29

625 18 0
                                    

Zimno mi
Przyjdziesz i mnie przytulisz?
Obejmiesz mnie od tyłu?
Złapiesz za brzuch?
Chwycisz mnie w ramiona?
Ofiarujesz mi swoje ciepło?
Czy ocalisz mnie przed upadkiem?
Czy ocalisz mnie przed upadkiem?
Czy ocalisz mnie przed upadkiem?
Płacze, kiedy zdaje sobie sprawę, że to boli.
Teraz płacze, bo bóli mnie to, że już nie jestem twoja.
Czy ocalisz mnie przed upadkiem?
Wrócisz i ocalisz mnie?

***

Natasza

Łzy spływały mi po policzkach, ale nie znalazłam na nie uwagi. To znowu się stało. Nie mogę wytrzymać, nie mogę nikomu o tym powiedzieć.

Jak zareagowały by dziewczyny? Co powiedziałyby, gdyby się dowiedziały co dzieje się w każda sobotę, co drugi tydzień, w domu mojego ojca?

Wzdrygnęłam się, kiedy kolejna fala uderzeń dobiegła od strony drzwi.

Boję się.

Upił się i wrócił do domu późno. Znowu prawie stracił pracę, a żeby odreagować przyszedł do mnie. A ja znów chowam się w szafie, czekając aż mu się to znudzi, albo się zmęczy.

Postanowiłam włączyć głośno muzykę w słuchawkach, ale po zastanowieniu się, jedną wyjęłam. Wolę usłyszeć, jeśli dostanie się do środka.

- Skarbie, otwórz! Nic ci nie zrobię!

Jasne. Tylko chce mnie skrzywdzić. Chce mnie i nie obchodzi go to, czy ja się załamie. Ile razy już to przechodziłam? Zbyt wiele.

- Zamówię coś! Otwórz, to razem coś pooglądamy!

Nie dziękuję. Chce tylko, żeby zasnął, wtedy ja też mogę odetchnąć. Odczekać dwie godziny i iść spokojnie spać.

- Otwórz! - Znów zaczął walić w drzwi, na co spięłam się. - Obiecuje, chce tylko spędzić z tobą czas!

Ale ja nie chce. Nie wiem dlaczego nie powiem o tym mamie, albo ojczymowi. Czy on wie, że kocham Jay'a mocniej niż go? I dlatego nie mogę jej powiedzieć. Bo to on mnie spłodził, a ja nie mogę sprawić jej zawodu. Nie mogę dać jej powodów do rozczarowania mną. Bo to moja wina, że to mnie spotyka.

Dał sobie spokój, poszedł spać, usłyszałam jak trzaska drzwiami od swojej sypialni. Co mam zrobić? Czy już mogę czuć się bezpiecznie? Nie, ponieważ ja na to nie zasługuje.

Wyszłam cicho z szafy i wpęzłam pod kołdrę. Poczekam, zanim zacznę triumfować. To mógł nie być koniec. Jednak liczę, że jest zbyt pijany, żeby być w stanie dalej czekać, aż pęknę.

Zasnęłam dopiero po pierwszej, kiedy zeszłam cicho na dół, go nie było. Wyszedł do pracy, co jest moją okazją na wyjście bez awantur. Bo to moja wina, że on się upił. To zawsze moja wina.

Szybko coś zjadłam i spakowałam ubrania. Obiecałem podwieźć Lily do domu chłopaków, bo jej samochód oddała na przegląd. To znaczy musiała oddać, bo to obiecała ojcu.

Wyszłam z domu, zamknęłam go na klucz i poszłam w stronę samochodu. Jak mogłam się spodziewać, ojciec zostawi mi wiadomość za wycieraczką, co równie domrze mógł też zostawić w domu, ale nie wnikam w jego tok rozumowania. Starałam się przykleić uśmiech do twarzy, kiedy wsiadałam za kierownice. Im wcześniej tym lepiej. Zanim odpaliłam silnik przeczytałam niechlujnie napisany tekst.

"Przepraszam, że znów się napiłem, ale wiesz czyja to wina. Staram się być dobrym ojcem, ale ty tego nie ułatwiasz. Nie mów mamie, bo ja też jej powiem co nieco o jej idealnej córeczce. Widzimy się za dwa tygodnie.
Do zobaczenia, tata."

O Boże.. No tak, to moja wina. Jak zawszę, to mnie nie zdziwiło. Ale co on może wiedzieć? Przecież nie zrobiłam nic, co mogłoby się spotkać z rozczarowaniem mamy. Jęknęłam i uderzyłam w kierownice, przez przypadek włączając klakson. Zawsze muszę być taka okropna? Najwyraźniej nic innego nie potrafię. 

Wyjechałam z podjazdu walcząc ze łzami. Starałam się je powstrzymać, bo to było zbyt niebezpieczne, z dwóch powodów. Po pierwsze, mogę spowodować jakiś wypadek. Po drugie, lepiej, żeby Lily się nie dowiedziała. Ufam jej jak nikomu innemu, zresztą Pagie też, ale nie chce, żeby wiedziały. Jak wtedy będą na mnie patrzeć? 

Włączyłam muzykę, żeby odwrócić moją uwagę, od parszywego humoru. Niewiele pomogło, ale mogłam przynajmniej czymś wypełnić ogromną pustkę w sercu. Już zdążyłam się przyzwyczaić do tego, że każdego zawodzę. A mamę najbardziej. Jak mogę dokładać jej problemów, gdy sama mnie wychowywała, przez t wszystkie lata? Zmusiłam ją do skupienia całej uwagi na mnie, póki nie skończyłam szesnastu lat i ona nie uznała, że ponowne może się z kimś związać, przestać być tylko rozwódką, która nie ma na nic czasu.

Tak więc teraz muszę brać na siebie całą odpowiedzialność związaną z dorastaniem. I nie tylko. Do tego pojawił się jeszcze jeden problem. Mój ex. Jakoś nie bardzo mu się widziało, żeby mnie spotykać ciągle w pracy, więc namówił swojego ojca - właściciela kawiarni - żeby mnie wywalił. Myślałam, że jest dupkiem, zdradzając mnie, ale to było już przegięcie.

Zaparkowałam na podjeździe przyjaciółki i upewniając się, że nie wyglądam jak gówno, zatrąbiłam klaksonem. Pojawiła się minutę później z pięknym uśmiechem na ustach, który trochę ukoił moje serce.

- Jezu, nawet nie wiesz, jak jestem ci wdzięczna - powiedziała na przywitanie, całując mój policzek.

- Chyba żartujesz. Zawsze do usług. - wyjechałam na ulicę i z jej wskazówkami zaczęłam jechać do chłopaków.

- Jak tak wczorajsza nocka u ojca? - Lily zadała pytanie, które tylko w środku mnie zaniepokoiło. Przecież jej nie powiem, a ona nie umie czytać w myślach, więc jest ok.

- Bywało gorzej - zaśmiałam się - Ale poważnie, czekam tylko aż skończę osiemnaści lat, to ojciec nie będzie miał nade mną żadnej władzy. - mówiłam to na odczepnego, ale szczerze czekałam na urodziny, bo dłużej nie wytrzymam dużej z tym psycholem - Wolałabym spędzać te wieczory z wami - zaśmiała się na moje narzekania.

- Oczywiście, a on dostał by pierdolca, od samotnego mieszkania - zauważyła.

To jest akurat ostatnia rzecz, która mnie obchodzi, ale nie powiedziałam tego, bo właśnie zaparkowałam pod domem. Lily otworzyła drzwi, ale zanim wyszła zapytała, czy nie mam ochoty im dziś towarzyszyć.

- Nie, muszę poszukać jakiejś roboty, wiesz czemu - posłałam jej przepraszający uśmiech.

- Och, jasne - widziałam żal na jej twarzy. Dziewczyny tak samo jak ja wkurzyły się postępowaniem tego niedojrzałego dupka, więc teraz też starają się mi pomóc, ale nic nie mogę poradzić na to, że z moim żałosnym doświadczeniem i tym, że muszę jeszcze chodzić do szkoły, nikt za bardzo się nie kwapi, żeby mnie przyjąć. Ścierpię i to. 

Zanim odjechałam w oknie po stronie pasażera zobaczyłam głowę Irwina.

- U mnie jest fucha - posłał mi coś co chyba miało być miłym uśmiechem - Jeśli jesteś chętna.

- Sex schop? Nie, niezbyt - oczywiście, że tak idiotko. Szukasz pracy już dłuższy czas, nie możesz zignorować takiej okazji. Nawet jeśli ja gadam do siebie w myślach, a to jest już jakieś zaczepienie, nie bardzo cieszyło mnie spędzanie czasu z chłopakiem, który skrzywdził, albo i nie, Lucy.

- Pewna na stówę - upewni się. Zastanawiałam się, czy widywanie tego gościa i zapewne protesty Pagie są tego warte. 

Ostatecznie pokręciłam głową. Nie mogę być wiecznie na utrzymaniu matki, przecież ona ma inne wydatki, niż moja garderoba czy tona żarcia, które pożeram.

- Dobra, może jestem chętna - westchnęłam. Mus to mus, mimo wszystko nie mogę być aż taką egoistką, po prostu nie mogę.

- To świetnie. Zadzwonię do szefa i powiem mu. Na pewno będzie gotowy przyjąć cię od jutra - usta błysnęły mu w uśmiechu, już zdecydowanie ładniejszym niż ten wcześniej. 

- Dzięki - mruknęłam i kiedy on się odsunął, odjechałam.

------------------------------

Don't Stop // Calum HoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz