25. Cukierkowy raj

1.7K 114 13
                                    

Adrien

Obudziłem się na ogromnym ciastku. Czekoladowym. Mniam. Zaraz, zaraz. Co ja robie na ciastku?!

Próbowałem wstać, ale zaczeło się kołysać. Więc poczołgałem się do krawędzi i zobaczyłem, że płynę po kakaowej rzece.

Wtedy się rozejrzałem. Na brzegu były lizakowe drzewa. Krzaki z waty cukrowej. I mnustwo innych słodkich rzeczy. Sam zaś brzeg był zielony.

Przyjrzałem się swojemu odbiciu w kakao. Byłem Czarnym Kotem, ale słodkim. Nie mam na myśli uroczym, byłem słodki. Poważnie. Polizałem siebie. No co?! Wyglądałem pysznie.

W każdym razie miałem ochote to wszystko zjeść. Lecz nie mogłem, inaczej utoną bym w kakao. Nagle, instynktownie złapałem czerwoną w czarne kropki babeczkę, do niej doczepiony był czarny, sznurkowaty długi żelek.

- Kocie, chwyć się mocno - powiedziała do mnie
... Biedronka!

Chwyciłem mocnej babeczki i przedostałem się na drugą stronę.

- Szybko, musimy odzyskać twój słodki-kij i pokonać Brokułę, zanim wszystko zamieni w warzywa.

Postanowiłem jej posłuchać. W końcu to moja Biedronka, tylko bardziej słodka. Biegliśmy po domkach z piernika.

Przede mną pojawił się ogromny brokuł z twarzą wrzeszczący:

- Od teraz będzie inaczej! To będzie zdrowy kraj!

Pobiegłem za Brokułą i zręcznie wyrwałem mu kij. Pobiegłem do Biedronki.

- A gdzie Wiewiórka? -

- Kto? Dobra nie ważne potem pogadamy. Widzisz tę czarną spinkę? Tam musi być lukrecja.

Nie wie kim jest Wiewiórka? Co to jest lukrecja? Znaczy wiem co to jest, ale nie w tym sensie.

- Masz racje.

- Więc jaki plan? - zapytała mnie. Ja mam wymyślać plan? Okey. Biedra zwykle szybko wymyśla plany. To nie może być trudne. A może by...

- Użyje Kotaklizmu i zwale słup, żeby go oszołomić, ty użyj Szczęśliwego Trafu.

- Chyba Słodaklizmu i Szczęśliwego Słodycza.

Słodaklizm i Szczęśliwy Słodycz? No dobra, zrobiłem to co wymyśliłem. Ona zaś użyła Szęśliwego Słodycza. Wypadł jej lizak. Ona długo się niezastanawiając rzuciła go w Brokułę i złamała spinkę wyleciała z niego czarno-fioletowa lukrecja ze skrzydełkami.

Wyjeła babeczke i otworzyła ją.

- Dość już szkód wyrządziłaś mała lukrecjo. Pora wypędzić złe moce. Papa słodki lizaczku.

Wyleciał z babeczki biały lizak ze skrzydełkami.

- Zasłodzone! - przybiliśmy żółwika.

Pik, pik.

- Możesz mi powiedzieć kim jesteś? Prosze. Nikomu nie powiem - namawiała mnie.

- Przecierz... - wtedy uświadomiłem sobie, że to pewnie sen. No tak to wszystko wyjaśnia. Moja wyobraźnia jest chora. - Wiesz później ci to wyjaśnie. Pa - i uciekłem do zaułka na cukrowym słodko-kiju.

Moja przemiana się skończyła. Teraz mogłem dokładnie przyjrzeć się miastu. Wszystko było znajome. Postanowiłem udać się do domu. Gdy już byłem przed bramą odezwał się za mną głos.

- Nadal próbujesz do niej zagadać? - odezwał się Nino.

Wtedy zrozumiałem tu jest na odwrót, ja mieszkam w domu Marinette.

- Wiesz źle się czuje - zbyłem go.

- Wymówki, wymówki i jeszcze raz wymówki. Zagadaj do niej.

- I co mam powiedzieć?

- Zaproś ją do kina. Uwaga, idzie.

Nadchodziła Marinette we własnej osobie.

- Hej, chłopaki! - pomachała nam.

- Hej! - odpowiedziałem.

Nino spojrzał mnie zdziwiony.

- No co? - zapytałem nierozumiejąc.

- Tego się nie spodziewałem. Żeby się przywitać tak spokojnie. Nie słysze, żeby ci biło mocno serce. Ty się chyba naprawdę źle czujesz. Lepiej idź do domu. Pa - odszedł.

Skierowałem się w strone piekarni Marinette. Tak jak myślałem. Przywitałem się z rodzicami. Był to mój ojciec, Gabriel i matka. Tak moja zmarła mama. Uśmiechnąłem się szeroko i ich przytuliłem. Potem pobiegłem do pokoju i rzuciłem torbę na łóżko.

- Ej, trochę ostrożniej - odezwał się głos z torby. Jeju zapomniałem.

- Sorka, Plagg.

Podszedłem do torby i wypuściłem z tamtąd kwami.

- Nic się nie stało. Oprucz tego, że umieram z głodu - w jego brzuszku zaburczało.

- Masz - dałem mu żelka o smaku sera. -A teraz odpowiedz mi na kilka pytań.

- Yhy - odpowiedział nadal przeżuwając żelka.

- Skoro to jest sen, to nie powinienem niczego czuć, prawda?

- Yhy - odpowiedział. - Czekaj co? - zakrztusił się. - Jaki sen?

- No, bo... Byłem w samolocie lecąc do Tokio, ale zasnąłem. Tyle, że ja nie czuje jakby był to sen - wytłumaczyłem.

- Ty się na pewno dobrze czujesz? Może idź się połóż - zmartwił się Plagg.

- Masz racje może jak zasnę, wrócę do samolotu i mojej Marinette - przebrałem się i położyłem do łóżka.

- M-Marinette? - zaniepokoił się Plagg.

- No Biedry.

- Co?! Idź spać.

- Aha, bo tutaj nie wiemy kim jesteśmy, no tak zapomniałem. Dobranoc - zasnąłem.

Marinette

- Wstawaj śpiochu! - budziłam Adriena.

- C-Co? Gdzie ja jestem? - zapytał.

- W Tokio głuptasie - zachichotałam.

- M-Marinette? - zapytał zdziwiony.

- Nie, Święty Mikołaj. Wstawaj!

Wstał zamroczony i zdezoriętowany. Coś z nim jest nie tak.

________

Siema! Powracam! Długo mnie nie było miesiąc, dwa. No cóż. Zdarza się. Ale już jestem. Spokojnie nie umarłam.

Gwiazdka? Komentarz? ⭐

Papa TruskawkowaKate ❤

Miraculum Biedronka i Czarny Kot: Dalsza HistoriaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz