28. Rodzinny grill

3K 313 144
                                    

        Phoebe nie pamiętała, kiedy ostatnio była tak bardzo podekscytowana jak tego wieczoru. Nie pamiętała też, aby kiedykolwiek tak bardzo się starała o swój wygląd, który na co dzień nie miał dla niej raczej większego znaczenia. Dziś jednak zadbała o każdy, najdrobniejszy szczegół. Włosy były idealnie uczesane i proste, twarz muśnięta delikatnym makijażem, a na ciele miała zwykłą białą sukienkę z brązowym paskiem i dżinsową kurteczkę.

        Chciała wyglądać dobrze, jak najlepiej się dało... Dlaczego? Cóż... pytanie powinno brzmieć raczej: „Dla kogo?". Otóż wszystko to zrobiła dla Cole'a. Ostatnio stał się dla niej kimś bardzo ważnym i pomimo tych wszystkich tajemnic i problemów, chciała być po prostu zwykłą nastolatką, która się dla niego stroi, by wywrzeć na chłopaku jak najlepsze wrażenie.

        W rzeczywistości, już dawno wywarła na nim spektakularne wrażenie... Nie wiedziała o tym, ale tak właśnie było.

        Ostatni raz przeczesała dłonią swoje proste włosy, a potem zaczerpując głęboki oddech, udała się na dół.

        Od razu dostrzegła, że tak właściwie wszystko było gotowe. W ogrodzie stały już drewniane krzesełka i stolik, a obok znajdował się grill z naszykowanymi kiełbaskami oraz kilkoma piwami i napojami. Jedyne, czego brakowało, to gości. Phoebe miała tylko cichą nadzieję, że Margaret i James nie zepsują przyjemnej atmosfery, na rzecz obrażania Cole'a. Chciała, by ten wieczór był idealny.

        Nagle po całym domu rozbrzmiał dźwięk dzwonka, a ona niemal podskoczyła z radości.

        – Phoebe, otwórz. Ja zaraz przyjdę – usłyszała głos matki z ogrodu.

        I szczerze mówiąc, kobieta nawet nie musiała tego mówić, dziewczyna i tak zrobiłaby to z wielką chęcią.

        Niesiona falą radości, ruszyła w stronę drzwi, docierając tam szybciej niż kiedykolwiek. Wzięła ostatni uspokajający oddech i otworzyła drewnianą powłokę.

        Pierwszym, co zobaczyła, był oczywiście uśmiechnięty Cole. Stał przed nią w czarnej koszuli, podwiniętej do łokci i czarnych spodniach, które idealnie opinały jego długie nogi. Na jego ustach widniał szeroki i radosny uśmiech, a niebieskie tęczówki błyszczały radośnie. Wyglądał niesamowicie.

        – Hej – szepnęła, niemal się jąkając.

        W tym momencie naprawdę czuła się jak jakaś szesnastolatka, która nic nie wie na temat relacji damsko – męskich. Czuła się kompletnie zielona w tych sprawach...

        Dopiero chwilę później zorientowała się, że chłopak nie jest sam, co wcale nie powinno ją dziwić. Obok stał Jonatan. Również delikatnie się uśmiechał, mając na sobie czerwono – czarną koszulę w kratę.

        – Dzień dobry – od razu się zreflektowała, witając się ze starszym mężczyzną.

        – Cześć, Phoebe. Miło cię widzieć – odpowiedział z uśmiechem, a potem odwrócił się do siostrzeńca. – To ja idę dać kwiaty Jane, a wy sobie pogadajcie.

        I poszedł.

        A Phoebe zignorowała fakt, że mężczyzna był wyjątkowo uprzejmy, przynosząc dla jej mamy kwiaty. Mogła się skupić jedynie na chłopaku stojącym przed nią, który ostatnio zawrócił jej pokręconym światem, w którym grał teraz jedną z głównych ról.

        – Ja też mam coś dla ciebie, Peony – powiedział delikatnym głosem. – Nie jestem gorszy od wujka – oznajmił i z szerokim uśmiechem wyciągnął zza pleców bukiet kilku białych piwonii.

Pułapka wspomnieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz