- To... to jest okropne! Nie wiem nic poza tym, że mam wielką dziurę w pamięci. Nie pamiętam nic od tamtego chorego wypadku, o którym nikt nie chce mi nic powiedzieć! Mam dość sekretów, mam dość tego, że ilekroć chce coś zrobić, gdzieś jechać,kogoś poznać to muszę mieć na to zgodę tej chorej dziwki, która nawet nie jest moją matką. Chce się uwolnić, od nich wszystkich i mimo że Jack był najlepszym ojcem jakiego miałam, to nie jestem jego córką, nie prawdziwą. - łzy płynęły po jej policzkach rozmazując resztki makijażu.
- Maya, uspokój się - gładziłam jej ramie, kiedy ta trzymała głowę opartą o moje - Wszystko się wyjaśni. Pytałaś już o to rodziców?
- Oszalałaś?! - odsununęła się by na mnie spojrzeć - Znienawidzą mnie
- Przesadzasz, to oni powinni się o to bać z twojej...
- Ja nawet tak się nie nazywam! - szloch ponownie wstrząsnął jej ramionami - Nie Maya, ale jakaś Daphne! i tak! Znienawidzą, bo Georgia nienawidzi, kiedy myszkuje jej po papierach. Ale ja nie chciałam znaleźć tego, nie aktu adopcji szukałam, ale cholernej kasy!
Nie wiedziałam jak ją pocieszać. Co najdziwniejsze nie widziałam powodu, żeby to robić. Co ja bym czuła na jej miejscu? Nie mam bladego pojęcia...
- Musisz się uspokoić, a wtedy pomyślimy o wszystkim - kiwnęła głową i wzięła parę oddechów - Po pierwsze : od jak dawna wiesz?
- Od wczoraj. Oni poszli na kolację z okazji ich rocznic, więc chciałam wykorzystać fakt, że ich nie ma i iść na imprezę, ale miałam pieniędzy - mówiła chaotycznie, wiec złapałam ja za rękę. To ją trochę uspokoiło - I zaczęłam przeglądać szuflady tej... jej, ale zamiast kasy trafiłam na teczkę. Była podpisana jedynie słowem 'adopcja', więc trochę mnie to zainteresowało. Pomyślałam, że chcą przyjąć do domu jakieś popaprane dziecko, które mogłoby w końcu oczyścić nam nazwisko, po tym co ona nawyprawiała... Wiesz, to by było takie...dobre.
Wiedziałam, co ma na myśli Maya, czy raczej Daphne... nieważne. Pani Malory ... wpadła w niezłe łopoty, ale to nie jest teraz ważne.
- Mów dalej - poprosiłam, bo wiedziałam, że tylko po tym jej ulży. Chwila płaczu, jest jak deszcz. Po min przyjdzie tęcza, a wtedy będziemy mogły wymyślić coś sensownego.
- Otworzyłam... i tam było wszystko. Był wypadek, ponoć spadłam ze schodów. i... i tam pisało, że zabrali mnie z poprzedniej rodziny, bo nie mogli utrzymać dwójki dzieci... Ale Lily, rozumiesz? Dwójki. To znaczy, że mam rodzeństwo. Niestety nie pisało jakie, ani kto, nawet jakiej jest płci. - to, co powiedziała zamurowało mnie, ale starałam się tego po sobie nie pokazywać, bo ona jest w tej chwili najważniejsza. I to, czy z jej twarzy zniknie poczucie beznadziei.
Poprosiła mnie o szklankę wody więc razem z nią przeszłam do kuchni. Usiadła przy blacie i poprosiła o zmianę tematu, bo jak na razie ma dość wylewania łez.
- Ale dziękuje ci, że mnie wysłuchałaś - posłała mi wdzięczny uśmiech - Nawet nie wiesz jak mi to pomogło.
- Oj, wiem... - pokręciłam głową ze smutnym uśmiechem na twarzy - Nawet nie wiesz jak bardzo...
- Chcesz... - machnęła dłonią, chyba czuła się trochę niezręcznie - O tym pogadać?
- Hah? Nie coś ty - machnęłam dłonią - Dziś już dość wylewania smutków.
- To dobry pomysł - upiła łyk wody - Może gdzieś wyskoczymy? - zaproponowała - Wiem, niewiele można robić, kiedy nie jest się pełnoletnim, ale możemy poeksperymentować. - zaśmiała się, a ja jej zawtórowałam.
- Mam fałszywy dowód, więc co nieco można zaryzykować - wstałyśmy od stołu.
I może była młodsza, ile miała lat? Ponoć tyle co ja, ale tu też coś napomniała o zmianie. Coż jej to akurat nie przeszkadzało, mnie też nie. Ważne jest abyśmy mogły bawić się dziś razem.
Ona opłakała dziś swoją fałszywą tożsamość, a ja? Ja wymarzę, raz na zawsze dawne czasy
. I liczył się do tego mały chłopiec, moja pierwsza miłość, która w tej chwili nie znaczyła więcej niż przyjaźń, jak stwierdził on i jak ja się pod tym - metaforycznie - podpisałam.
***flashback***
- Nie powinieneś już pić - stwierdziłam, kiedy usłyszałam jego mamrotanie. - I po co za mną przylazłeś? - zaśmiałam się i poszłam za nim do salon - Wy naprawdę trochę przesadziliście.
- Oj przestań już - Calum opadł na kanapę - Lepiej pogadajmy, przyjaciółko - zaśmiał się.
- Jasne, kolego - odchrząknęłam niezręcznie.
To ma być ta chwila, kiedy w końcu się określiliśmy? Bo skrycie czekałam na nią już dość długo. Słabo jest tak tkwić w zawieszeniu, zwłaszcza jeżeli wszystko zależy od takiego popaprańca jak Calum.
- Co o tym sądzisz? - zamknął oczy.
- O czym? - zadałam pytanie, jeszcze bardziej niezdecydowana.
- Czy przyjaźń to jest to, co możesz mi dać - wydawał się mówić całkowicie trzeźwo - Czy to jest to, co ci wystarczy?
- Oczywiście - byłam trochę sceptycznie nastawiona do jego zachowania. Czuł się dobrze - O to chodziło od początku, nie?
- Uhm, tak.
- Dobrze się czujesz? - podeszłam do niego i lekko trąciłam w ramie. Zasnął.
***
Ashton
- Byłbym idiotą? - zapytałem Mike'a wprost - No byłbym?
- Stary - potarł oczy wyciągając się na kanapie w naszym salonie - Nie mam pojęcia o czym ty nawijasz.
- Jasne - burknąłem i odszedłem w stronę swojego pokoju. Dziś zdecydowanie za dużo wypiłem i nagle latający język to jest raczej coś co mnie wpakuje w kłopoty.
Co ja sobie wtedy myślałem? Prawie to zrobiłem, prawie powiedziałem jej prawdę... Gdyby na mnie tak nie naskoczyła to może i bym trzymał gębę na kłódkę, ale jej słowa zraniły mnie bardziej niżbym chciał...
Jesteś taki jak inni faceci... Tylko wykorzystujecie niewinne dziewczyny... Jak mogłeś sprawić, że ona stałe się taka? Nie ma w niej nawet połowy z mojej dawnej młodszej siostrzyczki... To twoja wina...
Jesteś pewna, że moja wina...
A czyja? No kto ją skrzywdził jak nie ty?! I kto ją wprowadził do tego chorego świata seksu, alkoholu i narkotyków?!
Nic jej na to nie odpowiedziałem, tylko wyszedłem, co ją nieźle rozeźliło. Ale nie mogła poznać prawdy, nie ode mnie, bo Lucy by mnie wtedy zabiła. W końcu to nie ja zapoznałem ją z Justinem, to nie ja zmusiłem ją, żeby się z nim zaczęła prowadzać... Ja zawsze wiedziałem, że co do dziewczyn to niezły z niego skurwiel, nie mydliłem sobie oczu jego postępowaniem, zapałem do wolontariatu, dobrym sercem do zwierząt...
Bo tak na prawdę nic nie może go usprawiedliwić, nic nie sprawi, że będzie miał czyste konto, po skrzywdzeniu tylu dziewczyn.
Więc o tyle lepiej, że zamiast powiedzieć Nataszy prawdę, że jej kochany przyjaciel tak pomieszał w głowie jej siostrze - biorę to wszystko na siebie. Może przynajmniej to zmusi ją do trzymania się z daleka, a mnie nie skusi do uganiania się za nią.
---------------------
Szczerze powiedziawszy, to zapomniałam co chciałam pisać po 3 akapicie perspektywy Ash'a i znów musiałam wymyślać xDDD
Apropo piosenki... nie wie, czy tylko dla mnie wydaje się ona piękna i zarazem straszna. Polecam posłuchać w słuchawkach na full i do tego w ciemności xD Ja to kocham <33
CZYTASZ
Don't Stop // Calum Hood
FanfictionPrzez przypadek napisała na zły numer. On jednak skorzystał z okazji i chciał to ciągnąć. Ona nie chciała, ale... Nie mogła przestać pisać, nie mogła tego zakończyć. Może z pomyłki czasem wyniknie coś dobrego? Albo coś złego.