W nocy nie mogę zasnąć. Przez kilka godzin rzucam się w łóżku, aż w końcu skotłowana kołdra spada na podłogę, zaraz obok zrzuconych przeze mnie tam poduszek. Leżę na wznak, rozrzucam ramiona i nogi w cztery strony, ale i tak nie jest mi wygodnie. W końcu wstaję, odgarniam spocone kosmyki, przyklejone do czoła i związuję włosy w luźny koczek. Narzucam na siebie pierwszą lepszą bluzę i wychodzę na mały balkon wychodzący z mojego pokoju. Siadam na fotelu ogrodowym, który już kilka miesięcy wcześniej wcisnęłam w kąt przy barierce i podwijam nogi pod siebie, napawając się nowymi podmuchami świeżego ale mroźnego, nocnego powietrza.
Z okna na sąsiednim balkonie, tak samo małym jak mój, emanuje słabe światło. To Luke, mój szesnastoletni brat, zapewne zarywający kolejną nockę na nauce bądź grach komputerowych. Choć pomimo różnorakich zainteresowań i wielu kolegów dookoła, to urodzony geniusz biologii. A poza tym geniusz każdego przedmiotu. I tego mu zazdroszczę. Ma rzadką umiejętność maksymalmego skupiania się na jednej rzeczy, w tym wypadku na nauce, co znacznie skraca czas poświęcony przyswajaniu wiedzy. Ja za to muszę ślęczeć nad książkami całe godziny i zapisywać kolejne kartki powtórkami. Życie jest niesprawiedliwe.
Wzdycham i odwracam spojrzenie w stronę miasta. Victoria Street, to jedna ze spokojniejszych ulic Londynu, lecz nawet tu dociera szum tętniących życiem głównych ulic miasta, gdzie kręci się pełno ludzi zmierzających do klubów nocnych lub kasyn i temu podobnych. Patrzę dalej, spoglądając ponad gąszczem budynków i wieżowców, w dal, wyobrażając sobie miejsce daleko stąd. Małe, spokojne miasteczko, z jedną szkołą podstawową, kilkoma małymi sklepikami i kawiarenką. Wyobrażam sobie przytulne i ciche mieszkanie gdzieś na obrzeżach takiego miasteczka, z dużą altaną na której popijając zieloną herbatę będę spędzać popołudnia i pisać książki. To będzie moja ucieczka z tego miejsca w lepsze życie, bez problematycznych ludzi i związanych z nimi kłopotów.
Siedzę jeszcze na balkonie sporo czasu, zanim październikowa noc sprawi, że ledwo mogę poruszać zmarzniętymi kończynami. Będąc w pokoju, sprawdzam godzinę na telefonie. Trzecia trzydzieści. Świetnie. Nie ma to jak mocny makijaż rano, maskujący cienie pod oczami. Podnoszę z podłogi kołdrę, poduszki i tym razem zasypiam błyskawicznie.
★★★
Rano budzę się w nastroju mordercy z depresją. Mój humor tego ranka mógłby, przy sprzyjających okolicznościach, doprowadzić mnie do autodestrukcyjnych działań, w stylu Deadpool'a na początku drugiej części filmu. Tylko skąd by tu wziąć pięć tysięcy litrów paliwa...
Wstaję i szurając nogami w pantoflach zmierzam w kierunku łazienki. Schylam się nad umywalką, ale zamieram, będąc zgięta pod kątem stu trzydziestu stopni. Mój kręgosłup piecze, zdaje się wypalać od środka, topić żebra i wnętrzności. Boli niemiłosiernie, aż przez ponad dziesięć uderzeń serca nie mogę oddychać.
Kiedy w końcu szpony bólu, lekko puszczają moje plecy, osuwam się na podłogę, łapczywie nabierając kolejnych haustów powietrza. Siedzę kilka minut na chłodnych płytkach, próbując dojść do siebie po tym co się przed chwilą stało, aż w końcu ciszę przerywa walenie w drzwi.- Amalie! Wyłaź już! Spóźnię się do szkoły! - Luke krzyczy przez drzwi, a ja mam ochotę urwać mu tą krzyczącą głowę.
- Idź sprawdź w słowniku pojęcie cierpliwość! - odkrzykuję, zbierając w sobie siły, wstając i podchodząc do umywalki. Tym razem udaje mi się przemyć twarz, bez bolesnych wypadków.
Kiedy wychodzę, brat mierzy mnie zniecierpliwionym spojrzeniem spod blond czupryny.
CZYTASZ
Trzynasty Anioł
ФэнтезиAmalie Valerie Ravenblack: - Po pierwsze: moje życie w ciągu kilku dni wykonało krzywy, niedołężny i bardzo, ale to bardzo okropny obrót o sto osiemdziesiąt stopni. Skoczyło, a gdy wylądowało, już nic nie było takie samo. Łowcy demonów? Owszem, lubi...