Finał cz.1

2.5K 106 11
                                    

Wszystko ma swoje miejsce i swój czas, tak zawsze mówiła mi mama. Patrząc na to przez pryzmat tego co się stało w moim życiu, mogę śmiało powiedzieć, że miała rację. To co się ma stać musiało być z góry zaplanowane.

- Jesteś pewien, że to wypali? - zapytał Harry Lucka.

- Wypali. Nie ma innego wyjścia.

- Obyś miał rację, bo jeśli coś pójdzie nie tak i jej się coś stanie to cię zabiję - zwrócił się do niego chłopak.

Wiedziałam, że mówi całkiem poważnie. Kiedy dowiedział się, że będzie ojcem stał się jeszcze bardziej opiekuńczy niż był. Jest to na swój sposób urocze, ale też strasznie denerwujące.

- Będę o tym pamiętał.

- Chyba czas na nas - powiedziałam na co chłopaki skinęli głowami.

Osobiście chcę to zacząć jak najszybciej, chcę to już mieć za sobą. Nie wiem czego mogę się spodziewać po tym, co zaplanowali. Mam tylko nadzieję, że to faktycznie się uda i będę miała spokój.

- Powodzenia.

- Dzięki i nawzajem - powiedział Harry, chwycił mnie za rękę i wyszedł z biura.

- Co o tym sądzisz?

- Nie podoba mi się to, ale nie mamy innego wyjścia.

Miał rację nie mogliśmy już nic zrobić. Teraz jedyna nadzieja w tym, co się stanie po wejściu do domu.

- Zadzwoń do Zayna i poinformuj go o naszym wyjeździe z bazy - rozkazał Harry.

Chwyciłam za telefon i połączyłam się z chłopakiem, przekazałam mu wszystkie ważne informacje i zakończyłam połączenie.

Pamiętaj nie możesz pozostawić śladów. Oni mają taką technologię, że aż głowa boli.

Po głowie ciągle chodziły mi słowa Alecka. Każda nasza rozmowa może być monitorowana przez nich, dlatego kazał mi mówić szybko i krótko. Krótkie wiadomości są mniej przechwytywane niż te dłuższe. W sumie nie wiem z jakiego powodu, skoro w tych krótkich może być więcej wiadomości.

Podjechaliśmy autem pod dom.

- Jesteś gotowa?

- Nie, ale chodźmy chcę już mieć to za sobą - powiedziałam i wysiadłam z auta.

Harry tym razem nie był przebrany za Marcela, miał na głowę tylko naciągnięty kaptur. Ujawnienie się chłopaka miało być jedną z rzeczy, które ma nam pomóc z nimi wygrać. Nie wiem jak to niby ma na pomóc, ale nie sprzeczałam się z chłopakami.

Szybkim krokiem skierowaliśmy się do głównego wejścia, weszliśmy do domu. Harry od razu skierował się w lewą stronę i poszedł do salonu okrężną drogą. Dzięki temu nikt go nie zauważy i będzie mógł jeszcze bardziej ich zaskoczyć to raz, a dwa będą myśleć, że ja jestem podpuchą więc nie zwrócą uwagi na to jak wydział antyterrorystyczny okrąża cały dom.

- Annie!

Weszłam do salonu z spojrzałam na kobietę, która siedziała w salonie ze związanym ojcem obok siebie.

- Witaj Meg. Wiedziałam, że od razu przylecisz. Za bardzo kochasz ojca.

- Co tu się dzieje?

- Widzisz skarbie twoja mama zabrała mi narzeczonego więc ja odbiorę Arthurowi ciebie. Niech cierpi tak jak ja kiedyś.

- A więc to ty! To wszystko twoja sprawka!

- Nie tylko. Skarbie poznaj swojego wujka Tobiego - powiedziała Annie, a do salonu wszedł wysoki brunet miał niebieskie oczy, był cały ubrany na czarno, a jego ręce były pokryte różnymi tatuażami. Między jego wargami spoczywał papieros, którego swoją drogą palił.

- Nie muszę, to nie jest moja rodzina.

- Jesteś taka sama jak twoja matka. Ona też była pyskata i wygadana. Szkoda nie skończyło się to dla niej dobrze.

- I co teraz zabijecie mnie. Nie przyszło wam do głowy, że znajdzie się ktoś kto będzie chciał mnie pomścić.

- Nie masz już nikogo takiego. Zabiłaś mojego syna. Nie ma go i nie przyjdzie cię pomścić.

- Mylisz się Mamo - powiedział Harry, wchodząc do salonu.

Nie miał już na sobie kaptura więc wszyscy mogli zobaczyć, że to faktycznie on. Gdy tylko Annie go zobaczyła w jej oczach pojawiły się łzy. A pistolet, który cały czas trzymała wypadł jej z ręki.

- Synu ty żyjesz?!

- Nie mów tak do mnie. Nie jesteś moją matką - pewny siebie ton głosu chłopak sprawił, że od razu poczułam się bezpieczniej.

- Jak śmiesz tak mówić do swojej matki. Ona dała ci życie.

- I chce mi je odebrać.

- Wcale nie chce. Chcę tylko odebrać długi! - krzyknęła Annie.

- Czy do ciebie nie dociera, że zabijając ją zabijesz i mnie. Jeśli ona tutaj umrze to popełnię samobójstwo. I co ci to wtedy da? Dokonasz zemsty, ale za jaką cenę!

- Gdyby nie Kayle byłabym dzisiaj szczęśliwa i nie musiał byś patrzeć się na mój i ojca rozwód.

- Ale, gdyby nie ona nie było by Meg.

- I co z tego, znalazłbyś sobie inną dziewczynę. Tyle jest ich na świecie, że mógłbyś wybierać!

Miała rację, gdybym nie stanęła na drodze Harrego to pewno jakaś inna dziewczyna by to zrobiła. Jetem tylko jedną z wielu. Tylko czy te wszystkie laski byłyby w stanie nie załamać się na wiadomość o tym, że są z nim w ciąży? Czy przyjęłyby jego oświadczyny? A co najważniejsze czy zmieniłyby go?

- Żadna inna nie da mi tyle co ona!

- A co ona ci dała? Złudne bezpieczeństwo? Ulotną miłość? Wymyśloną przyszłość?

- Dziecko. Dała mi nasze dziecko - powiedział, a w salonie momentalnie nastała cisza. Nawet antyterroryści, Luck, Aleck i Zayn których dostrzegłam kątem oka byli cicho...

Life Princess ( book three ) ( W Trakcie Sprawdzania )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz