Nic więcej?

1.7K 144 7
                                    

Wszyscy zaczęli wchodzić na hologram.

Chwila co?!

Doznałam lekkiego szoku, gdy ktoś mnie popchnął na szachownice. To jednak nie był hologram. Gdyby tak było, stała bym na ziemi a nie na normalnej podłodze. Usłyszałam straszny huk i zamknęłam oczy. Gdy je otworzyłam, zobaczyłam, że byliśmy już z dwa metry nad ziemią.

Sara ustaw się.

Usłyszałam dziwny głos w mojej głowie. Nigdy nie grałam w szachy, nie wiedziałam gdzie w sumie mam iść i czym jestem.

Widzisz to puste miejsce? Tam masz stanąć.

To był Mike. Tylko co jego głos robił w mojej głowie.

Na szachwnicy wszyscy słyszymy swoje myśli. Możemy kontaktować się w ten sposób, a drużyna przeciwna cie nie słyszy.

Westchnęłam i ustawiłam się w wolnym miejscu. Byłam na ostatnim miejscu. Spojrzałam za siebie, stała tam Charlotte, która machała do mnie jak szalona.
Uśmiechnęłam się i mój wzrok utknął na przeciwnej drużynie. Na samym początku stali sami chłopacy w czarnych zbrojach. Później zauważyłam ich króla, wydawał mi się znajomy. To był ten chłopak, którego widziałam w domu u Emmy. Na jego twarzy wymalowany był wieki uśmiech. Obok niego, z jednej strony stała dość wysoka blondynka a z drugiej niższa o kruczo czarnych włosach.

Grałaś kiedyś w szachy?

W mojej głowie znów rozbrzmiał głos Mike'a, przerywając mi rozmyślania.

Nie... Ale podobno to nie są zwykłe szachy no nie?

Powiedziałam w myślach mając nadzieję, że tak to działa i Mike mnie usłyszy.

Nie, ale zasady są troszkę podobne. No nic, nauczysz się jeszcze. A i tak w ogóle, zaraz powinna pojawić się broń.

Mike wspominał coś o broni, ale nie wzięłam tego zbyt poważnie. Odwróciłam się do chłopaka, który już trzymał w swoim ręku miecz. Hetman, Emma miała dwa sztylety. Charlotte trzymała kose, podobną do takiej, którą ludzie utożsamiają z śmiercią.
Spojrzałam na drugi rząd, w którym byłam. Co chwilę kolejno w rękach pionów pojawiały się miecze, lub sztylet. Jedyny chłopak koło mnie wyróżniał się, bo miał topur. W końcu zostałam tylko ja.

Mike

Patrzyłem na Sarę i widziałem jak się denerwuje. Jej broń ciągle się nie pojawiła, co nie tylko mnie dziwiło. Gdy ktoś nowy wchodzi, zawsze dłużej czeka na broń, ale teraz było już zdecydowanie za długo.
Rozejrzałem się wokoło. Wszyscy już dawno mieli bronie i byli tak samo zdezorientowani jak ja.

Sara nie denerwuj się zaraz to wyjaśnimy.

Uśmiechnąłem się do przyjaciółki i właśnie miałem zeskoczyć z szachownicy. Przeszkodziło mi w tym jasne światło dobiegające od blondynki.

Spojrzałem na czarnych. Nie wiedzieli co się dzieje. Każdy z nas broń otrzymał od swoich rodziców. Powiedziałem Sarze, że do wiemy się kim są jej rodzice, chciałem ustalić to na podstawie broni, dlatego wysłałem ją od razu na szachownice. Światło było coraz jaśniejsze. Zamknąłem oczy i odwróciłem się w drugą stronę.

Sara! Sara odezwij się.

Cisza.

Sara!

Nie mogłem się odwrócić, bo światło było zbyt ostre. Bałem się o nią.
Po chwili wszystko wróciło do normy. Nie zupełnie wszystko.

Sara

Nie wiedziałam co się przed chwilą stało. To było starsze, nie widziałam nic poza białym kolorem. Wszędzie była biel i nagle wszystko wróciło do normy. Spojrzałam na siebie. Dobra nie wszystko wróciło do normy. Zamiast mojego ubrania miałam na sobie złoto-białą zbroje, która nie należała do super lekkich, w lewej ręce miałam super ciężki miecz, dlatego jego czubek opierał się o ziemię, a w prawej drewnianą strzałę. Przez ramię zawieszony łuk. Spojrzałam za siebie, gdy zobaczyłam białe skrzydła, na mojej twarzy wymalowało się jeszcze większe zdziwienie. Puściłam miecz na ziemię, bo był zdecydowanie za ciężki i nie miałam siły go już trzymać. Dotknęłam swojej głowy, miałam tam wieniec. Ściągnęłam go, był zrobiony z lauru a na przodzie był piorun.

Co się właśnie stało?

Zapytałam Mike'a, jednak przez dłuższą chwilę nie dostałam odpowiedzi.

Mike. Nie strasz mnie.

Wybacz, Sara. Zaskoczyłaś mnie.

Westchnęłam cicho. Rozejrzałam się i wszyscy patrzyli na mnie jak na idiotę. Ta zbroja była nie wygodna i ciężka więc runęłam na szachownice, tak jak wcześniej miecz. Z grymasem na twarzy, uderzyłam głową o podłogę.

Więc co się stało?

Ponownie zapytałam przyjaciela, nie zważając na to, że leżę rozwalona na szachownicy.

Nie mam pojęcia. Jednak dzisiaj odpuścimy sobie trening.

Spojrzałam na Mike. Blondyn spoglądał na króla z przeciwnej drużyny. Nagle wszystko zniknęło, szybciej niż się pojawiło. Upadłam z hukiem na trawę, zdezorientowana, bo w końcu szachowica wisiała dwa mety nad ziemią. Wszyscy ładnie opadli na dwie nogi a ja wyładowałam na cztery łapy. Na szczęście nie miałam już na sobie tej koszmarnej zbroi.
- Wszystko w porządku? - Mike od razu do mnie podszedł i podniósł z ziemi. - Chyba będziesz musiała trochę poćwiczyć.
-Jest dobrze i wiem. - Westchnęłam i spojrzałam na przyjaciela, który trzymał mnie na rękach. - Ale to jest takie ciężkie...
- Mike, moje kochanie musimy porozmawiać. - Nagle usłyszałam głos Emmy.
- To ja pójdę do domu. - Mike mnie puścił a ja jak powiedziałam tak i zrobiłam.

Bogini Olimpu (KOREKTA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz