6. Zagubiona tożsamość

4.3K 414 46
                                    

        – To twoja wina, rozumiesz? Przez ciebie ona nie żyje! Powinnaś trzymać mordę na kłódkę!  – głośny krzyk dotarł do jej uszu, rozdzierając ciszę panującą w pokoju.

        Cały czas czuła jego ciężar na swoich plecach. Siedział na niej nie zwracając uwagi na to, że w jej płucach jest coraz mniej powietrza. Nie była w stanie wyrwać się z jego żelaznego uścisku. Nie mogła go zobaczyć... a on to uwielbiał. Uwielbiał mieć nad nią przewagę właśnie w ten sposób.

        Mężczyzna ponownie szarpnął jej włosy, a drugą dłonią wcisnął jej twarz prosto w poduszkę. Miała wrażenie, że za moment wyrwie z jej głowy cały pukiel włosów.

        – Proszę... przestań – wyjąkała ledwo słyszalnie. Jej głos był przepełniony błaganiem, ale on nie zwracał na to najmniejszej uwagi.

        Wszystko tak strasznie ją bolało, a płuca paliły żywym ogniem. Z każdą kolejna próbą zaczerpnięcia powietrza było coraz gorzej, a Phoebe czuła jak ulatuje z niej życie. Po policzkach spływały jej słone łzy, które były oznaką poddania się.

        Już dawno to zrobiła. Poddała się w chwili, gdy ona odeszła, gdy pozwoliła, by z jej winy umarła. Tylko ona była winna tej śmierci, a ból spowodowany tą myślą wyżerał ją od środka. Serce ściskało się boleśnie, a w głowie cały czas pojawiał się obraz dziewczyny. Jeżeli cokolwiek zostało z poranionego serca Phoebe, to w tym momencie zostało doszczętnie zniszczone.

        Momentami miała wrażenie jakby była już jedynie wrakiem człowieka, pustą marionetką, która nie ma już żadnych uczuć, nie ma serca. Posiada tylko nic nieznaczące organy, które złudnie pozostawiają ją przy życiu. Bo jak można żyć tak naprawdę całą sobą, jeżeli każda minuta twojej egzystencji sprawia ci jeszcze więcej bólu... Jak można żyć chcąc umrzeć?

        Nie chciała już żyć, nie bez niej. Nie z nim... Pragnęła, by po prostu ją udusił, pragnęła już nigdy nie zaczerpnąć powietrza, nie otworzyć oczu. Pragnęła przestać czuć.

        Ale jak zawsze ON na to nie pozwolił. To była tylko kolejna gra, która miała sprawić, by cierpiała. Nie zamierzał jej zabić, to byłoby zbyt proste... Jak lubił określać: „W tym nie byłoby zabawy, a ja lubię zabawy z tobą."

        – Przepraszam, Śnieżko. Ale rozumiesz, że musiałem to zrobić. Przez ciebie, to była twoja wina, Śnieżko – tym razem jego głos był pełen skruchy. Jednak zdawała sobie sprawę, że to jedynie złudzenie. On nigdy nie żałował niczego, co zrobił. Momentami zastanawiała się czy nadal ma do czynienia z tym samym człowiekiem, czy z jeszcze gorszym potworem.

        – Rozumiesz, Śnieżko? – wysyczał do jej ucha.

        „Śnieżko"... Na samo to określenie chciało jej się wymiotować. Nienawidziła tego pseudonimu, zbyt mocno przypominał jej o nim. Przypominał o jego obleśnym wyrazie twarzy, o jego oddechu na jej szyi.

        – Rozumiem – szepnęła ze strachem.

        Nie ważnie, jak bardzo chciałaby temu zaprzeczyć. Bała się go, bała się cholernie mocno i z każdą chwilą coraz bardziej.

        W następnej chwili poczuła jak ciężar maleje, a mężczyzna już na niej nie siedzi.

        Instynktownie złapała duży haust powietrza w obolałe płuca, a potem zalała ją fala kaszlu. Ściśnięte do tej pory płuca nie były w stanie przyswoić takiej ilości powietrza naraz.

Pułapka wspomnieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz