Prawie przewracam się na stromych schodach, gdy w niewytłumaczonym pośpiechu przeciskamy się przez wąskie przejście. Connor zaciska palce na moim ramieniu, bym nie zrobiła sobie krzywdy, ale wyrywam mu się i wysuwam nieco naprzód. Nie chcę żeby oglądał moje łzy. I nie chcę by oglądał mnie w takim stanie. Wstydzę się. Szumi mi w głowie, a plątanina myśli nie daje wytchnienia choć na moment. Idę przed siebie, nie uważam pod nogi, a kamyki walają się, pod moimi butami.
Łzy zamazują mi widoczność tak bardzo, że w którymś momencie tracę z oczu nić rozłożoną na ziemi, wyznaczającą drogę do zamku. Choć bardzo bym chciała się nie mazać i nie zachowywać jak rozhisteryzowana smarkula, nie potrafię. Bolesne frazesy cały czas dźwięczą w głowie, rozrywając moją pierś w płaczliwej rozpaczy.
Connor znów łapie mnie za ramię. Zatrzymuję się, nie chcąc jeszcze bardziej zabłądzić w niezbadanych korytarzach.- Amalie, uspokój się dziewczyno. - Staje tuż przede mną i mierzy czujnym spojrzeniem.
Zakładam kaptur wielkiej bluzy, którą dostałam od Leilanie, licząc na to, że materiał ukryje w cieniu moje łzy i tragiczny wygląd. Chociaż i tak już za późno. Nie jestem dumna z siebie, a najchętniej zapadłabym się pod ziemię.- Spójrz na mnie, do licha. - Wzdycha kasztanowowłosy i zdecydowanym ruchem, unosi moją twarz ku sobie. Zaciskam usta, chcąc zatamować łzy i przestać pozwalać emocjom tak jawnie się ukazywać. Bo po co mam je pokazywać komukolwiek? Po co mam je pokazywać, na przykład, zatroskanemu Connorowi, stojącemu przede mną?
Finege, nie myliłaś się, moje problemy nie interesują ani ciebie, ani Connora, ani nikogo innego tutaj.
Moje wargi ponownie zaczynają drżeć, gdy głos Finege, dosłownie żłobi raniące słowa w mojej głowie. Dlaczego oni wszyscy po kolei zaczyną mnie nienawidzić? Najpierw William wyrzuca mi skrajny egoizm, potem Finege obwinia o obrażenia Leilani.
Coś kłuje mi serce w piersi. Wróć. To nie tak, że Finege mnie o coś obwinia.
,,Leilanie boi się ciebie i nie chce cię widzieć." - Finege ma stuprocentową rację. To ja jestem sobie wszystkiemu winna. To ja zaatakowałam Leilanie. Jak idiotka spodziewałam się że po całym zajściu wszyscy przyjmną mnie z otwartymi ramionami. Pora wydorośleć. Świat nie jest taki kolorowy jak mi się wydawało, a ja sama musiałam dostać porządnego kopniaka od życia, by sobie to uświadomić. Zarówno Finege jak i William się nie mylą - w każdym razie tak czuję. Ale czy naprawdę jestem aż tak złym człowiekiem? Nigdy nie myślałam o sobie w ten sposób, postrzegałam siebie jako kogoś... Nijakiego? Nieszkodliwego? Postrzegałam, do czasu aż okazało się że jestem nieprzewidywalna, niebezpieczna, egoistyczna i obojętna.
Wargi drżą jeszcze bardziej i już czuję że zaraz poleją się kolejne łzy. Gwałtownym ruchem chcę ukryć głowę w ramionach, by Connor nie oglądał mnie takiej, ale uścisk jego palców jest zbyt stanowczy. Mogę jedynie z całych sił zacisnąć oczy i zwinąć wargi, by nie układały się do płaczu.- Hej... - Connor prawie szepce. Nie widzę co robi, jaki ma wyraz twarzy i czy znów ze mnie szydzi i nie chcę wiedzieć. Chcę się w sobie zapaść, zniknąć, nie móc nawet płakać. Nie chcę swoich emocji. Nie chcę z nimi walczyć. Chcę utknąć w niebycie, zniknąć, nie istnieć. - Otwórz oczy.
Nie reaguję. Po dwóch uderzeniach serca znów próbuję się wyrwać Connorowi i bardziej naciągam kaptur na głowę. Chłopak odpuszcza. Zostawiam go za sobą, kierując się w stronę, z której przyszłam. Chcę zostać sama, by wszystko przemyśleć i przyjąć do siebie. W tej chwili czuję, że cały mój świat się zawalił i nie mam sił go naprawiać. Ocieram skrawkiem rękawa łzy, by ułatwić sobie widoczność i odnaleźć zbawienną nić. Im szybciej trafię do pokoju, tym lepiej...
![](https://img.wattpad.com/cover/82523440-288-k97406.jpg)
CZYTASZ
Trzynasty Anioł
FantasíaAmalie Valerie Ravenblack: - Po pierwsze: moje życie w ciągu kilku dni wykonało krzywy, niedołężny i bardzo, ale to bardzo okropny obrót o sto osiemdziesiąt stopni. Skoczyło, a gdy wylądowało, już nic nie było takie samo. Łowcy demonów? Owszem, lubi...