mała lukrecjo. Pora wypędzić złe moce. Papa słodki lizaczku.
Wyleciał z babeczki biały lizak ze skrzydełkami.
- Zasłodzone! - przybiliśmy żółwika.
Pik, pik.
- Możesz mi powiedzieć kim jesteś? Prosze. Nikomu nie powiem - namawiała mnie.
- Przecierz... - wtedy uświadomiłem sobie, że to pewnie sen. No tak to wszystko wyjaśnia. Moja wyobraźnia jest chora. - Wiesz później ci to wyjaśnie. Pa - i uciekłem do zaułka na cukrowym słodko-kiju.
Moja przemiana się skończyła. Teraz mogłem dokładnie przyjrzeć się miastu. Wszystko było znajome. Postanowiłem udać się do domu. Gdy już byłem przed bramą odezwał się za mną głos.
- Nadal próbujesz do niej zagadać? - odezwał się Nino.
Wtedy zrozumiałem tu jest na odwrót, ja mieszkam w domu Marinette.
- Wiesz źle się czuje - zbyłem go.
- Wymówki, wymówki i jeszcze raz wymówki. Zagadaj do niej.
- I co mam powiedzieć?
- Zaproś ją do kina. Uwaga, idzie.
Nadchodziła Marinette we własnej osobie.
- Hej, chłopaki! - pomachała nam.
- Hej! - odpowiedziałem.
Nino spojrzał mnie zdziwiony.
- No co? - zapytałem nierozumiejąc.
- Tego się nie spodziewałem. Żeby się przywitać tak spokojnie. Nie słysze, żeby ci biło mocno serce. Ty się chyba naprawdę źle czujesz. Lepiej idź do domu. Pa - odszedł.
Skierowałem się w strone piekarni Marinette. Tak jak myślałem. Przywitałem się z rodzicami. Był to mój ojciec, Gabriel i matka. Tak moja zmarła mama. Uśmiechnąłem się szeroko i ich przytuliłem. Potem pobiegłem do pokoju i rzuciłem torbę na łóżko.
- Ej, trochę ostrożniej - odezwał się głos z torby. Jeju zapomniałem.
- Sorka, Plagg.
Podszedłem do torby i wypuściłem z tamtąd kwami.
- Nic się nie stało. Oprucz tego, że umieram z głodu - w jego brzuszku zaburczało.
- Masz - dałem mu żelka o smaku sera. -A teraz odpowiedz mi na kilka pytań.
- Yhy - odpowiedział nadal przeżuwając żelka.
- Skoro to jest sen, to nie powinienem niczego czuć, prawda?
- Yhy - odpowiedział. - Czekaj co? - zakrztusił się. - Jaki sen?
- No, bo... Byłem w samolocie lecąc do Tokio, ale zasnąłem. Tyle, że ja nie czuje jakby był to sen - wytłumaczyłem.
- Ty się na pewno dobrze czujesz? Może idź się połóż - zmartwił się Plagg.
- Masz racje może jak zasnę, wrócę do samolotu i mojej Marinette - przebrałem się i położyłem do łóżka.
- M-Marinette? - zaniepokoił się Plagg.
- No Biedry.
- Co?! Idź spać.
- Aha, bo tutaj nie wiemy kim jesteśmy, no tak zapomniałem. Dobranoc - zasnąłem.
Marinette
- Wstawaj śpiochu! - budziłam Adriena.
- C-Co? Gdzie ja jestem? - zapytał.
- W Tokio głuptasie - zachichotałam.
- M-Marinette? - zapytał zdziwiony.
- Nie, Święty Mikołaj. Wstawaj!
Wstał zamroczony i zdezoriętowany. Coś z nim jest nie tak.
________
Siema! Powracam! Długo mnie nie było miesiąc, dwa. No cóż. Zdarza się. Ale już jestem. Spokojnie nie umarłam.
Gwiazdka? Komentarz? ⭐
Papa TruskawkowaKate ❤
CZYTASZ
Miraculum Biedronka i Czarny Kot: Dalsza Historia
FanfictionJest to opowieść na podstawie serialu "Miraculum Biedronka i Czarny Kot".