19. Czas na prawdę

3.4K 327 65
                                    

        Czarny samochód zatrzymał się na małym, prowizorycznym parkingu, wkoło otoczonym przez wysokie drzewa. Wokół nie było zbyt wiele samochodów, więc Cole pomyślał, że będą praktycznie sami. Może to i lepiej...

        Wyjął kluczyk ze stacyjki następnie zerkając na siedzenie obok. Phoebe siedziała na fotelu, a na jej twarzy panował dziwny spokój i zamyślenie. Szczelnie okryta ciepłym swetrem ściskała w dłoniach reklamówkę z dwoma zniczami oraz duży bukiet białych róż.

        – Idziemy? – zapytał delikatnie.

        Dziewczyna wzdrygnęła się lekko, jakby wyrwana z jakiegoś transu. Przez chwilę zdawała się zdezorientowana, jakby przed chwilą została wyciągnięta z wielogodzinnego snu. W końcu spojrzała na niego i pokiwała głową na znak zgody.

        – Tak, chodźmy już – szepnęła opuszczając samochód.

        Cole od razu ruszył jej śladem, prędzej zamykając za sobą auto. Wziął od niej reklamówkę i oboje ruszyli przed siebie, w stronę cmentarza.

        Na początku, gdy Phoebe poprosiła go, by poszedł z nią na cmentarz był oszołomiony i kompletnie zdezorientowany. A potem zaczął łączyć wszystkie fakty jakie posiadał. Ostatnie załamanie dziewczyny, kłótnia z rodzicami, nagła ucieczka z domu i ta histeria...

        Doszedł do wniosku, że przypomniała sobie jakiś ważny, ale straszny element swojego życia. A z dzisiejszej wyprawy wynikało, że fragment ten musiał być związany z czyjąś śmiercią. Ze śmiercią osoby, która była jej bardzo bliska.

        Nie był pewien, czy dobrze odczytał wszystkie fakty, ale co by to nie było, bez myślenia zgodził się na jej prośbę. Skoro Phoebe go potrzebowała, to kim był, by jej odmówić?

        Dziewczyna maszerowała przez kolejne alejki wiedząc dokładnie, gdzie się kieruje. Jakby te ścieżki prowadzące do odpowiedniego nagrobka od dawna na stałe były wyryte w jej pamięci.

        Cole obserwował ją uważnie nie mówiąc ani słowa. Wiedział, że teraz dziewczyna potrzebuje spokoju, a nie durnego gadania czy pytań, których w żadnym wypadku nie potrzebowała. Wiedział to z własnej autopsji.

        Czasem o wiele lepsze i trafniejsze jest milczenie.

        Zastanawiał się tylko, co tak bardzo zraniło tą delikatną i kruchą dziewczynę... Chciałby wiedzieć i móc temu w jakiś sposób zaradzić.

        W pewnym momencie czarnowłosa zatrzymała się naprzeciw jednego z nagrobków. Cole poszedł w jej ślady, stanął tuż za dziewczyną i zerknął na nagrobek z czarnego, lśniącego czystością kamienia. Na tablicy dużymi, białymi literami napisane było: „Ally Atwood. Najlepsza przyjaciółka i córka. Zostaniesz w naszej pamięci i sercu już na zawsze.,,

        Obok tablicy znajdowało się małe, czarno - białe zdjęcie młodej dziewczyny, która patrzyła przed siebie z szerokim uśmiechem i radością w oczach. Wydawała się taka młoda i szczęśliwa. Jakby całe życie było jeszcze przed nią... ale nie było.

        Chłopak bał się odezwać choćby słowem, nie chcąc powiedzieć czegoś nietaktownego lub przez przypadek urazić Phoebe. Miał nadzieję, że sama się odezwie, gdy będzie tego chcieć i potrzebować.

        Trwając w swoim postanowieniu nic nie mówił. Zamiast tego, pomógł w zapaleniu dwóch zniczy z wizerunkami aniołów. Phoebe na środku grobu położyła bukiet róż, a potem oboje usiedli na ławce.

        Przez chwilę oboje wpatrywali się w jeden punkt. Ona w ciemną tablicę z białymi ozdobnymi literami. On w zagubioną dziewczynę, której chciał pomóc, ale nie wiedział jak.

Pułapka wspomnieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz