35. Dwa tygodnie + Liebster Awards

2.7K 287 93
                                    

        – Jak to, do cholery, możliwe, że nadal nic nie macie? Minęły pieprzone dwa tygodnie! – po komisariacie rozniósł się głośny krzyk czarnowłosego. – Co wy tu, do cholery, robicie? Odpoczywacie, czy jak? – zdenerwowany uderzył pięścią w biurko, czując jak jego ręka dosłownie płonie z bólu.

        – Proszę się uspokoić i łaskawie nie krzyczeć. Robimy co w naszej mocy, a takim zachowaniem wcale nam nie pomagasz, chłopcze – odezwał się policjant Rogers, który od samego początku zajmował się tą sprawą.

        Z westchnieniem spojrzał na chłopaka i przetarł twarz dłońmi.

        – Jakoś nie widać rezultatów, a ona tam cierpi... Nie wiemy, co on jej robi, jak ją traktuje. Boże... przecież on już dawno mógł jej zrobić krzywdę. A co, jeśli Phoebe... – wychrypiał, nie potrafiąc dokończyć tego zdania. Czuł jak jego głos załamuje się coraz bardziej z każdym kolejnym słowem.

        Cole bezsilnie opadł na krzesło, ciągnąc się za końcówki włosów i nerwowo przełykając ślinę. Sama myśl o tym, że Phoebe może już nie żyć przyprawiała go o zawał i nudności.

        Powoli nie wyrabiał już psychicznie. Z każdym kolejnym dniem miał wrażenie, że coraz bardziej wariuje i popada w jakiś obłęd, a najgorsza była ta bezsilność...

        Nie mógł zrobić nic, co pomogłoby jego Phoebe. Cierpiała, a on nie umiał pomóc. Jedyne co zrobił, to pokazał policji ten cholerny pokój, ale nie wiele to dało... Nic więcej nie potrafił zrobić.

        I ta bezradność go zabijała.

        Drżącą dłonią sięgnął do kieszeni i wyjął z niej nieśmiertelnik. Niedawno to na szyi dziewczyny bezpiecznie spoczywał... a teraz był jedyną rzeczą, która mu ją przypominała.

        Pamiętał dzień, w którym znaleziono go w miejscu skąd porwał ją ten skurwiel. Ten nieśmiertelnik i pusta teczka były jedynymi dowodami na jej obecność w tamtym miejscu... I oczywiście w normalnej sytuacji naszyjnik już dawno leżałby w foliowej torebce razem z innymi dowodami w tej sprawie.

        Jednak Cole był wyjątkowo zaborczy w tej sprawie i gdy tylko zbadali przedmiot, zażądał jego odzyskania. I cóż... z jego temperamentem udało mu się. Albo po prostu policja miała dość użerania się z nim i chcieli tylko świętego spokoju.

        Jednak nawet tego nie otrzymali. Chłopak bowiem zawzięcie dzień w dzień siedział na posterunku, czekając na jakiekolwiek informacje o dziewczynie i od czasu do czasu robiąc takie awantury jak w tym momencie.

        Pewne było, że raczej już wszyscy zdążyli go tam dobrze poznać.

        – Słuchaj, robimy naprawdę wszystko co w naszej mocy. Też bardzo chcemy znaleźć Phoebe – powiedział mężczyzna, siadając na krześle obok Cole'a. – Obiecuję, że Jonatan za to odpowie. Ale musisz pozwolić nam pracować. Uwierz, że tym siedzeniem tutaj nic nie zdziałasz. Powinieneś trochę odpocząć – dodał, łapiąc go za ramię. – To jedyne, co możesz zrobić w tym momencie, Cole.

        – Odpocząć? Phoebe na pewno tam nie odpoczywa... Wie pan... powinienem był wiedzieć. Powinienem coś zauważyć, a nie jeszcze ją do niego przyprowadzać – zrezygnowany pokręcił głową. – Muszę coś zrobić... jakoś pomóc.

        Nie potrafił już płakać, a przynajmniej nie przy innych. Próbował być silny i dopiero nocami, gdy kogoś brakowało obok niego, ukazywał swoje prawdziwe emocje. Wtedy się rozpadał i pozwalał sobie na odczuwanie tego całego bólu.

        – Cole, musisz wreszcie zrozumieć, że to nie twoja wina. Nie mogłeś wiedzieć, że to on... – mężczyzna westchnął, klepiąc go po plecach. – Jedyne, co oboje powinniście zrobić, to o wszystkim powiedzieć już na samym początku. Ale stało się i już tego nie cofniemy. Teraz musimy się skupić na znalezieniu jej, a ty musisz zrozumieć, że nic innego nie było twoją winą. Musisz być silny, dla Phoebe – zakończył, patrząc na niego z jakiegoś rodzaju troską.

Pułapka wspomnieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz