Finege Astride Yeomna
- Idę po coś na ząb, a zaraz wrócę do was. - Potrząsa miodowymi lokami i zamyka za sobą drzwi. Będąc już na korytarzu, słyszy jeszcze głosy Caido i Jenique, którzy razem z nią dotrzymują towarzystwa Leilanie. Dziewczyna szybko wyjdzie z tego; jest nieźle poobcierana i dodatkowo złamała nogę. Ale muszą ją wspierać, zwłaszcza w tak ciężkim czasie.
Gdy tak poturbowana Leilanie wróciła do Akademii Nambre, prawie wywołała koszmarne zamieszanie na całą placówkę. Prawie. W porę udało się wymyśleć całkiem logiczne (głupie jak diabli) wyjaśnienie i nic się nie wydało. Mimo to Finege, a także większość jej przyjaciół, są zdania że Leilanie powinna komuś powiedzieć o całym zajściu. Wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że było ono istotne dla wszystkiego, co dzieje się w Ellesmore.
Trzy zabójstwa popełnione w ten sam sposób, wskazują na tego samego zbrodniarza. Tajemniczego zbrodniarza i niezwykle oryginalnego. Te trzy zabójstwa nieźle namieszały między mieszkańcami Cazadoru, a dodatkowo wypędziły przedstawicieli innych ras, zamieszkujących ten wymiar.
Kto lub co ma z nimi związek? Nikt nie ma pojęcia.
Ale od kilkudziesięciu godzin nieliczna grupa osób w Ellesmore ma niepokojące przeczucie co do tajemniczego zabójcy.
Podejrzenia padły na Amalie. Na Amalie Valerie Ravenblack, siostrę Leilanie. Dlaczego? Bo z tego co powiedziała pokiereszowana Leilanie, jej młodsza siostra straciła nad sobą kontrolę i najwyraźniej próbowała zrobić krzywdę osobom w jej otoczeniu. Nie panowała nad samą sobą, nie była już tą zagubioną siedemnastolatką, a wcielonym złem, groteskowym połączeniem demona i wysłannika jednego z dwunastu anielskich Gwiazdozbiorów.
Mimo że po wszystkim Leilanie nadal broniła swojej siostry, fakty mówiły same za siebie. Jednak Leilani troszczy się o Amalie. A Finege i reszta jej przyjaciół troszczą się o Leilanie. I o jej złamaną nogę, nie do końca wygojoną po ataku demonów na opactwo, nadłamaną w opuszczonym domu stróża, gdy spadła na nią sterta desek i kamienia i ostatecznie poharataną, gdy Leilanie próbowała dość normalnym krokiem wrócić do Akademii.
Amalie była niebezpieczna, a przez to stała się podejrzana.Finege jest już na ostatnim piętrze, członkowie Akademii mają teraz swoje zajęcia, dlatego korytarze są puste. Osoby, które mieszkają tu, a nie potrzebują należeć do adeptów (czyli przygarnięte przybłędy ze zniszczonych opactw, na przykład Finege lub jej przyjaciele), muszą grać role drugoplanowe. Muszą być jak najmniej zauważalni, by adepci nie byli rozpraszani. To całkiem rozsądny wymóg i każdy się do niego stosuje. Dzięki temu, Finege szybko pokonuje kręte klatki schodowe i pojawia się na parterze, gdzie znajduje się jadalnia.
Pomieszczenie, może trochę inaczej urządzone, bardzo przypomina salę posiłkową w londyńskim opactwie. Kilka wielkich i dużych stołów ustawiono równolegle do siebie, a prostopadle do wejścia. Finege przechodzi między nimi, idąc prosto do kuchni na drugim końcu pokoju.
Jest w połowie drogi, gdy nagle z miejsca do którego się kieruje, dobiega hałas szklanych przedmiotów zrzucanych na ziemię, a potem dźwięk uderzenia niosącego się od metalowego przedmiotu.Finege marszczy brwi i rusza biegiem w stronę kuchni. Blaszane garnki nadal dzwonią, gdy z hukiem otwiera drzwi i obrzuca wielkie pomieszczenie czujnym spojrzeniem. Słyszy czyjeś głosy, zza lekko uchylonych drewnianych drzwi w kącie pokoju i rusza w tamtą stronę. Jak wielkie jest jej zdziwienie, gdy zastaje plecy omiatane blond włosami związanymi w kucyk, napięte do granic możliwości. Ich właścicielka - Alanie z londyńskiego opactwa - dyszy, przedramieniem przyciskając kogoś do wielkiego metalowego mebla, wykorzystywanego do przetrzymywania garnków. Te wydają dźwięczne odgłosy w różnych intonacjach, jednocześnie fałszywie uderzając o metalowe półki, gdy postać przetrzymywana przez Alanie co chwila się szarpie. Oddech intruza świszczy.
CZYTASZ
Trzynasty Anioł
FantasyAmalie Valerie Ravenblack: - Po pierwsze: moje życie w ciągu kilku dni wykonało krzywy, niedołężny i bardzo, ale to bardzo okropny obrót o sto osiemdziesiąt stopni. Skoczyło, a gdy wylądowało, już nic nie było takie samo. Łowcy demonów? Owszem, lubi...