– Jak to, do cholery, możliwe, że nadal nic nie macie? Minęły pieprzone dwa tygodnie! – po komisariacie rozniósł się głośny krzyk czarnowłosego. – Co wy tu, do cholery, robicie? Odpoczywacie, czy jak? – zdenerwowany uderzył pięścią w biurko, czując jak jego ręka dosłownie płonie z bólu.
– Proszę się uspokoić i łaskawie nie krzyczeć. Robimy co w naszej mocy, a takim zachowaniem wcale nam nie pomagasz, chłopcze – odezwał się policjant Rogers, który od samego początku zajmował się tą sprawą.
Z westchnieniem spojrzał na chłopaka i przetarł twarz dłońmi.
– Jakoś nie widać rezultatów, a ona tam cierpi... Nie wiemy, co on jej robi, jak ją traktuje. Boże... przecież on już dawno mógł jej zrobić krzywdę. A co, jeśli Phoebe... – wychrypiał, nie potrafiąc dokończyć tego zdania. Czuł jak jego głos załamuje się coraz bardziej z każdym kolejnym słowem.
Cole bezsilnie opadł na krzesło, ciągnąc się za końcówki włosów i nerwowo przełykając ślinę. Sama myśl o tym, że Phoebe może już nie żyć przyprawiała go o zawał i nudności.
Powoli nie wyrabiał już psychicznie. Z każdym kolejnym dniem miał wrażenie, że coraz bardziej wariuje i popada w jakiś obłęd, a najgorsza była ta bezsilność...
Nie mógł zrobić nic, co pomogłoby jego Phoebe. Cierpiała, a on nie umiał pomóc. Jedyne co zrobił, to pokazał policji ten cholerny pokój, ale nie wiele to dało... Nic więcej nie potrafił zrobić.
I ta bezradność go zabijała.
Drżącą dłonią sięgnął do kieszeni i wyjął z niej nieśmiertelnik. Niedawno to na szyi dziewczyny bezpiecznie spoczywał... a teraz był jedyną rzeczą, która mu ją przypominała.
Pamiętał dzień, w którym znaleziono go w miejscu skąd porwał ją ten skurwiel. Ten nieśmiertelnik i pusta teczka były jedynymi dowodami na jej obecność w tamtym miejscu... I oczywiście w normalnej sytuacji naszyjnik już dawno leżałby w foliowej torebce razem z innymi dowodami w tej sprawie.
Jednak Cole był wyjątkowo zaborczy w tej sprawie i gdy tylko zbadali przedmiot, zażądał jego odzyskania. I cóż... z jego temperamentem udało mu się. Albo po prostu policja miała dość użerania się z nim i chcieli tylko świętego spokoju.
Jednak nawet tego nie otrzymali. Chłopak bowiem zawzięcie dzień w dzień siedział na posterunku, czekając na jakiekolwiek informacje o dziewczynie i od czasu do czasu robiąc takie awantury jak w tym momencie.
Pewne było, że raczej już wszyscy zdążyli go tam dobrze poznać.
– Słuchaj, robimy naprawdę wszystko co w naszej mocy. Też bardzo chcemy znaleźć Phoebe – powiedział mężczyzna, siadając na krześle obok Cole'a. – Obiecuję, że Jonatan za to odpowie. Ale musisz pozwolić nam pracować. Uwierz, że tym siedzeniem tutaj nic nie zdziałasz. Powinieneś trochę odpocząć – dodał, łapiąc go za ramię. – To jedyne, co możesz zrobić w tym momencie, Cole.
– Odpocząć? Phoebe na pewno tam nie odpoczywa... Wie pan... powinienem był wiedzieć. Powinienem coś zauważyć, a nie jeszcze ją do niego przyprowadzać – zrezygnowany pokręcił głową. – Muszę coś zrobić... jakoś pomóc.
Nie potrafił już płakać, a przynajmniej nie przy innych. Próbował być silny i dopiero nocami, gdy kogoś brakowało obok niego, ukazywał swoje prawdziwe emocje. Wtedy się rozpadał i pozwalał sobie na odczuwanie tego całego bólu.
– Cole, musisz wreszcie zrozumieć, że to nie twoja wina. Nie mogłeś wiedzieć, że to on... – mężczyzna westchnął, klepiąc go po plecach. – Jedyne, co oboje powinniście zrobić, to o wszystkim powiedzieć już na samym początku. Ale stało się i już tego nie cofniemy. Teraz musimy się skupić na znalezieniu jej, a ty musisz zrozumieć, że nic innego nie było twoją winą. Musisz być silny, dla Phoebe – zakończył, patrząc na niego z jakiegoś rodzaju troską.
CZYTASZ
Pułapka wspomnień
Mystery / ThrillerMoment, w którym otwierasz oczy i nic nie pamiętasz jest naprawdę przerażający. To tak, jakby ktoś zabrał ci najcenniejszy dar, kawałek duszy. Jednak co jeśli to szansa dla ciebie? Szansa by odciąć się od tragicznej przeszłości. Cóż, nazywam się Pho...