Why I can't move on, just the way you did so easily?
Nastoletnia brunetka siedziała na drewnianej ławce obok swojego domu, pisząc coś w swoim zeszycie. Blondyn wracał do domu w tym samym czasie. Kopał swoją piłkę między nogami. Nie obchodziło go to, że był na chodniku, że cokolwiek mogło się stać. W tym momencie był we swoim własnym świecie. Nic innego nie miało znaczenia. Tylko on i piłka. Gdy próbował zrobić nową sztuczkę, którą nauczył się patrząc na starszych chłopaków podczas treningów, piłka poleciała wyżej niż się tego spodziewał i wylądowała na kolanach brunetki. Na początku się wystraszyła, ale później zaczęła się śmiać.
'Griezmann!' krzyknęła i kopnęła piłkę z powrotem do niego.
'Bardzo przepraszam, Charvi!' pomachał do niej i delikatnie się uśmiechnął.
'W porządku. Chodź tu!' schowała swój zeszyt i długopis do torby zostawiając miejsce dla Griziego na ławce. Znała go odkąd miała jedenaście lat. To był całkiem spory kawałek czasu. I jakże ważnego dla obu czasu. Cieszyła się z jego towarzystwa. Ona kochała jego i on kochał ją. Ale jak to czasami bywa - w inny sposób. 'Jak tam trening?'
'Nawet dobrze, ale wciąż nie pozwalają mi grać w drużynie. Siedzenie na ławce albo podawanie piłek to wszystko co mogę robić. Na prawdę tego nienawidzę.' westchnął i położył głowę na kolanach Charvi. 'Chciałbym móc pokazać im co potrafię. Że potrafię robić coś lepszego niż podawanie tych piłek albo siedzenie. To frustrujące, wiesz?'
Charvi bawiła się jego włosami i patrzyła na niego z troską w oczach. Słuchała go bardzo uważnie. Była prawie tak bardzo zła na jego trenera tak jak on był.
'Będzie dobrze Grizi. Pewnego dnia pokażesz im wszystkim jak niewiarygodnie utalentowany jesteś. Tylko się nie poddawaj. Nie możesz przegrać tej bitwy, rozumiesz? Bądź silny i pewnego dnia zostaniesz doceniony. Obiecuje Ci to.' uśmiechnął się do niej. Ona wciąż bawiła się jego włosami, co dla niego było absolutnie miłym uczuciem. "Wszystkim co możesz zrobić teraz jest znalezienie nowego miejsca na treningi. Mogę ci pomóc jeśli chcesz."
'Dziękuje, Vi.' wstał i ją przytulił.
'To nie problem. Nie możesz po prostu pozwolić swoim marzeniom zniknąć.'
'Jestem szczęściarzem, bo Cię mam. Obiecaj mi, że nigdy mnie nie opuścisz. Potrzebuje Cię w moim życiu.' oboje zaczęli się delikatnie śmiać, ale wszystko co Antoine powiedział Charvi było dla niego ważne. Potrzebował jej wsparcia. Potrzebował jej by zapomnieć o wszystkich złych rzeczach, które mu się przytrafiły. Ona była jego ucieczką od rzeczywistości. Tylko dzięki niej on wciąż wierzył w swoje marzenia.
Ich rodzice śmiali się, że kiedyś się pobiorą. Charvi jak zwykle się rumieniła i też śmiała, podobnie jak Anto. Ale on bardzo chciał kiedyś poślubić tą dziewczynę. Ona była wszystkim czego potrzebował w jego życiu. Miał tylko siedemnaście lat, ale już wiedział, że znalazł miłość swojego życia.
'Nigdy cię nie zostawię. Jesteśmy nierozłączni jak zawsze i myślę, że tak pozostanie do końca naszego życia.'
'Co ja zrobiłem, że na Ciebie zasłużyłem?' gapił się na dziewczynę jego marzeń siedzącą obok niego. Nie czuł motylków w brzuchu. To było całe cholerne zoo. Nie umiał opisać uczuć jakie w nim powodowała. Słowa nie były potrzebne. Kiedy byli razem, było widać, że są najszczęśliwsi tylko w sposób w jaki na siebie patrzyli. Wszyscy wiedzieli, że byli sobie pisani. Ale oni byli tylko przyjaciółmi... A Antoine przekroczył linię i się w niej zakochał.
'Oh zamknij się i mnie pocałuj.' zaśmiała się.
'Co?' spojrzał się na nią z dziwnym wyrazem twarzy.
'Wiem, że chcesz to zrobić, śmiało. To podsumuje naszą całą rozmowę i pozwalam ci się pocałować tylko ten jeden raz, a później o tym zapomnimy, więc na co czekasz?' zachichotała. 'Albo się myliłam, ty nie...' przerwał jej i przycisnął swoje usta do jej. Czas zamarzł i wszystko znów było idealne.
Ale potem otworzył swoje oczy. Wszystko zniknęło. Nie było żadnej ławki, nie było żadnej miłej okolicy, nie było żadnego domu, nie było żadnego powodu by być szczęśliwym.
I ona - jego promyk słońca, jego szczęście, jego i tylko jego Charvi - odeszła.
Był tylko pieprzony, pochmurny dzień, pieprzona. biała sypialnia, pieprzone, wielkie łóżko, pieprzona, nieprzerwana przez nikogo cisza i on. Sam.
Minęły prawie cztery lata. On wciąż próbował ruszyć dalej. Małym schronieniem przed wszystkim była jego pasja - piłka nożna. Jego marzenia się spełniły. Wreszcie był kimś, kim zawsze chciał być.
W jego życiu wciąż brakowało pewnych elementów. Przegrał jedną bitwę. Nie chciał pozwolić sobie się załamać. Ale wciąż były dni, kiedy myślał o niej. Teraz chciał skupić się na piłce. Potrzebował swojego schronienia. By zapomnieć o tym na małą chwilę. W jego głowie było pełno myśli. Często nadmiernie myślał. Szczególnie w nocy.
Było około dziewiętnastej. Antoine zjadł wcześniej kolację. Przebrał się w starą koszulkę i szorty. Potem zabrał swoją piłkę i poszedł na plac sportowy.
Podczas drogi nikt go nie zatrzymywał, nawet jeśli to była ich jedyna szansa na spotkanie go kiedykolwiek. Ci ludzie nie chcieli mu przeszkadzać. Potrafili wczuć się w jego sytuacje, odczuwali to, że być może potrzebował chwili dla siebie. Posyłali mu tylko uśmiechy, a on robił to samo, mimo, że nie był w nastroju. Ale doceniał to, że nie zaczęli krzyczeć czy robić zdjęć albo Bóg wie co wyczyniać. Doceniał to, że zostawili go w spokoju chociaż na moment gdy tego potrzebował. Obiecywał sobie, że gdy będzie wracać do domu i znów ich spotka, podziękuje im za to.
_
enjOoOy!
CZYTASZ
she × antoine griezmann
Fanfictionnajcięższą rzeczą w wstawaniu każdego poranka jest pamiętanie tego czego usilnie próbowałeś zapomnieć poprzedniego wieczoru. 'ona nie była dla wszystkich, ona była dla mnie, ale jej już nie ma... więc mnie chyba też nie powinno?'