Chociaż Phoebe siedziała na twardym krzesełku, które dawało o sobie znać wbijającymi się w plecy prętami to tak naprawdę miała wrażenie jakby lewitowała gdzieś wysoko w powietrzu. Jakby, co chwilę grunt usuwał się jej spod stóp. Inaczej nie potrafiła nazwać stanu, w jakim się teraz znajdowała... Stanu kompletnego niepokoju i oszołomienia całą zaistniałą sytuacją.
A pomyśleć, że jeszcze niedawno to ona znajdowała się w tym budynku walcząc o życie... Teraz to Cole tu był, chociaż nie powinien... To nie była jego walka.
Czarnowłosa nerwowo stukała stopą o chłodną posadzkę szpitala i co chwilę ocierała policzki, gdy nowe łzy postanowiły ujrzeć światło dzienne.
Ta niepewność wręcz ją zabijała. Chciała wiedzieć, co z Colem, ale jak na złość nie miała dostępu do żadnych informacji. Nie była rodziną, więc nie mogła liczyć na żadne informacje ze strony personelu...
Na szczęście jakąś godzinę temu wujek chłopaka udał się do lekarzy i obiecał, że powie jej, gdy tylko czegoś się dowie. Niestety, jak do tej pory go nie widziała i tym samym nie wiedziała nic o stanie zdrowia chłopaka.
Ten fakt napawał ją tylko większym niepokojem, a w głowie pojawiały się najgorsze scenariusze. Nie ważne jak bardzo nie chciała mieć czarnych myśli – one i tak się pojawiały.
Może coś poszło nie tak – pomyślała ze zgrozą i aż zrobiło jej się słabo na tą myśl.
– Boże... jeżeli coś mu się stanie, nie wybaczę sobie tego. To wszystko moja wina – szeptała pod nosem, próbując opanować drżący oddech i rozszalałe bicie serca.
Gdyby posłuchała, gdyby od razu zerwała z nim wszelkie kontakty... nic by się nie stało. Teraz Cole byłby bezpieczny i szczęśliwy... Była pewna, że to sprawka nieznajomego, wszystko na to wskazywało. A skoro spełnił swoją groźbę to wypadek był pośrednio jej winą i ta myśl miażdżyła jej serce.
Nigdy nie chciała, by ktokolwiek cierpiał z jej winy. Nigdy...
Do głowy powróciły jej wspomnienia sprzed zaledwie dwóch godzin.
– Cole – podbiegła do nieprzytomnego chłopaka i upadła na kolana tuż obok jego nieruchomego ciała. – Boże, Cole obudź się – nerwowo potrząsnęła jego ramieniem, ale nie otrzymała żadnej reakcji.
Przeniosła wzrok na dużą krwawiącą ranę na jego czole i wzięła drżący oddech czując jeszcze większe przerażenie.
– Niech ktoś do cholery zadzwoni po pogotowie! – krzyknęła zdenerwowana do gapiów, którzy już zdążyli się zebrać na ulicy. Przecież nie mogli ominąć takiej sensacji...
Gdy zobaczyła, że jakiś mężczyzna wyjmuje telefon by zadzwonić po pogotowie powróciła spojrzeniem do nieprzytomnego Cola i odzyskując jasność umysłu sprawdziła oddech.
Oddychał, żył... przynajmniej na razie... Ta myśl uspokoiła ją chociaż na krótką chwilę.
– Przepraszam – szepnęła chwytając jego zimny policzek i opierając czoło o jego. – Tak bardzo cię przepraszam, Cole. Nie chciałam – gorączkowo pokręciła głową, czując miażdżące poczucie winy.
Miała wrażenie, że już kiedyś czuła się podobnie, ale była to tylko przelotna myśl, która nie zagrzała długo w jej umyśle.
Po jej policzkach stoczyło się kilka pojedynczych łez i tworząc mokrą strużkę spłynęły prosto na jego poranioną i bladą twarz.
CZYTASZ
Pułapka wspomnień
Gizem / GerilimMoment, w którym otwierasz oczy i nic nie pamiętasz jest naprawdę przerażający. To tak, jakby ktoś zabrał ci najcenniejszy dar, kawałek duszy. Jednak co jeśli to szansa dla ciebie? Szansa by odciąć się od tragicznej przeszłości. Cóż, nazywam się Pho...