Trzynasty

2.5K 253 16
                                        

- Widziałyście jej kolor? - słyszę gdzieś z oddali głos Leilani

Leżę na czymś twardym, chłodnym. Nagie plecy są odrętwiałe, jakby ktoś wstrzyknął mi w skórę znieczulenie całkowite.

- Może taki powinien być? - odpowiada jej pytaniem na pytanie Jenique.

- Nikt tu w Opactwie z gwiazdozbioru Geesimanidy nie przechodził przemiany, lecz przyznam że diament raczej powinien być jaśniejszy - dodaje nieznajomy mi jeszcze głos i wiem że to Roshee.

- Powinien być zdecydowanie przeźroczysty, jak u Williama - mówi zdecydowanym tonem Lilou.

Oplata mnie ciepło czyjejś energii i przez powieki widzę kojącą zieleń. Tym razem łatwiej jest mi ją przyjąć. Ba! O wiele łatwiej! Lecz kiedy przyjmuję to oliwinowe ukojenie, czuję obecność własnej mocy, która ogranicza zanurzenie się w energii Lilou.

- Przeszła tą przemianę gorzej ale znacznie szybciej niż inni - odzywa się cicho dziewczyna, a ja zmagam się z moją mocą, którą próbuję użyć, by sama siebie napełnić się siłą.
Nieposłuszne sznury energii wyrywają mi się i oddalają w kąt umysłu, jakby obrażone. Irytuję się i skupiam umysł na rzeczywistości dookoła mnie.

- Myślicie że powinniśmy dać jej odpocząć? - odzywa się Leilani, a mnie ogarnia nagła irytacja.

- Powinnyście raczej przestać mówić o mnie jak o kimś nieżywym - warczę, nagle otwierając oczy. Zaraz tego żałuję, bo moje oczy palą i bolą kiedy przesuwam powiekami po tęczówkach. Jeszcze chwilę jestem oszołomiona bólem, a po chwili gwałtownie unoszę się na rękach i spoglądam po pomieszczeniu. Siedzę na stole, odsuniętym pod ścianę. Nieopodal mnie stoi świecznik z zapalonymi czterema świecami.

- Wredna jak zawsze - zaśmiewa się Leilani.

- Czyli wszystko poszło jak powinno - dodaje Lilou.

Roshee stoi obok nich nieprzekonana i zakłada ręce na piersi, kuląc się w sobie, tak jakby salę owiał zimny powiew wiatru.

Parskam i zaskakuję ze stołu.
Nie do końca wiem, co chcę ze sobą zrobić, lecz jeden fakt jest niezaprzeczalny i niepodważalny: chcę być sama. I wiem gdzie się w tym celu udam.

Przechodząc przez piętro wieży zegarniczej z całym jej mechanizmem, patrzę na odwrót tarczy Big Bena. Jest dwadzieścia minut po dziewiętnastej.
Docieram na sam szczyt, a zimne powiewy wiatru smagają moje nagie plecy.
Rozpuszczam włosy, a czarną gumkę zakładam na nadgarstek. Teraz wiatr w najlepsze trzepoce moimi włosami. Podchodzę do barierki, ciesząc i napawając się wolnością, jaką daje mi ta wysokość.
Sięgam wgłąb siebie, szukając w najciemniejszych zakamarkach umysłu czegoś obcego, czegoś nowego i dopominającego się uwagi. Nic nie znajduję.
Biorę głęboki wdech i zaciskam palce na barierce. Moja ręka pulsuje bólem, kiedy nieuleczona, ani nie zagojona rana, spotyka się z lodowatym metalem.
Przymykam oczy, próbując chociażby poczuć tą wolność, którą czułam dajmy na to wczoraj, gdy tu przyszłam.

Zamiast jednak oczekiwanej wolności i szczęścia czuję się jeszcze gorzej niż gdy przybyłam tu pierwszy raz. Super.
Opanowuje mnie złość. Złość na wszystko dookoła. Otwieram oczy i wwiercam wzrok w zamglone światła na drugim końcu miasta, tam gdzie powinien być mój dom. Kąciki moich ust drżą, a w oczach zbierają się łzy. Na te wszystkie przeklęte gwiazdozbiory, ależ jestem żałosna. Dlaczego stoję tu bezradnie jak dziecko. Otrzymałam swoją moc. Dlaczego nic nie czuję? Dlaczego nie potrafię wyzwolić swojej mocy? Czułam się bardziej magiczna bez powiązania z tym głupim kamieniem. Diament, tak? Jakie uczucia się z nim wiążą? Bezradność? Zapewne. Depresja? Cha. Cha. Jak najbardziej. Chce mi się śmiać. Lilou wspomniała że William też jest powiązany z diamentem. Będę tak samo denerwująca jak on? No to coś musiało nie pójść tak jak powinno, bo do bycia wredną nie potrzebowałam żadnej przemiany!

Trzynasty AniołOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz